Przejdź do głównej zawartości

W 2010 będę piękna (i bogata)

No i jestem z powrotem. Wypoczęta, wyspana, z nowym zapasem energii. Widzę już pewne zniecierpliwienie wśród PT Czytelników, proszę się nie niecierpliwić, czasem trzeba podładować akumulatory, żeby potem móc pracować ze zdwojoną mocą :)
Dzisiejsza notka miała być prostym podsumowaniem minionego roku i spisem postanowień noworocznych, ale coś mi się wydaje, że to będzie zaledwie punkt wyjścia.
Zeszły rok był dla mnie bardzo udany w kategoriach rozwoju osobistego. Po kolei, spróbuję zrobić listę (podobno Czytelnicy blogów lubią posty z wypunktowanymi listami...).

  1. Spełniły się co najmniej trzy moje duże marzenia. To już sporo.
  2. Wprowadziłam w życie większość mądrych zasad życia w prostocie i minimalizmu.
  3. Uporządkowałam ostatecznie naszą przestrzeń życiową.
  4. Pozbyłam się mnóstwa niepotrzebnych rzeczy.
  5. Zaprowadziłam porządek w finansach osobistych (w toku, ale dobrze mi idzie).
  6. Zmieniłam podejście do kosmetyki, zaczęłam bawić się w samodzielne robienie kosmetyków, z powodzeniem. Dzięki temu udało mi się wreszcie po latach zapanować nad stanem cery (a ostatnio nawet usłyszałam jeden komplement na ten temat, fiu, fiu).
  7. Od trzech kwartałów regularnie ćwiczę, chodzę też na zajęcia z tańca (moi, niegdysiejsza kocica kanapowa!). 
  8. Zmieniłam podejście do zakupów. Teraz traktuję je jako zło konieczne, a nie ulubiony sposób spędzania czasu, jak dawniej.
  9. Od marca chodzę w stanikach dobranych według „jedynej słusznej metody” (polecam lekturę „Lobby biuściastych” i „Lobby Małobiuściastych” na forum Gazety), dzięki temu mój biust jest w formie tak dobrej, że aż trudno mi samej uwierzyć.
  10. Aż się prosi, żeby było dziesięć punktów. Hmmm... No dobra, trochę naciągane, ale niech będzie. Regularnie maluję paznokcie.
Uff, udało się. Jakie więc są moje postanowienia na Nowy Rok? Trochę mnie śmieszy sam temat takich postanowień, bo niby dlaczego Nowy Rok miałby być lepszym momentem na postanowienia niż jakikolwiek inny dzień roku? Zmiany należy wprowadzać wtedy, gdy do nich dojrzewamy, a nie akurat dlatego, że w jakimś ściśle umownym momencie zmienia się data w kalendarzu. Jednak wierzę w konieczność okresowego przeglądu swoich dokonań i oczekiwań wobec siebie, życia i innych, można takie remanenty robić na Nowy Rok, na urodziny albo i w trzeci czwartek listopada :) Jak tam komu wygodnie.
Jak zauważyliście, część podsumowania zeszłego roku dotyczy różnych kwestii związanych z wyglądem.
Kiedy jakiś czas temu ustalałam sobie krótką listę osobistych priorytetów na jej czołowych miejscach znalazła się moja Rodzina i Bliscy oraz dbanie o siebie. I poczułam się nieco nieswojo, bo przecież dbanie o siebie w naszej kulturze kojarzone jest z egoizmem. Wydało mi się niestosowne, że rzecz tak, można by pomyśleć, banalna, jest dla mnie ważna. Bo to przecież nie wypada...
Nasza kultura przejawia w tej dziedzinie pewne rozdwojenie jaźni, mam wrażenie. Z jednej strony jesteśmy bardzo nastawieni na odbiór, na wygląd, na piękno, ale z drugiej strony dbanie o siebie w niektórych kręgach jest uważane za coś niestosownego. Do kobiecych zabiegów urodowych podchodzi się z pewnym pobłażaniem, lekką pogardą, rozbawieniem. Do męskich jeszcze bardziej.
Podziwiamy pięknych i zadbanych ludzi, ale jakoś nie bardzo chcemy przyjąć do wiadomości, że tylko część ich piękna zawdzięczamy naturze, a znacząca część wynika z ciężkiej pracy i wielu wysiłków.
Często obserwuję ludzi naokoło, a kobiety w szczególności. I widzę, że niestety niewiele spośród nas w pełni wykorzystuje swój potencjał urody. Nie mamy na to zwykle czasu i siły, poza tym same sobie na to nie pozwalamy. Przecież tyle jest ważniejszych rzeczy.
Tak, to prawda, wiele jest na świecie spraw ważniejszych od stanu mojej cery czy biustu. I oczywiście, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, że zacytuję klasyka.
Nie jestem typem słodkiej barbie, mam coś do powiedzenia, mam zainteresowania i pasje. Potrafię zrobić jeszcze parę ciekawych rzeczy poza umalowaniem sobie oczu. Ryzyko, że stanę się durną lalą jest, umówmy się, raczej niewielkie. Powinnam więc sama sobie pozwolić na poszukiwanie granic potencjału swojej urody. I pozbyć się poczucia winy, że popadam w egoizm. I właśnie w tym kierunku chcę iść w tym roku, dbać o urodę po prostu.
Pozwolę sobie zacytować fragment artykułu „Made in Japan” pióra Katarzyny Lewickiej-Stachowicz ze styczniowego numeru „Zwierciadła”:
Poza kosmetykami i zabiegami warto byłoby jednak importować z Japonii również specyficzne podejście do pielęgnacji ciała. Godziny spędzone na upiększaniu skóry nie są tam uważane za egoizm czy stratę czasu. Dbanie o siebie jest bowiem ważną częścią życia w harmonii z otaczającym światem, a troska o detal i poszukiwanie perfekcji zapisane są chyba w japońskich genach.
 Moje postanowienia na Nowy Rok, poza kontynuacją wszystkich fajnych, pożytecznych i ciekawych działań, które podjęłam w roku 2009?
Oto i one:
  1. Więcej spać (bo zdrowo i korzystnie dla cery).
  2. Wykorzystywać zdobytą w zeszłym roku wiedzę i umiejętności, by doprowadzić cerę do perfekcji.
  3. Ostatecznie wyrzeźbić sylwetkę i zrzucić kilka ostatnich kilogramów (przez Święta nie ćwiczyłam i ciutkę jednak ciaśniej w spodniach..., a tak się wymądrzałam na temat umiaru, hihi).
  4. Zrealizować projekt Szafa Minimalistki (opiszę wkrótce, jak obiecałam).
  5. Cieszyć się każdą chwilą życia.
Gdybym jednak zaczęła stawać się durną lalą i zapomniała, że najseksowniejszą częścią ciała kobiety jest jej mózg, proszę Was o wirtualne kopniaczki. Czyli przypomnienie, że nie samym peelingiem człowiek żyje :)
Noworoczne uściski i wszystkiego najbardziej wspaniałego :)



serdecznie gratujluje! 
dziwnie sie sklada ale kiedy czytalalm te pani osiagniecia z niedowierzaniem stwierdzilam ze wszystko znajduje sie na mojej liscie, ale postanowien i planow, lacznie z malowaniem paznokci ;P 
mam tylko do pani male pytanie, nie wiem czy ma pani dzieci, wg bloga chyba nie. 
czy moglaby mi pani podpowiedziec jak uczyc minimalizmu dzieci od malenkosci? brzmi to dosc dziwnie, zwlaszcza w okresie dziecinstwa, ale chciaalbym to wpajac moim maluchom od podstaw, choc oczywscie z umiarem - to przeciez jednak dzieci... :) 
pozdrawiam 

napisał: wioleta_przez_jedno_te
moja corka ma wkrotce urodziny, w ramach prezentu chce ja gdzies zabrac. w jakies czadowe mijesce zamiast kupowac kolejna zabawke czy ubranie. prosze mi wierzyc, ze ma tego sporo. czy dobrze robie? :)
napisał: wioleta_przez_jedno_te


Witam i dziękuję za gratulacje :) 
Nauka minimalizmu, czy też raczej umiaru i zdrowego stosunku do rzeczy, już od małego, to na pewno trudne zadanie, ale kiedy tego uczyć, jak nie właśnie w dzieciństwie? 
Nie mam dzieci, nie chciałabym się więc wymądrzać na temat, o którym mam czysto teoretyczne przekonanie. Jednak myślę, że z uczeniem minimalizmu dzieci jest tak samo, jak z przekonaniem do niego Partnera(-ki). Słowem i przykładem. Niestety z dziećmi jest o tyle trudniej, że one mają kolegów i koleżanki, które niekoniecznie muszą mieć minimalistycznie nastawionych Rodziców. I pociecha wciąż jest bombardowana informacjami o kolejnych absolutnie niezbędnych gadżetach. Tak czy owak, moim zdaniem jak i w innych kwestiach wychowawczych, kluczem jest rozmowa (dialog) i tłumaczenie, dlaczego nie ma sensu kupować kolejnej zabawki czy gadżetu, jeśli nie ma się czasu ani chęci na bawienie tymi, które zalegają warstwami w pokoju. 
Rodzicom nie przelewało się, gdy dorastałyśmy, więc niejednokrotnie musieli nam tłumaczyć, czemu nie kupią nam takiej czy innej rzeczy (głównie chodziło o szpanerskie ubrania, zabawek miałyśmy w sam raz), trudno nam było to zrozumieć, ale jednak w końcu docierało :) 
Pomysł z zabraniem Córki w super miejsce zamiast kupowania zabawki uważam za znakomity. Myślę, że wielu dorosłych też woli takie prezenty, które są przeżyciem, a nie przedmiotem :) 
Proszę podzielić się pomysłem, co to za miejsce? 
A tak poza tym, to jestem Ajka (nie pani :) 
I zapraszam dzieciatych Czytelników i Czytelniczki do dzielenia się pomysłami spostrzeżeniami na temat nauki minimalizmu od maleńkości.

napisał: ajka74


Odzywam się jako dzieciata:)
Minimalizm jest pewnym sposobem na życie, bo to nie tylko kwestia posiadania określonej ilości rzeczy. Jako taki, jeśli wypływa z naszego wewnętrznym przekonania i wg niego żyjemy, to i dzieci "przesiąkną" tym w naturalny sposób. Z małą uwagą: nie ma co oczekiwać, że dzieci będą myśleć i robić i żyć identycznie jak my, bo chyba nie o to w rozwoju chodzi. Czasem (często?) sposób w jaki żyją rodzice zostaje poddany konfrontacji z innymi sposobami na życie i przegrywa. Dobrze mieć tego świadomość. 


Jeśli chodzi o prezenty urodzinowe, to u mnie jest to wspólne przygotowywanie imprezy urodzinowej, oczywiście dla gości zaproszonych przez solenizanta, a nie dla rodziny i oczywiście w domu, a nie w lokalu. Od lat to największa atrakcja urodzinowa, najpierw przygotowywanie, później samo świętowanie:)
Do tego jest też prezent rzeczowy, ale niewielki. 
Zresztą te prezenty (przedmioty) dla dzieci, to często się okazują prezentami tak naprawdę dla rodziców;)

napisał: sowa_nie_sowa 


Z tym minimalizmem bedzie mi o tyle ciezko (jestem samotna mama) ze moja rodzina i znajomi to niestety, gadzeciarze "z krwi i kosci". Doslownie pare osob podziela moje zdanie. Małej kupilam drobny prezent, tylko dla niej - kredki (w tym mijescu dodam ze uslyszalam juz kometarz od siostry "ales prezent jej kupila"). Wiem ze bardzo sie ucieszy i mysle ze na dzien dzisiejszy niczego nie potrzebuje wiecej. No moze odrobine slodyczy (w formie owocow, rzecz jasna! :) 
A gdzie corcie chce zabrac to tez niemaly problem, bo nie dysponuje duza iloscia czasu, nie mam auta i zbyt duzo gotowki. 
Wiem jednak ze mala (ma 2 lata) uwielbia wszelkie wyjscia poza dom. Nawet wyprawe do banku, naprawde! Zawsze duzo z nia wychodzilam i moze to dlatego :) 
Mysle o wypadzie na plywalnie, bo jestem pewna sukcesu. Coreczka kocha wode. Moglaby siedziec w niej godzinami. Ewentulanie jakas bawialnia. Niestety jest zima wiec wiele planow nie moze zostac zrealizowanych. Ale mysle ze wyprawa na kryta plywalnie, polaczona z jakims drobnym upominkiem oraz skromna "wyzerka" w barze bylaby dla niej najlepszym prezetem. 
Ja sama jestem dopiero w poaczatkowej fazie porzadkowania przestrzeni zyciowej. 
Pozbylam sie juz wielu rzeczy, mnie zbednych a oddalam potrzebujacym. W zwiazku z tym czuje sie jeszcze lepiej :) 
I z niecierpliwoscia czekam na Pani propozycje zwiazane z garderoba. Ja glowie sie z tym od paru miesiecy, na razie pozbylam sie rzeczy "nie w rozmiarze" choc byly ladne. Trzymam jednak linie, na szczescie :) 
Ale domyslam ze chce Pani opisac liste tzw. "must have'ow". 
Juz nie moge sie doczekac! 
Pozdrawiam serdecznie:)

napisał: wioleta_przez_jedno_te


Wioleta - bardzo mi się podoba pomysł z niematerialnym prezentem urodzinowym! 
Niebawem moja szwagierka będzie miała urodziny, pomyślałam, że zamiast sztampowego upominku może wybierzemy się razem do kina lub kawiarni (z racji wspólnego mieszkania rzadko gdzieś razem wychodzimy). 

Z porządkowaniem przestrzeni idzie mi całkiem nieźle, ale sporym "utrudnieniem" jest mój kochany małżonek - zapalony miłośnik wszelkich gadżetów ;-) 
Wdrażanie minimalizmu aktualnie skupia się na porządkowaniu tego co mam i nie kupowaniu bez sensu nowych rzeczy. Nie mniej jednak nad jednym zakupem poważnie się zastawiam, chciałam przeczytać "Sztukę prostoty". W bibliotece jest kolejka do niej więc może ją kupię, ale mam taką zasadę, że większość książek które do mnie trafiają staram się "wypożyczyć" bratowej bo lubimy podobną lekturę. Więc ten zakup nie będzie się kurzyć na półce. 

Ajka - bardzo mi się podobają Twoje postanowienia , zarówno te na 2009 jak i obecny rok. Moje są zbliżone chociaż nie wszystkie jeszcze mają już ostateczną formę. Zaczynam się poważnie zastanawiać czy pewnych rzeczy chcę czy tylko tak mi się wydaje... 
 Życzę nam wszystkim wytrwałości :-) 
napisał: mrowka_r 


Wioleta, nie przejmuj się komentarzami Rodziny, wiem, że to nie jest miłe, ale najważniejsze, że Ty wiesz, czego chcesz dla swojej Córeczki i co może sprawić jej największą przyjemność. Wypad na pływalnie wydaje się być bardzo dobrym pomysłem. 
Czekam z niecierpliwością na relację po fakcie :) 

Co do rodziny jako utrudniaczy na drodze do minimalizmu, na pewno wrócimy do tematu, bo jest ważny, a niełatwy. Tak na szybko mogę tylko od siebie powiedzieć: Róbmy swoje. Nie należy nikogo przerabiać na siłę ani zmuszać do czegoś, do czego nie jest przekonany. Jest jednak pewna szansa, że z czasem nasz przykład może kogoś skłonić do zastanowienia... 
 Mrówko, w moim przypadku zakup Sztuki prostoty okazał się strzałem w dziesiątkę. Na półce się nie kurzy, bo mnóstwo chętnych do pożyczania :) A w międzyczasie często do niej wracam i wciąż znajduję coś nowego. Polecam z pełnym przekonaniem.
napisał: ajka74  

Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian