Przejdź do głównej zawartości

Minimalistka wchodzi do szafy

Ale za to dzisiaj będą dwa wpisy, a co tam :)
Czas zająć się tematem szafowo-odzieżowym. Z całą pewnością będzie to cykl notek, a nie tylko jedna. Cóż, co jak co, ale o szmatkach można gadać godzinami, jak wiadomo... Modne jest z szafy wychodzenie, my za to do niej na jakiś czas wejdziemy.
Wioleta pytała o „must have'y” . Być może Was rozczaruję, lecz nie mam zamiaru podawać tu żadnych gotowych recept. Owszem, napiszę, czym kierować się przy sprzątaniu w garderobie i doborze odzieży, lecz do właściwych rozwiązań każdy musi dochodzić sam. Sposób ubierania się jest tak indywidualną sprawą, że nie ma mowy o jednym uniwersalnym rozwiązaniu, dobrym dla wszystkich. Oczywiście podzielę się swoim pomysłem na minimalistyczną szafę, jeśli ktoś się nim zainspiruje, będzie mi bardzo miło. Zacznijmy jednak od podstaw.

Jeśli miałabym powiedzieć, co trzeba koniecznie mieć, żeby być dobrze ubraną(-ym, precz z seksizmem!), to wymieniłabym dwie kwestie:
  • duże lustro, takie, w którym widać całą sylwetkę. Absolutna konieczność. Dla osób mocno zakompleksionych na początku obiekt znienawidzony, ale zapewniam, że systematyczne oglądanie się w takim lustrze pomaga się z kompleksów wyzbyć. A przede wszystkim pozwala od razu ocenić, czy w danym stroju jest nam do twarzy i całej reszty, czy też nie. Jeśli nie masz takiego lustra, ponegocjuj z bliskimi, może uwzględnią taki zakup w kolejnych planach prezentowych?
  • równie ważne, jak punkt pierwszy: pomysł na siebie oraz świadomość własnych atutów. Jeśli masz już wykształcony styl, to świetnie, natomiast jeśli wciąż go poszukujesz? Szukaj inspiracji. Przeglądaj kolorowe czasopisma, zaznaczaj lub wycinaj zdjęcia ubrań czy stylizacji, które Cię zachwycają. Zastanów się, dlaczego dany zestaw Ci się podoba. I czy możesz go wykorzystać dla siebie? Jakie są Twoje ulubione kolory? Czy Ci w nich do twarzy? A fasony? Długości? Poza tym, wolisz klasykę, czy awangardę?

I takie małe ćwiczenie: zadaj bliskiej Ci osobie płci przeciwnej (mąż/żona, partner, rodzeństwo, przyjaciele...) zasadnicze pytanie, co jest moim największym atutem, najbardziej atrakcyjną częścią ciała? Odpowiedź może Cię zaskoczyć... Aha, i nie przyjmujemy odpowiedzi w stylu „piękny uśmiech”, „wdzięk” czy „osobowość”. Chodzi o konkrety: biust, tyłek, nogi, włosy, twarz, płaski brzuch... Nie ma, zaznaczam, nie ma osoby, u której nie można by znaleźć chociaż jednego atrakcyjnego elementu ciała, który zasługiwałby na eksponowanie. Ważne, żeby zasięgnąć opinii kogoś innego, my sami zwykle jesteśmy zafiksowani na tych miejscach, na których nikt poza nami się nie skupia...
To takie małe zadanie na początek. Zastanów się, jak chcesz być postrzegana(-y). Jaką wiadomość o sobie chcesz przekazywać światu swoim wyglądem? Pomyśl o znajomych lub sławnych osobach, których styl do Ciebie przemawia, inspiruje Cię. Dlaczego? I w jaki sposób możesz to wykorzystać? Rozejrzyj się wokoło, na pewno znajdziesz mnóstwo pomysłów. Przykłady negatywne też są przydatne. Jeśli wiesz, jak NIE CHCESZ wyglądać, masz już od czego zacząć.
Ciąg dalszy nastąpi ...

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian