Przejdź do głównej zawartości

Minimalista i chomik w jednym stali domu


Często spotykam się z pytaniem: jak poradzić sobie, gdy nasz życiowy partner nie jest przekonany do minimalizmu, nie chce upraszczać swojego życia ani pozbywać się zbędnych rzeczy, lubi gromadzić przedmioty? Czy możliwe jest szczęśliwe życie w takim układzie? Powiem krótko: zdecydowanie tak.
Co jest kluczem do rozwiązania tego problemu? Odpowiedź może wydać się banalnie prosta: to samo, co decyduje o powodzeniu związku w innych przypadkach ewentualnych różnic czy konfliktów: wzajemny szacunek, tolerancja, komunikacja, sztuka kompromisu, cierpliwość. Z drugiej strony, sprawa jest prosta tylko w teorii, w rzeczywistości wymaga sporo pracy i dobrej woli z obu stron.
Zastanawia mnie, czy problem ten dotyczy również urodzonych minimalistów, bo przecież oni w swoje związki wkraczają z już ukształtowanym stosunkiem do życia, więc ewentualna konfrontacja z odmiennym podejściem zachodzi stopniowo bądź też zupełna niekompatybilność stylów życia i charakterów od razu uniemożliwia utrwalenie się relacji. Zakładam jednak, że ultraminimalista może zakochać się w uroczej bałaganiarze, chociażby na zasadzie przyciągania się przeciwieństw. I co wtedy? Prędzej czy później będzie próbował namówić ukochaną do posprzątania w szafie, a ona wcale nie będzie miała na to ochoty.

Wśród świeżo nawróconych na minimalizm często pada pytanie: moja druga połowa nie jest przekonana do tego sposobu myślenia, nie akceptuje moich decyzji, nie chce się przyłączyć? Jak mogę ją/jego do tego przekonać?

Po pierwsze należy pogodzić się z faktem, że nie każdego uda się nam przekonać do naszego punktu widzenia. Wprawdzie niesieni zapałem neofity będziemy starać się namówić cały świat, rodzinę, przyjaciół i sąsiadów do przejścia na jasną stronę mocy, to przecież nie wszyscy podzielą nasz entuzjazm. Nie zapominajmy, że minimalizm/proste życie nie jest jedyną słuszną drogą i idealnym rozwiązaniem dla każdego. Może być wspaniałą przygodą dla mnie czy dla Ciebie Czytelniku, ale dla pani Zosi z naprzeciwka może być nudny i nieciekawy. Jedni hodują rybki, drudzy zbierają znaczki. Upodobanie do prostoty jest częścią naszego charakteru, a tego nie da się zmienić na siłę i z zewnątrz. Nie wolno nam uważać, że mamy monopol na prawdę, że to nasza droga jest dobra, a wszyscy inni są w błędzie. Wybraliśmy inną, ale niekoniecznie lepszą ścieżkę. Nie wolno nam także zmieniać innych na siłę. Prawdziwe i trwałe zmiany zawsze przychodzą z wewnątrz, musimy do nich sami dojrzeć, a wtedy świat nam tylko pomaga ich dokonać.

Jeśli pomimo wszelkich starań Twój partner będzie nadal twierdzić, że jest mu dobrze w jego krainie obfitości, nie masz innego wyjścia, jak to zaakceptować. Będzie Wam czasem trudno, ale nie pozwólcie, by rzeczy (lub ich brak) Was rozdzieliły. Postanowiliście być razem nie z powodu żelazek, gadżetów i ciuchów, ale dla tego, jakimi jesteście osobami. I tego się trzymajcie.

Zanim jednak dojdziecie do wniosków jak powyżej, jest wiele sposobów na to, by jednak spróbować pokazać naszemu towarzyszowi czy towarzyszce życia, dlaczego tak bardzo podoba się nam upraszczanie życia i czemu uważamy, że to dobry sposób na poradzenie sobie z rozmaitymi frustracjami, które nas dręczą.

Po pierwsze należy zacząć od siebie samego. Moim zdaniem najlepiej oddziaływać na innych poprzez przykład. Zacząć wprowadzać zmiany w swojej przestrzeni osobistej, uporządkować szafy, kolekcje, zbiory, pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, przestać bezmyślnie i impulsywnie kupować nowe. Uprościć swoje finanse, harmonogram zajęć. Wygospodarować czas dla rodziny i na swoje pasje. Są spore szanse, że partner czy partnerka, widząc pozytywne efekty zmian, jakie wprowadziliśmy w naszym życiu, poczuje się zachęcony i zacznie nas naśladować.

Jednocześnie z działaniami trzeba tłumaczyć co i dlaczego się robi. Ludzie czasem obawiają się zmian, bo nie rozumieją ich natury, boją się nieznanego. Dlatego opowiadaj o tym, co Tobą kieruje, w prosty i zrozumiały sposób. Lepiej nie używać nadętych słów jak konsumpcja, minimalizm, materializm i bla bla, ani też nie zachwalać minimalizmu jako nowego trendu, który jest niezwykle cool and trendy ;-) , bo to może tylko zniechęcić. Dobrze za to mówić o tym, że nadmiar rzeczy i obowiązków nas frustruje i przytłacza, że chcielibyśmy mieć więcej czasu, także dla najbliższych, więcej przestrzeni. Mniej przedmiotów do odkurzania i układania. Mniej stresu, dużo spokoju. To brzmi dość zachęcająco, prawda? Dobrze też mieć pod ręką garść kontrargumentów na wszelkie zarzuty, pytania i obawy, o których pisałam we wpisie o strachu i poczuciu winy. Trzeba sobie samemu dokładnie przemyśleć, co i dlaczego chcemy zmienić, zanim pociągniemy najbliższych za sobą.

Zamiast namawiać partnera, by się zmienił (błąd!), poproś go o pomoc, powiedz, że chcesz wprowadzić zmiany w SWOIM życiu, zapytaj, czy ma ochotę się przyłączyć i Ci w tym pomóc. Poproś o pomoc w konkretnych zadaniach, na przykład w posprzątaniu części wspólnej przestrzeni (garażu, szafy, piwnicy...).

Kilka ważnych zasad: nigdy, przenigdy nie podejmuj arbitralnie decyzji za partnera czy partnerkę. Nie masz prawa decydować o tym, ile i których rzeczy on/ona potrzebuje czy też nie. Nie krytykuj jego/jej upodobań do gromadzenia rzeczy. Nie używaj zwrotów: bo Ty zawsze.../ bo Ty nigdy .... Pamiętaj o szacunku i tolerancji. Pozwól najbliższym osobom samodzielnie podejmować decyzje dotyczące ich własności, a w przypadku wspólnych dóbr bądź otwarty, szukaj porozumienia, kompromisu, rozwiązań ugodowych. Bądź cierpliwy, nie spiesz się, wielkie zmiany nie stają się z dnia na dzień.

Jeśli nie uda się Wam znaleźć kompromisu, wyznaczcie sobie granice: w Twojej części szafy (pokoju, piwnicy), może być bałagan, ale ta część jest moja i staram się utrzymać ją w porządku, więc postaraj się mi w tym pomóc.

I najważniejsze: uśmiechaj się, wyluzuj, odpuść. Nie szarp się ze światem, tylko mu poddaj. A wszystko ułoży się samo.

P.S. Pisząc ten post, inspirowałam się opiniami Lea Babauty oraz Joshuy Beckera i sposobami, jakie oni podają na poradzenie sobie z życiem wśród nie-minimalistów.

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian