Przejdź do głównej zawartości

Prezent na Komunię - różaniec czy quad?

Przyznaję, że nie byłam na bieżąco z komunijnymi zwyczajami prezentowymi. Większość dzieci w rodzinie i wśród znajomych to jeszcze drobnica. Dwa lata temu mieliśmy taką uroczystość w bliskiej rodzinie, było miło i skromnie, prezentem dla dziewczynki był komputer, na który po prostu się złożyliśmy (zależnie od możliwości, nie było ustalonej stawki). Docierały do mnie wprawdzie anegdotyczne historie o quadach i laptopach, jednak byłam przekonana, że to raczej wyolbrzymione i przerysowane historie, niemające oparcia w rzeczywistości.
Tymczasem pewna znajoma opowiedziała mi o planowanej komunii w rodzinie jej męża. I wciąż nie mogę dojść do siebie po tej opowieści.
Otóż okazało się, że wśród propozycji prezentów dla ośmiolatki znajdują się: laptop (od dziadka), cyfrowy aparat fotograficzny (od matki chrzestnej) oraz quad (od ojca chrzestnego). I zapewne wiele innych kosztownych drobiazgów.

Próbowałam sobie wyobrazić, co się dzieje po Komunii, gdy dzieciaki zaczynają nawzajem przechwalać się prezentami, tymi quadami, komputerami, lustrzankami cyfrowymi i innymi błyszczącymi gadżetami. Kto dostał więcej i droższe przedmioty. A mój laptop jest droższy od Twojego! Jak czują się dzieci, których rodziny nie są tak zamożne?

Gdzie w całym tym szaleństwie pozostaje miejsce na przeżycie duchowe, jakim ma przecież być Pierwsza Komunia? Dawno już rozeszły się moje drogi z Kościołem, ale do dzisiaj pamiętam to wielkie wzruszenie, jakim była ta chwila...

Od tego czasu minęło niemal trzydzieści lat. Przystępowałam do Pierwszej Komunii w czasach stanu wojennego, żyło się wtedy wszystkim bardzo skromnie, ale przecież to było dla mnie wielkie i wspaniałe przeżycie. Pamiętam, jak zjechała się Rodzina, jak Mama i Ciotki gotowały i szykowały poczęstunek, pamiętam kręcenie włosów na wałki. I sukienkę, prostą szatę przerobioną z sukni ślubnej jednej z Ciotek. Wydawała mi się najpiękniejszą suknią na świecie. Mama zrobiła mi na szydełku elegancką torebkę z białej włóczki. Czułam się jak królewna :)

Sama uroczystość Komunii była prześliczna i podniosła, wydawało się nam wszystkim, że zostaliśmy właśnie aniołami. Jeszcze długo potem żyłam przekonaniem, że właśnie dotknęłam świętości...
A prezenty? Głównie srebrna biżuteria, większość mam i noszę do dzisiaj. Wtedy jednak najbardziej zachwycały mnie te tak zwane „pamiątki Pierwszej Komunii”, takie nieco kiczowate laurki, w których wpisywało się życzenia. No, śliczne były po prostu, jak na estetykę ośmiolatki.

Pamiętam, że też było jakieś przechwalanie się między sobą, co kto dostał. Wtedy szczytem komunijnego luksusu był zegarek lub rower (czasem jedno i drugie). Mój Ojciec wspomina, że sam na Komunię dostał modlitewnik i zegarek. Czy zostaliśmy w jakikolwiek sposób skrzywdzeni, ponieważ nasze prezenty komunijne były skromne? Ależ skąd.

Cóż, powiem tak: nie chodzi już o żaden minimalizm, nie twierdzę, że najlepszym prezentem na Komunię jest modlitewnik i różaniec (chociaż czemu nie?), ale gdzie tu umiar i zdrowy rozsądek?  Jak można kupować ośmioletniemu dziecku prezenty o wartości powyżej tysiąca złotych? Dla kogo są naprawdę takie prezenty, dla rodziców czy dla dziecka? O czym jeszcze może marzyć tak obdarowany mały człowiek? Czy w ogóle umie jeszcze marzyć? Gdzie tu miejsce na naukę szacunku dla pieniądza, odkrywanie przyjemności oszczędzania i wrzucania pieniążków do świnki, żeby uskładać sobie na wymarzoną grę czy zabawkę?


Bardzo żal mi dzieci, których rodzice i krewni są na tyle zaślepieni, że nie widzą, jaką krzywdę im wyrządzają, zasypując je drogimi gadżetami (nie tylko przy okazji Komunii zresztą). Wiem, że wiele jest rozsądnych osób, które tak nie postępują, ale przeraża mnie też fakt, że szaleństwo wydaje się zataczać coraz szersze kręgi. A co będzie potem, gdy quady wyjdą z mody? Minimercedesy? Diamentowe kolie?

Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian