Przejdź do głównej zawartości

Minimalizm a gospodarka


Miałam wrócić dzisiaj do tematu jakości i ceny, ale zrobiło się późno. Napiszę więc tylko parę słów na temat ewentualnego wpływu minimalizmu na gospodarkę.
Ten temat przewijał się w komentarzach już kilkukrotnie. Padało pytanie: a co się stanie, kiedy wszyscy przestaną kupować? Bo przecież konsumpcja sprzyja gospodarce, napędza ją, więc jeśli będziemy ograniczać konsumpcję, to cały ten mechanizm zacznie zwalniać, ludzie będą tracić pracę, przemysł stanie itd. Czy faktycznie mamy się czego obawiać?

Po pierwsze nie wierzę w to, żeby minimalizm stał się aż tak masowym ruchem. Myślę, że dotyczy jednostek, a nie mas. I nawet jeśli pojedyncze osoby ograniczają zakupy i konsumpcję, to inne to za nie nadrabiają. Nawet kryzys tego nie zmienił, więc na pewno nie zmieni tego garstka minimalistów.

Po drugie, minimalizm jest pewną postawą, wynikającą z osobistych przekonań. Jestem przeciwna modelowi życia opartemu na nieograniczonej konsumpcji, bo uważam, że prowadzi ona do wielu bardzo negatywnych zjawisk. Do rabunkowego zużywania zasobów naszej Planety, do zaśmiecania jej, do marnowania surowców i zanieczyszczania środowiska. Prowadzi też do wielu zaburzeń zachowań ludzkich. Czy w związku z tym mam martwić się, co się stanie z gospodarką opartą na takim modelu, jeśli ja nie będę go popierać ani naśladować?

Mój Małżon bardzo słusznie porównał minimalizm do wegetarianizmu. Czy wegetarianin martwi się, co stanie się z branżą hodowlaną i tuczarniami świń z tego powodu, że on nie je schabu? Na pewno nie.
Nie sądzę też, żeby którykolwiek wegetarianin wierzył w to, że jest w stanie przekonać wszystkich do niejedzenia mięsa. Chociaż zapewne byłby bardzo szczęśliwy, gdyby się tak stało... Dla niego przede wszystkim liczy się jednak to, by żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami, według własnych zasad.

Nie wierzę w to, że mogę zmienić świat. Bardzo bym chciała mieć taką moc, ale wiem, że to mrzonka. Nie przekonam całej ludzkości do tego, żeby zaczęła się ograniczać. Jedyne, co mogę zrobić, to zmieniać siebie i swój mikrokosmos. Żyć zgodnie z własnymi zasadami. Starać się dawać innym jak najlepszy przykład. Pracować nad tym, żeby swoimi wyborami i zachowaniami nie wyrządzać Ziemi krzywdy ponad miarę. Mieć mniej, mniej zużywać. Nie potrafię zrezygnować z posiadania i konsumpcji, ale staram się, by moje decyzje w tych dziedzinach były przemyślane.

Jak się głębiej zastanowić, okazuje się jednak, że nawet jeśli się ograniczam (np. kupując mniej ubrań), to i tak w ogólnym rozrachunku wydaję nadal tyle, ile zarabiam. Tylko wydaję inaczej. Kupuję mniej, ale droższe rzeczy, jak wspominałam w notce „Co tanie, to drogie”. Poza tym zaoszczędzone pieniądze odkładam na różne cele: na emeryturę, na podróże, na wymarzoną torebkę... Czyli tak czy owak kiedyś je wydam.

Podstawowa różnica w stosunku do moich dawnych przyzwyczajeń jest taka, że nie wydaję już więcej niż mam - czyli nie biorę pod uwagę kredytów odnawialnych, debetów i innych form zapożyczania się na cele konsumpcyjne. Jeden sektor, który na pewno mniej na mnie zarabia w tej chwili, to bankowość.

A gospodarka? W komentarzach do jednej z notek pojawiło się takie mądre spostrzeżenie, że gdyby minimalizm się rozprzestrzenił, gospodarka po prostu musiałaby się do niego dostosować. Ale dopóki minimaliści pozostają w minimalistycznej mniejszości, nie martwmy się o system.

Martwmy się o siebie :) I róbmy swoje...

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian