Przejdź do głównej zawartości

Najlepsza praca na świecie

Zdjęcie pochodzi z witryny Best Expedition in the world
Miałam kontynuować temat zachowania młodości, zdrowia i urody, ale pod ostatnim wpisem w komentarzach proszono o poruszenie tematyki poszukiwania pracy. A że staram się słuchać głosów moich Czytelników, pomyślałam, czemu nie? Odkładam więc na chwilę wcześniej zapowiedziany cykl wpisów, porozmawiajmy o pracy.
Nie czuję się ekspertem w dziedzinie jej poszukiwania, nie będę też podawać pomysłów na to, jak to robić, bo takich porad w sieci można znaleźć niemało. Moim zdaniem po prostu, żeby znaleźć pracę, trzeba jej szukać, jak najintensywniej się da, i tyle. Wykorzystywać wszystkie dostępne możliwości informowania świata o tym, że jej szukamy: odpowiadać na ogłoszenia, samemu się ogłaszać, rejestrować w serwisach internetowych, biurach pośrednictwa, zgłaszać się do potencjalnych pracodawców, a poza tym mówić znajomym, pytać, czy nie słyszeli o możliwościach. Im więcej osób będzie wiedziało o naszych poszukiwaniach, tym większe szanse znalezienia zajęcia.

Chciałabym jednak zwrócić uwagę na inny aspekt życia zawodowego. Pamiętacie konkurs na zarządcę australijskiej wyspy Hamilton, ogłoszony pod hasłem Best job in the world? Miała to być najlepsza praca na świecie, gdyż do zadań zwycięzcy konkursu należało pilnowanie rajskiej wyspy na Wielkiej Rafie Koralowej, uzupełnianie strony opisującej atrakcje turystyczne Rafy i stanu Queensland oraz pisanie blogu. Tak naprawdę konkurs był formą promocji turystycznej regionu, ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, jak wygląda ogólnoludzkie wyobrażenie o pracy marzeń: życie w raju, za które dobrze Ci płacą. Może nie wszyscy marzą o tym, by żyć z karmienia żółwi na wyspie w ciepłym klimacie, ale częste za to jest marzenie o wygranej w totka, nagłym spadku po nieznanym, obrzydliwie bogatym krewnym czy innym zrządzeniu losu, które umożliwiłoby życie w dostatku i rezygnację z pracy zarobkowej.

Praca często traktowana jest jako zło konieczne. Z czegoś trzeba żyć, prawda? Godzimy się z tym przymusem, ale wciąż marzymy o dniu wyzwolenia. Od weekendu do weekendu, od jednego święta do drugiego, od urlopu do urlopu. Niedzielny wieczór oznacza przedponiedziałkową depresję, a od poniedziałku odlicza się dni do piątku. Byle do emerytury, powtarzane jak mantra, za każdym razem, gdy rozdrażni nas szef czy współpracownicy, gdy męczy rutyna, gdy przytłacza stres... Czy tak być musi? Czy faktycznie praca jest złem koniecznym, a stanem idealnym i upragnionym niczym niezakłócone nieróbstwo? W obu przypadkach odpowiem: nie!

Nieróbstwo jest super tylko przez chwilę, potem można nabawić się odleżyn i zaniku mięśni. Nawet milionerzy, którzy nie muszą zarabiać na utrzymanie, nie pozostają bezczynni. Tyle, że ich aktywność nie jest już podyktowana przymusem zarobkowania. Natomiast dla tych wszystkich, którzy nie mają milionów na koncie, praca wcale nie musi być karą ani zmarnowanym czasem wyjętym z życia.
Stara maksyma „Znajdź pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu” brzmi już wręcz banalnie, chyba każdy ją słyszał. Ale ile osób naprawdę w nią wierzy?

Jak to zrobić, jak znaleźć swoją pracę marzeń? Tu odpowiem tak samo, jak na pytanie: jak znaleźć pracę? Po prostu szukać! Próbować różnych zajęć, otworzyć się na możliwości, jakie przynosi nam życie. Zacząć od zapytania siebie: co mnie kręci, w czym jestem naprawdę dobry? Czy obecne zajęcie daje mi możliwość wykorzystania mocnych stron? A jeśli nie, to co chciałbym robić aż do emerytury? I czy jest możliwe, żebym w ten sposób mógł utrzymać siebie i swoją rodzinę?

Są takie chwile w życiu, że nie można pozwolić sobie na grymaszenie i przebieranie w ofertach. Z różnych względów przyjmuje się wtedy pierwszą lepszą z brzegu propozycję, ciesząc się z tego, że ma się jakąkolwiek pracę i przynosi ona regularny zarobek. Lecz przecież taki stan nie będzie trwał wiecznie, gdy okoliczności życiowe ulegną zmianie  i możemy zacząć myśleć o przyszłości z większym spokojem, warto wtedy wrócić do zastanowienia się, jak daleko jesteśmy od najlepszej pracy na świecie. Czyli takiej, która daje nam radość na co dzień, zadowolenie z dobrze wykonanego zadania i dumę z własnych osiągnięć.

Czy taka praca koniecznie musi polegać na zarządzaniu rajską wyspą? Raczej nie :) Każde zajęcie, nawet z pozoru całkiem skromne i zwyczajne, może dawać radość. Klucz do tej radości znajduje się w naszych głowach, bo tym kluczem jest nastawienie do pracy. Jeśli widzisz jej sens i użyteczność, jeśli wiesz, że wykonujesz ją najlepiej, jak tylko potrafisz, jeśli widzisz, że pozwala Ci ona się rozwijać, poniedziałkowe poranki nie są aż tak straszne, bo wprawdzie skończył się weekend, lecz za to znowu masz możliwość robić to, w czym jesteś dobry i dzięki czemu świat staje się choć odrobinkę lepszy, ładniejszy, czyściejszy, mądrzejszy, zabawniejszy, bardziej przyjazny, bezpieczniejszy... Dzięki Tobie.

Bardzo mądrze o takiej zmianie nastawienia pisze Rob, autor blogu Barwy inspiracji, w poście Minimalistyczny punkt widzenia.

Z jednej strony namawiam więc do zmiany podejścia do tego, co robimy w danej chwili, a z drugiej do dążenia do realizowania marzeń i szukania możliwości połączenia tego, co sprawia nam przyjemność i daje satysfakcję, z zarabianiem na życie. Czasem znalezienie takiego rozwiązania może zająć sporo czasu i wymagać wysiłku, ale za to dzięki temu zostaniesz laureatem osobistego jednoosobowego konkursu na najlepszą pracę na świecie...

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian