Przejdź do głównej zawartości

DIY. Nie święci garnki lepią.

Chatka z piernika - z blogu Chez Larsson
Nastały czasy gotowców. Jeśli tylko dysponuje się odpowiednią ilością pieniędzy, kupić można sobie właściwie wszystko, nie jest już konieczne posiadanie umiejętności gotowania, pieczenia, szycia, szydełkowania, stolarstwa, uprawy roślin czy hodowli zwierząt, budowy domu, naprawy samochodu czy roweru. W każdym z tych przypadków możemy liczyć na to, że zrobią to za nas inni albo sprzedadzą nam efekt własnej pracy.

Z jednej strony to bardzo wygodne. Można wyspecjalizować się w jednej, dwóch dziedzinach i nie męczyć się zdobywaniem nieskończonej liczby umiejętności. Wszyscy cierpimy na notoryczny brak czasu, gdybyśmy mieli wszystko robić sami, nie mielibyśmy tego czasu już naprawdę na nic. Logiczne jest, że nie staramy się być mistrzami we wszystkim i w ten sposób pozwalamy innym zarabiać na tym, w czym są najlepsi.
Z drugiej jednak strony wydaje się, że wiele przez to tracimy.

Co tracimy? Przede wszystkim przyjemność, jaką daje praca własnych rąk. Satysfakcję, dumę z dobrze wykonanej roboty. Zmysłowe doznania: zapach domowego ciasta, dotyk tkaniny czy kawałka drewna pod palcami. Poznanie procesu twórczego od początku do końca, od zgromadzenia materiałów i narzędzi oraz zaplanowania pracy aż po podziwianie efektu końcowego. Kontrolę składu produktu oraz jakości jego wykonania.

W zamian, oprócz wspomnianych już czasu i wygody, dostajemy często masę zbędnych z punktu widzenia konsumenta, ale koniecznych ze względu na wymogi masowej produkcji, transportu, przechowywania i własności użytkowych dodatków technologicznych, konserwantów, polepszaczy, wypełniaczy i innych ulepszaczy. I jeszcze jedno: uniformizację. Brak możliwości spersonalizowania wyrobu, dostosowania go do naszych osobistych potrzeb i upodobań.

Daliśmy sobie też wmówić, że do wielu czynności potrzebne jest posiadanie wyjątkowych zdolności oraz wysoki poziom specjalizacji. Nie próbuj nawet sama gotować barszczu wigilijnego, to trudna i tajemna sztuka, uczy reklama, lepiej kup gotowy, na pewno Ci się uda, a zachwycony Mąż będzie całować Cię po rękach (dla nieoglądających TV: naprawdę istnieją takie reklamy...). Koleżanki bulwersuje fakt, że robię sobie sama niektóre kosmetyki: to wiedza tajemna, a na dodatek w domu trzeba mieć sterylne laboratorium. I jeszcze jakiegoś zakażenia dostaniesz na twarzy! Domowy chleb? To takie trudne, potrzeba mieć piec chlebowy i specjalne formy, a poza tym to takie pracochłonne! A zakwas? To dopiero czarna magia!

Wbrew obiegowym opiniom jednak ani przygotowanie prostego kosmetyku, ani samodzielne upieczenie chleba nie są zbyt skomplikowane, nie wymagają też posiadania specjalnego sprzętu. Na poziomie początkowym wystarczają posiadane w domu narzędzia i naczynia.
Zauważam także u niektórych osób przekonanie, że samodzielne robienie pewnych rzeczy w domu to, mówiąc kolokwialnie, obciach. Nowoczesne kobiety nie stoją godzinami przy kuchni, nie pieką chleba, ciasto kupują w cukierni.

Faktem jest, że istnieje wiele skomplikowanych technologicznie produktów, których nie bylibyśmy w stanie zrobić sobie sami w domu, ze względu na brak know-how, sprzętu, warunków, zespołu specjalistów, za którymi stoją lata nauki i doświadczenia. To oczywiste, że w dzisiejszych czasach nie warto robić samemu wszystkiego, lepiej dać się czasem wyręczyć.

Tyle jest jednak czynności, które nie dość, że wcale nie są trudne, to jeszcze dają olbrzymią satysfakcję, gdy już przekonamy się, że warto spróbować i podejmiemy pierwsze próby. Pieczenie chleba na zakwasie, przygotowanie domowego muesli, upieczenie ciasteczek czy zrobienie czekoladowych trufli, ulepienie aniołka na choinkę z masy solnej, ugotowanie pachnącego barszczu. Wymieszanie nawilżającego toniku. Zbicie karmnika dla ptaków. Wydzierganie szalika na drutach. Zbudowanie prostego mebla.

Zwykle nie trzeba wiele: trochę odwagi i czasu oraz dobrych chęci. Dostęp do internetu bardzo się przydaje, bo dzięki niemu nie musimy szukać poradników, w sieci można znaleźć instruktaże, przepisy i fachowe porady dotyczące właściwie każdej dziedziny majsterkowania, prac domowych i rękodzieła. Nie wspominając już niezliczonych forów dyskusyjnych. Zazwyczaj lepiej też nie zaopatrywać się od razu w zestaw wymyślnych gadżetów, zwłaszcza w przypadku, gdy dopiero debiutujemy i nie wiemy jeszcze, czy dana dziedzina naprawdę nam się spodoba i co tak naprawdę będzie nam potrzebne, a co jest tylko zbędnym bagażem.

Nie zapominajmy też, że wspólne prace ręczne to nie tylko znakomita zabawa, ale też świetny sposób spędzania czasu z rodziną i znajomymi. Od dobrych paru lat spotykamy się regularnie w gronie koleżanek, by wspólnie malować pisanki, lepić aniołki z masy solnej czy szyć proste ozdoby z filcu. Coś małego do jedzenia, trochę wina, ploteczki i rozmowy, a dłonie (nawet te na początku niewprawne) zajęte robótką. Traktujemy te spotkania jako specjalną okazję, cieszymy się swoim towarzystwem, a jednocześnie wciąż uczymy czegoś nowego, a nasze dzieła z roku na rok są coraz bardziej udane.

Zaangażuj w pracę dzieci. Majsterkowanie czy gotowanie w asyście małych lub większych pomagierów to przyjemność i dla rodzica, i dla dziecka, niezależnie od wieku. I nie bądźcie seksistami, synek chętnie pomoże w pieczeniu ciasta, a córki lubią podawać narzędzia czy wbijać gwoździe. A ile potem radości ze wspólnie wykonanej pracy i spędzonego razem czasu!

Nie mów: ja nie mam żadnych zdolności, nie poradzę sobie, nie wiem jak. Pamiętaj, nie święci garnki lepią. Wszystko jest dla ludzi. Nie mówimy tu przecież o robieniu ciasta francuskiego od zera czy o dzierganiu koronek. Zacznij od czegoś prostego, na zaawansowane technologie przyjdzie jeszcze czas. Nie zrażaj się też ewentualnymi niepowodzeniami, zakwas nie zawsze wychodzi od razu, ciasto może czasem być zakalcowate, a pierwsza półka trochę krzywa. Jeśli z czasem i kolejnymi próbami brak sukcesów, poszukaj porady albo w ostateczności innej dziedziny. Możesz nie mieć ręki do ciast, ale może za to szydełkowanie Cię wciągnie?

Macie jakieś ulubione prace ręczne? Pieczecie chleb, robicie nalewki, domowe wędliny, kosmetyki, dziergacie, szyjecie? Ciekawi mnie również, czym lubią zajmować się Panowie, sama dobrze znam tylko „babską” stronę rękodzieła. Jak zawsze czekam na Wasze wypowiedzi w komentarzach.

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian