Przejdź do głównej zawartości

Zaraz wracam

Niestety chwilowo musiałam przystopować z działalnością blogerską. Od kilku tygodni klepię nadprogramowe zlecenie (taką małą fuszkę), co w praktyce oznacza, że pracuję na dwa etaty, ten oficjalny i ten domowy. Mało minimalistycznie, wiem, ale minimaliści też muszą z czegoś żyć :) Na szczęście to tylko stan przejściowy, możliwe, że już po tym weekendzie będę miała z głowy, ale może się też okazać, że fuszce urodzi się braciszek lub siostrzyczka i będę mieć zajęcie na kolejne parę tygodni. Na razie goni mnie termin (zwany też martwą linią czyli deadlinem).

Jednak nie motywacja finansowa jest w tym przypadku najważniejsza. Zlecenie jest ciekawe, rozwijające, dosyć prestiżowe i będzie pozycją w życiorysie, która może się kiedyś bardzo przydać na drodze do zawodowej niezależności i bycia sobie sterem, żeglarzem i okrętem.
To tytułem wyjaśnienia, czemu ostatnio rzadziej piszę. Lista tematów do omówienia wciąż rośnie, pomysłów i spostrzeżeń mam mnóstwo, tylko czasu brak. A czasem po prostu po kilkunastu godzinach przed monitorem ekranowym nie mam już siły.

Nie byłabym sobą, gdybym jednak z tej sytuacji nie wyciągnęła jakichś wniosków, już mnie znacie.
Pierwsza obserwacja: dzięki temu, że znacznie uprościłam swoje życie i otoczenie, nawet w przypadku utrzymującego się deficytu czasu nie pogrążam się w chaosie. Prostszy system wymaga mniej obsługi. Nie zarastamy brudem, Małżonek nie chodzi głodny ani nie musi stołować się na mieście. Porządek w szafie ułatwia szybkie wybranie garderoby. Dzięki dobrze planowanym zakupom i coraz bardziej przemyślanym zapasom spożywczym i chemiczno-toaletowym czas spędzany w sklepach wszelkiego sortu został ograniczony do absolutnego minimum.

Drugi wniosek: widzę, jak zmieniły mi się priorytety. Dawniej pracowałabym późnym wieczorem lub wczesnym rankiem, kosztem snu, teraz trzymam żelazną dyscyplinę - wspominałam już, jak wiele daje mi dbanie o wysypianie się. Czasu mniej, ale za to sił więcej. Nie rezygnuję też z ćwiczeń gimnastycznych, zdarza się, że ograniczam częstotliwość treningu, lecz nie wykreślam go całkowicie z mojego rozkładu zajęć. Ruch jest mi tym bardziej potrzebny, im więcej przesiaduję przed komputerem.

A czego najbardziej mi żal spośród zajęć, na które czasu mi nie wystarcza? Blogowania, rzecz jasna :) I lektury książek. Życie towarzyskie i malowanie paznokci jednak zajmują o wiele dalsze pozycje w tym rankingu...

Cieszy mnie taka myśl: kiedy już to szaleństwo się skończy, przez pewien czas będę miała wrażenie, że mam naprawdę mnóstwo wolnego czasu. Tak zwany „efekt kozy” :)

Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian