Przejdź do głównej zawartości

Zapracuj na swoją emeryturę

Mój Dziadek, Józef Mularczyk, pod koniec życia
  Wbrew tytułowi nie będzie mowa o funduszach emerytalnych. Zapowiedziałam niedawno minicykl na temat zdrowia, odżywiania, urody i odmładzania, zaczęło się od recenzji „Sztuki umiaru”, gdzie mowa była przede wszystkim o umiarkowaniu w jedzeniu i piciu, idźmy więc dalej w tych rozważaniach.
Ze względów zawodowych mam ostatnio sporo do czynienia z podróżującymi po Polsce hiszpańskimi i francuskimi emerytami. I oprócz smutnej refleksji na temat kondycji finansowej polskich emerytów, która nie pozwala się im aż tak bujać po „zagramanicznych” krajach, nie opuszczają mnie inne równie smutne myśli. Patrząc na tych ludzi, niejednokrotnie w wieku niezbyt jeszcze podeszłym, trudno nie zadawać sobie pytania „Jak można doprowadzić się do takiego stanu???!!!”. W większości z dużą nadwagą lub wręcz otyli, zasapani, zmęczeni już po przejściu paru kroków. Wyjście po schodach na drugie piętro wydaje się im wręcz nadludzkim wyzwaniem. Podręczny zestaw leków w torebce, grafik tabletek rozpisany na cały dzień.
Obserwacje polskiej ulicy dają podobne wyniki. Wśród znajomych moich Rodziców przeważają osoby, które na pewnym etapie życia (między 50 a 60-tym rokiem życia) uznają, że do grobu mają już niedaleko, w każdej chwili może dopaść je jakaś straszna i zupełnie ich zdaniem niezasłużona choroba, a starość = zniedołężnienie, choroba, ból. Lecz nie robią nic, by się przed tym przykrym losem uchronić.

Lecz spotykam też osoby, które do późnej starości zachowują sprawność ciała i umysłu (jak mój nieżyjący już Dziadek, na zdjęciu powyżej). Mają osiemdziesiątkę lub nawet dziewięćdziesiątkę na liczniku lat, ale nie uskarżają się na większe dolegliwości, oprócz pewnego, naturalnego przecież na tym etapie, zużycia i „zmęczenia materiału”. Czy to tylko zasługa dobrych genów? Czy te osoby po prostu miały szczęście?
Wszyscy pragną wiecznej młodości. I mają nadzieję na wynalezienie jakiegoś cudownego środka, który tę wieczną młodość im bezwysiłkowo zapewni. Na razie jednak, jeśli tylko nasze życie nie zakończy się przedwcześnie w wyniku wypadku losowego, trzeba pogodzić się z faktem, że kiedyś starość nadejdzie. Nie chodzi więc o to, czy się kiedyś zestarzejemy (bo prawdopodobnie to nastąpi, jeśli nie umrzemy wcześniej), lecz o to, jaka będzie jakość naszego życia w jego końcowym okresie. Na ile będziemy w stanie cieszyć się tak zwaną jesienią życia i czy ta jesień będzie raczej złota i słoneczna czy też listopadowo szara i smutna?
A może jednak mamy jakiś wpływ na to, w jakiej formie dożyjemy starości i czy w ogóle będziemy mieli szansę jej dożyć?

Jestem przekonana, że tak. Tyle, że wielu z nas albo przypomina sobie o tym zbyt późno, albo całkiem zwyczajnie na co dzień po prostu nawet się nad tym nie zastanawia.
Oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę, że dobre geny i szczęście też mają tu sporo do rzeczy. Nie da się przeoczyć również faktu, że nawet osobom, które zawsze bardzo dbały o siebie i prowadziły wzorcowo zdrowy tryb życia, zdarza się chorować na ciężkie i bolesne, a czasem i śmiertelne choroby. Nikt z nas nie jest panem życia i śmierci, nie ma sposobu na stuprocentowe zabezpieczenie się przed chorobą i zniedołężnieniem. Ale nie trzeba rozbudowanych danych statystycznych, by zauważyć, że bardzo wiele osób, które na starość chorują i cierpią, przez długie lata na różne sposoby szkodziło swojemu zdrowiu.

A tymczasem na dobrą starość trzeba sobie zapracować. Tak samo jak na emeryturę (tyle, że w tym wypadku na szczęście nie musimy liczyć na ZUS...). Decyzje, które podejmujemy każdego dnia, kiedyś przyniosą owoce. Decyzje co do odżywiania, trybu życia, miejsca zamieszkania, spędzania wolnego czasu.
Dlaczego powinniśmy zastanawiać się nad tym zanim się zestarzejemy? Bo jesteśmy to winni nie tylko samym sobie, lecz także naszym bliskim, partnerom, dzieciom, przyszłym wnukom, przyjaciołom. Oni też będą cierpieć, jeśli na starość będziemy schorowani i niesprawni, nie tylko dlatego, że ktoś będzie musiał się nami opiekować, ale przede wszystkim dlatego, że nie ma większego bólu niż widzieć, jak cierpi osoba, którą kochasz.

Temat ten jest dość obszerny, więc o praktycznych aspektach odmładzania czy raczej zachowania dobrej formy na starość będzie mowa w kolejnych wpisach z cyklu. Wiem, że Wasp czeka na dwudziestoletnie staruszki, które obiecałam, będą, będą, proszę się nie niecierpliwić ;-)

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian