Jeśli trafiłeś/-aś tu po raz pierwszy, powiem tak: nie bój się minimalizmu. Jeśli się go boisz, może dzieje się tak dlatego, że kojarzy Ci się z ascezą lub abnegacją?
Tak sobie myślę, że dla wielu osób, które nie zetknęły się wcześniej z minimalizmem, sama nazwa może być odstraszająca. Mam wrażenie, że w języku polskim to pojęcie może wywoływać negatywne skojarzenia. Czasem nawet powiedzenie o kimś, że „taki z niego minimalista” może oznaczać, że ta osoba jest po prostu abnegatem.
Pojęcie minimalizmu ma swoje korzenie w kulturze starożytnej, był wtedy zasadą w teorii poznania. Później istniał także minimalizm w sztuce, literaturze, muzyce i architekturze. Nie o takim minimalizmie jednak tutaj mowa. Chodzi nam o postawę życiową.
Zajrzyjmy do mądrych ksiąg: „Słownik języka polskiego” PWN informuje, że minimalizm to „ograniczenie do minimum wymagań, potrzeb, dążeń itp.”. „Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych” Władysława Kopalińskiego mówi nam, że minimalista to człowiek poprzestający na minimalnych, najmniejszych, najskromniejszych wymaganiach, planach, aspiracjach. I takie właśnie wyobrażenie o minimalizmie jest zakorzenione w powszechnej świadomości. Terminologicznie poprawne.
Jednak z lektury zarówno zagranicznych, jak i polskich blogów o minimalizmie wynika, że nie wszyscy minimaliści ograniczają do minimum swoje wymagania, potrzeby, plany i aspiracje. Owszem, są tacy, którzy pozbywają się niemal wszystkich posiadanych rzeczy, by być bardziej mobilnymi i móc na przykład podróżować po całym świecie i pracować z dowolnego miejsca. Są tacy, którzy pozbywają się tylko niepotrzebnych przedmiotów, ale wcale nie żyją w ascezie ani nie rezygnują z marzeń i aspiracji.
Pojawia się więc nowe znaczenie słowa MINIMALIZM. Zacytuję słowa Pawła Katy z opisu na stronie grupy Neominimalizm na Facebooku: „minimalizm (...) filozofia przeciwna do konsumpcjonizmu, która stawia na świadome oddzielanie zachcianek wzmaganych reklamami od potrzeb i podejmowanie na tej podstawie przemyślanych wyborów, które nie wprowadzą w długi. (...) Sensem minimalizmu jest uwolnienie się od tego sztucznie wytworzonego dążenia do posiadania, uzyskanie większej kontroli nad sobą, a także swoiste „wrzucenie na luz”, spowolnienie tempa codzienności, więcej odpoczynku…”.
Mamy więc pewną nowo powstającą tendencję, całkowicie naturalną odpowiedź na rozbuchany materializm i konsumpcjonizm. Dlaczego przybrała akurat taką nazwę? Zapewne dlatego, że mowa cały czas o minimalizowaniu, ograniczaniu, zmniejszaniu, upraszczaniu, pozbywaniu się... Nazwa dobra jak każda inna, brzmi nieźle, łatwo zapamiętać. A że tak naprawdę nie zawsze nam chodzi o ograniczanie się do minimum, tylko o świadomą ocenę swoich potrzeb zamiast bezmyślnego poddawania się konsumpcyjnym trendom, czy to znaczy, że nie możemy używać tego pojęcia? Ależ skąd! To użytkownicy tworzą język i zmieniają go, nadają nowe znaczenia słowom. A słowniki i encyklopedie ze względów praktycznych często pozostają nieco w tyle.
Zapewne bardziej adekwatnym było by mówienie o ruchu propagującym umiar i zdrowy rozsądek, ale to nie brzmi dobrze. I niby jak miałabym o sobie mówić? Umiarkowana i zdrowo rozsądkowa? Jednak wolę być „Ajką Minimalistką” ;-)
Na koniec po raz kolejny odsyłam do wpisu Pawła o minimalizmie: Czym nie jest minimalizm? I przy okazji mały apel: wychodźcie z podziemia, polscy (neo)minimaliści, zakładajcie blogi, piszcie o swoich doświadczeniach, bo na razie mało nas jest, niestety. Parę osób, które się przewijają: Paweł, Verónica, Plusultra... Grzegorz Kulesza chwilowo zawiesił działalność. I takie kółko wzajemnej adoracji powstało. Cytujemy się nawzajem, bo jest nas raptem kilka osób. Fajnie, miło, ciekawie, ale jednak nic się nie dzieje, nuda, jak w polskim kinie. A tymczasem na pewno wiele osób czytających te słowa ma ciekawe spostrzeżenia i minimalistyczne historie do opowiedzenia, ale nie ma odwagi się ujawnić.
Moje osobiste wyzwanie dla Was, Czytelników: pierwsza osoba, która pod wpływem lektury tego wpisu odważy się założyć swój blog o minimalizmie w ciągu tygodnia od dzisiaj (czyli do przyszłego wtorku, 19 października 2010 r.), zostanie przeze mnie obdarowana moim osobistym egzemplarzem książki „Walden, czyli życie w lesie” H. D. Thoreau. Czekam na informacje w komentarzach :)
Oczywiście minimalizm nie polega bynajmniej na czytaniu blogów o minimalizmie ani ich pisaniu... ale ich lektura może być dobrym początkiem zmian. A o zmiany przecież nam chodzi, prawda?
Tak sobie myślę, że dla wielu osób, które nie zetknęły się wcześniej z minimalizmem, sama nazwa może być odstraszająca. Mam wrażenie, że w języku polskim to pojęcie może wywoływać negatywne skojarzenia. Czasem nawet powiedzenie o kimś, że „taki z niego minimalista” może oznaczać, że ta osoba jest po prostu abnegatem.
Pojęcie minimalizmu ma swoje korzenie w kulturze starożytnej, był wtedy zasadą w teorii poznania. Później istniał także minimalizm w sztuce, literaturze, muzyce i architekturze. Nie o takim minimalizmie jednak tutaj mowa. Chodzi nam o postawę życiową.
Zajrzyjmy do mądrych ksiąg: „Słownik języka polskiego” PWN informuje, że minimalizm to „ograniczenie do minimum wymagań, potrzeb, dążeń itp.”. „Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych” Władysława Kopalińskiego mówi nam, że minimalista to człowiek poprzestający na minimalnych, najmniejszych, najskromniejszych wymaganiach, planach, aspiracjach. I takie właśnie wyobrażenie o minimalizmie jest zakorzenione w powszechnej świadomości. Terminologicznie poprawne.
Jednak z lektury zarówno zagranicznych, jak i polskich blogów o minimalizmie wynika, że nie wszyscy minimaliści ograniczają do minimum swoje wymagania, potrzeby, plany i aspiracje. Owszem, są tacy, którzy pozbywają się niemal wszystkich posiadanych rzeczy, by być bardziej mobilnymi i móc na przykład podróżować po całym świecie i pracować z dowolnego miejsca. Są tacy, którzy pozbywają się tylko niepotrzebnych przedmiotów, ale wcale nie żyją w ascezie ani nie rezygnują z marzeń i aspiracji.
Pojawia się więc nowe znaczenie słowa MINIMALIZM. Zacytuję słowa Pawła Katy z opisu na stronie grupy Neominimalizm na Facebooku: „minimalizm (...) filozofia przeciwna do konsumpcjonizmu, która stawia na świadome oddzielanie zachcianek wzmaganych reklamami od potrzeb i podejmowanie na tej podstawie przemyślanych wyborów, które nie wprowadzą w długi. (...) Sensem minimalizmu jest uwolnienie się od tego sztucznie wytworzonego dążenia do posiadania, uzyskanie większej kontroli nad sobą, a także swoiste „wrzucenie na luz”, spowolnienie tempa codzienności, więcej odpoczynku…”.
Mamy więc pewną nowo powstającą tendencję, całkowicie naturalną odpowiedź na rozbuchany materializm i konsumpcjonizm. Dlaczego przybrała akurat taką nazwę? Zapewne dlatego, że mowa cały czas o minimalizowaniu, ograniczaniu, zmniejszaniu, upraszczaniu, pozbywaniu się... Nazwa dobra jak każda inna, brzmi nieźle, łatwo zapamiętać. A że tak naprawdę nie zawsze nam chodzi o ograniczanie się do minimum, tylko o świadomą ocenę swoich potrzeb zamiast bezmyślnego poddawania się konsumpcyjnym trendom, czy to znaczy, że nie możemy używać tego pojęcia? Ależ skąd! To użytkownicy tworzą język i zmieniają go, nadają nowe znaczenia słowom. A słowniki i encyklopedie ze względów praktycznych często pozostają nieco w tyle.
Zapewne bardziej adekwatnym było by mówienie o ruchu propagującym umiar i zdrowy rozsądek, ale to nie brzmi dobrze. I niby jak miałabym o sobie mówić? Umiarkowana i zdrowo rozsądkowa? Jednak wolę być „Ajką Minimalistką” ;-)
Na koniec po raz kolejny odsyłam do wpisu Pawła o minimalizmie: Czym nie jest minimalizm? I przy okazji mały apel: wychodźcie z podziemia, polscy (neo)minimaliści, zakładajcie blogi, piszcie o swoich doświadczeniach, bo na razie mało nas jest, niestety. Parę osób, które się przewijają: Paweł, Verónica, Plusultra... Grzegorz Kulesza chwilowo zawiesił działalność. I takie kółko wzajemnej adoracji powstało. Cytujemy się nawzajem, bo jest nas raptem kilka osób. Fajnie, miło, ciekawie, ale jednak nic się nie dzieje, nuda, jak w polskim kinie. A tymczasem na pewno wiele osób czytających te słowa ma ciekawe spostrzeżenia i minimalistyczne historie do opowiedzenia, ale nie ma odwagi się ujawnić.
Moje osobiste wyzwanie dla Was, Czytelników: pierwsza osoba, która pod wpływem lektury tego wpisu odważy się założyć swój blog o minimalizmie w ciągu tygodnia od dzisiaj (czyli do przyszłego wtorku, 19 października 2010 r.), zostanie przeze mnie obdarowana moim osobistym egzemplarzem książki „Walden, czyli życie w lesie” H. D. Thoreau. Czekam na informacje w komentarzach :)
Oczywiście minimalizm nie polega bynajmniej na czytaniu blogów o minimalizmie ani ich pisaniu... ale ich lektura może być dobrym początkiem zmian. A o zmiany przecież nam chodzi, prawda?