Przejdź do głównej zawartości

Sztuka prostoty w praktyce


Zdjęcie ze strony Home Interior Design
Jakiś czas temu udało mi się natrafić na ciekawy artykuł sprzed kilku lat, postanowiłam się nim z Wami podzielić. Zamieszczam więc jego tłumaczenie (mojego autorstwa), oryginalną wersję, J’ai testé l’art du vide, można znaleźć w portalu Psychologies.com. Miłej lektury!








Przetestowałam sztukę pustej przestrzeni

Jak pozbyć się zbędnych przedmiotów z domu, odchudzić garderobę czy zredukować biuro? Można się tego nauczyć. Pomysł wywodzi się z Japonii, jego autorką jest Dominique Loreau. Jako minimalistka obejrzała mieszkanie jednej z naszych redaktorek i przystąpiła do bezkompromisowej „inwentaryzacji”.


Pascale Senk (tłumaczenie Anna Mularczyk-Meyer)

Szpilki tu nie wetkniesz. Tak pomyślałam, gdy wróciłam do mojego mieszkania po długim pobycie za granicą. Może dlatego, że tam ulice są o wiele szersze, a domy większe i bardziej przestronne? Nagle ściany wydały mi się przeładowane, pomieszczenia duszne, a przedmioty, które przecież lubiłam i wybrałam jako ozdoby, wyglądały jak pozbawione blasku. Lecz w jaki sposób mogę przywrócić świeżość i wrażenie lekkości w moim miejscu zamieszkania?
Postanowiłam zatem skorzystać z pomocy Dominique Loreau. Zwolenniczka minimalizmu, Francuzka, mieszkająca w Japonii od ponad dwudziestu lat, organizuje tam weekendowe warsztaty dla osób, które nie radzą sobie już z tym wszystkim, co je przytłacza. To dowód na to, że trudności z orientacją wśród rzeczy, z ich segregowaniem i rezygnacją z nich są sprawą uniwersalną. Zdaniem D. Loreau minimalizm jest prawdziwą filozofią, którą można nauczyć się po trochu wprowadzać we wszystkich dziedzinach życia.


Po przybyciu do mojego mieszkania Dominique Loreau wyjaśnia mi, że zawsze podróżuje z bardzo małą ilością bagażu: „Gdy wyjeżdżam z Japonii, zabieram ze sobą tylko jedną torbę, w której mam wszystko, czego potrzebuję do życia, minimum. I w ten sposób nie muszę nadawać bagażu!" Jej swoboda i lekkość budzą we mnie zazdrość. Jako nowego rodzaju coach poświęci dwie godziny na zbadanie rozmaitych aspektów nadmiaru, który panuje w moim mieszkaniu. Taka „inwentaryzacja” skłania do refleksji i przede wszystkim powinna prowadzić do ... działania. Zapraszam na zwiedzanie z przewodnikiem. 

 

Przedpokój: zostają tylko rzeczy przydatne lub bardzo piękne.

To pierwsze przykazanie wygłasza Dominique po szybkim obejrzeniu ośmiu metrów kwadratowych przedpokoju mojego mieszkania. Zielona drewniana ławka ogrodowa musi więc odejść: nikt tu na niej nigdy nie siaduje, nie ma też w sobie nic z dzieła sztuki. Taki sam los spotka marokańskie naczynia z fajansu. Protestuję: „Ale one są kolorowym akcentem na ścianach!" „Tak" — odpowiada pani trener, ale misa na ziarno to ciągle tylko misa na ziarno. Jej naturalnym miejscem jest szafka kuchenna".

Natomiast w przypadku taoistycznego drewnianego bibelotu, prezentu od rodziny ustawionego przeze mnie na niskiej szafce, Dominique proponuje, bym zrobiła mu zdjęcie i „schowała" je w pamięci komputera, jeśli naprawdę chcę zachować go we wspomnieniach. W przedpokoju pozostanie więc dywan, duże lustra oraz wspomniana niska szafka, jeśli naprawdę mieści przedmioty, których nie mogę schować gdzie indziej.

 Salon: postawić na płynne linie i przestrzeń, by umysł mógł się odprężyć.

Gdy wchodzimy do salonu połączonego z jadalnią, Dominique obrzuca krytycznym spojrzeniem dwa wypełnione książkami regały wokół kominka. „Zrobiła pani sobie z salonu księgarnię”. Rzeczywiście, odpowiadam urażona, w tym domu lubimy czytać. „Ale obecnie można czytać przez Internet, wypożyczać w mediatekach". Jej argument mnie nie przekonuje: a wszystkie te książki, którymi zaczytujemy się, leżąc w łóżku albo podczas podróży komunikacją zbiorową? "Jeśli naprawdę nie może się Pani powstrzymać od ich kupowania, od razu po przeczytaniu proszę je dawać innym. Może Pani sobie zostawić cztery czy pięć ulubionych pozycji i trzymać je w zamkniętej szafce. W ten sposób odsłoni Pani ściany”.

Tak samo należy postąpić ze zbiorem płyt kompaktowych: „Nigdy nie podoba się nam naprawdę cała płyta”. Pani Loreau zaleca więc skopiowanie ulubionych utworów na czyste płyty CD, zrobienie z nich kompilacji i przechowywanie w specjalnych klaserach z folii (niektóre mogą pomieścić nawet pięćset płyt). Z przerażeniem wyobrażam sobie, ile czasu zajmie mi opracowanie tej „idealnej płytoteki"! „Tak, ale ona będzie zawierać to, co najważniejsze, to, co Pani naprawdę lubi”.

Dominique proponuje mi także, bym pozbyła się stolika z salonu, zagracającego środek pomieszczenia. „Lepiej wybrać komplet stoliczków ustawionych po bokach sof”. Chodzi o to, żeby zawsze pozostawiać co najmniej metrowy odstęp pomiędzy poszczególnymi meblami, by ułatwić poruszanie się. „To tak zwany styl white space, stosowany przez architektów — precyzuje —, styl, w którym „obiekty" naprawdę istnieją dzięki otaczającej je pustej przestrzeni". Zdaję sobie sprawę, że berberyjski dywan bez wątpienia odzyska elegancki wygląd i barwy, jeśli nic nie będzie na nim stało. Dzięki temu będzie mógł królować pośrodku salonu. 

 Łazienka: poszukaj jednego produktu, który zastąpi wszystkie pozostałe.

Zaglądając do mojej szafki w łazience, Dominique odkrywa, że wypełniają ją liczne kremy i produkty upiększające i tłumaczy: „Obecnie produkuje się wspaniałe mikstury typu „wszystko w jednym". Olejki, które służą jednocześnie do demakijażu, nawilżania i odżywiania cery. Tylko jedna buteleczka, a zastosowań wiele. Po co zajmować sobie miejsce dziesiątkami na pół pustych słoiczków?" Odpowiadam, że uwielbiam opakowania, buteleczki... „No więc proszę sobie kupić produkt z najwyższej półki i nic poza tym, a będzie Pani miała wszystko, czego Pani potrzeba!"

Odzyskane w ten sposób miejsce powinno wystarczyć mi do przechowywania w tej szafce wystarczającej jej zdaniem ilości bielizny — cztery lub pięć par staników oraz majtek z czystej białej bawełny (!) —, oraz ewentualnie bielizny pościelowej: „Na każde łóżko wystarczy po dwa komplety pościeli. Należy wybierać pościel dobrej jakości, białą z haftem: dzięki niej łóżko stanie się luksusową alkową”.

 Garderoba

To bardzo „bolesny” rozdział: dwie wypełnione szafy ścienne, stojak na wieszaki w biurze. Zgromadziłam mnóstwo ubrań. Dominique proponuje mi bardzo precyzyjną metodę postępowania podczas oczyszczania garderoby, opiera się ona na jednej cyfrze: 7. „To dobry moduł, bardzo zrównoważony, mówi. Pozostawiamy tylko po siedem elementów z każdej kategorii: siedem par spodni, siedem żakietów, siedem swetrów, siedem bluzek koszulowych...” Cieszę się, bo to przecież w końcu nie tak mało. Jednak Dominique studzi mój entuzjazm, precyzując: „Siedem, ale na lato i zimę łącznie!" Zabieramy się do tego, układając ubrania w „stosy”.


W głowie należy mieć wtedy tylko jedno pytanie: „Czy patrzenie na tę sukienkę lub sweter sprawia mi jeszcze przyjemność?” W przypadku każdej sztuki ubrania należy zadecydować: „tak” lub „nie”, lub „podejmę decyzję później”. Należy również powtórzyć tę ostrą i świadomą segregację w odniesieniu do stosów ubrań odłożonych jako „podejmę decyzję później”. Aż nic nie zostanie.


Większość zaleceń zadziałała u mnie bardzo skutecznie. Po raz pierwszy nie ograniczono się do rzucania mi hasła „wyrzuć to”, bez żadnych wyjaśnień. Dominique skłoniła mnie do przemyślenia sposobu patrzenia na miejsce zamieszkania. Od czasu jej odwiedzin kilka przedmiotów zostało wydanych lub sprzedanych. Przede wszystkim stałam się świadoma przyjemności (lub jej braku), jakiej dostarczają mi rzeczy, które jeszcze zostały. Wiem już teraz, których mebli, ubrań i bibelotów się pozbędę. Tak czy owak nie mogę zwlekać z tą wielką kuracją oczyszczającą: za kilka tygodni przeprowadzam się, co zdaniem pani coach w dziedzinie pustej przestrzeni jest idealną okazją do zatrzymania tylko najważniejszych rzeczy. 

 Miniwywiad z Dominique Loreau 

„Zrobić miejsce na to, co naprawdę kochamy”

Dwadzieścia trzy lata temu Dominique Loreau, wówczas studentka studiów doktoranckich z języka amerykańskiego, przy okazji wyjazdu naukowego trafiła do Japonii. Zakochała się w tym kraju od pierwszego wejrzenia. Zamieszkała w Japonii. Dzisiaj prowadzi warsztaty i pracuje nad książką na temat „Sztuki prostoty”.


Psychologies: Jaka jest definicja minimalizmu?
Dominique Loreau: Często uważa się, że minimalizm polega na pozbyciu się tego, co zbędne. Lecz wyrzucanie to nie tylko eliminacja, to robienie miejsca na to, co naprawdę kochamy. Minimalizm ma wymiar estetyczny (zachować to, co najpiękniejsze, najlepsze), ale również filozoficzny, ponieważ poddaje w wątpliwość potrzebę posiadania wielu rzeczy i chciwość, która rozwija się w nas pod wpływem naszego chorego społeczeństwa. Wiąże się także z hedonizmem, ponieważ zachęca do smakowania w pełni tego, co sprawia nam przyjemność.




W jakich dziedzinach można go stosować?
We wszystkich. Przykładowo mam tylko dwoje czy troje przyjaciół, takich prawdziwych: mogę do nich w razie potrzeby zadzwonić o dowolnej porze dnia i nocy i zawsze spędzam w ich towarzystwie czas w cudowny i wzbogacający sposób. Osiągnęłam taką jakość relacji, eliminując pseudoprzyjaźnie, które niczego nie wnosiły w moje życie.




W jaki sposób można nauczyć się być minimalistą?
Potrzeba lat, by dowiedzieć się, na co naprawdę mamy ochotę i czego potrzebujemy. Większość z nas nigdy nie zadała sobie pytania, co tak naprawdę lubi. Ale im mniej mamy rzeczy, tym łatwiej przychodzi nam pozbywanie się ciężaru. To staje się automatyczne, jak higiena życia: przykładowo, jeśli ma się tylko trzy noże zamiast dwudziestu pięciu, nie jest tak trudno zdecydować, który jest najlepszy. Następnie, gdy ma się posiadać tylko jeden nóż, zabieramy się do poszukiwania „idealnego” noża. Minimalizm nie polega więc na byciu sknerą, lecz na tym, by wreszcie rozsądnie wydawać swoje pieniądze.

Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian