Przejdź do głównej zawartości

Dom z widokiem na morze

Zdjęcie z witryny http://www.perivolassuites.gr/
Wbrew powszechnym trendom i zwyczajom spędzania czasu w wakacje, lato upływa mi na pracy po kilkanaście godzin dziennie, z małymi przerwami na sen i jedzenie. Sama chciałam, nikt mnie nie zmuszał, jednak nie ukrywam, że mam już dość i z wielkim utęsknieniem wyczekuję końca tego szaleństwa, czyli przyszłego tygodnia, a potem (wreszcie, tak, tak!!) urlopu. Pieszczę też nadzieję, że to ostatni taki maraton w tym roku.
Zapewne z powodu przepracowania i tęsknoty za wypoczynkiem wróciło do mnie ze szczególną siłą wielkie marzenie, od dawna zagnieżdżone, chociaż ostatnio nie odkurzane. Marzenie o domu nad morzem.

W różnych okresach życia zdarzało mi się, dość regularnie zresztą, pomieszkiwać nad morzem, i zawsze było mi tego mało. Po prostu kocham morza i oceany, niezależnie od ich położenia, zarówno zimne, jak i gorące. I Bałtyk i Śródziemne, nieważne. Jak wiadomo, pływam stylem żałosnym, a na statkach raczej mi niefajnie, więc marynarz byłby ze mnie żaden, ale żona rybaka i owszem :)
Marzę więc o tym, by kiedyś, w namacalnej przyszłości, zamieszkać nad morzem. I prowadzić tam proste, spokojne życie. Dom nie musi być przy plaży, wystarczy mi, żebym mogła widzieć wodę z któregoś z okien i codziennie chodzić na spacer po piasku.




Dom będzie niewielki, skromnie i wygodnie urządzony. Nie chcę spędzać większości czasu na dopieszczanie bibelotów. Ogród tak, ale też nieduży. Żadnych trawników do strzyżenia ani podlewania. Zioła, kwiaty, trochę warzyw.  Życie w niespiesznym rytmie, oprócz pracy czas na spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Oraz na oddychanie, słuchanie szumu fal, przyglądanie się światu oraz blogowanie oczywiście.
Powiecie, marzycielka. Hmm, marzycielką byłam zawsze, ale cóż poradzę, że moje marzenia jak do tej pory się spełniają? Może dlatego, że traktuję je poważnie :)
Jeszcze kilka inspirujących zdjęć, jako ilustracja minimalistycznego marzenia (dwa poniżej także z witryny Perivola Suites):


Żeby nie było tak cukierkowo, wzburzone i niespokojne morze też jest świetną scenerią spaceru:


A wieczorem kolacja, z karafką wina oczywiście:


Wracam do pracy, trzeba zarabiać na spełnienie marzeń...

Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian