Przejdź do głównej zawartości

Zgrzybiali młodzieńcy i dziarscy staruszkowie

Temat zachowania dobrej formy do późnej starości od dawna mnie fascynuje. Niedawno pisałam o tym, że na co dzień pracujemy na to, jaka będzie jesień naszego życia. Bardzo ciekawe uwagi zamieściliście w komentarzach, sporo nad nimi myślałam i doszłam do wcale nieodkrywczego wniosku, że w rzeczy samej nie o to chodzi, żeby zastanawiać się dzisiaj, jaka ta nasza starość będzie, czy, jak to słusznie skomentował Rob, by „projektować sobie starość”, lecz  wyrabiać sobie pozytywne nawyki po to, by czuć się dobrze i być w doskonałej formie tu i teraz. Jest dość prawdopodobne, że dzięki temu będziemy także dobrze wyglądać, zachowamy zdrowie i sprawność ciała i umysłu aż do schyłku naszych lat. Warto jednak czasem zastanowić się nad tymi zależnościami, nad tym, co sprzyja zachowaniu formy na starość, a co może niepotrzebnie skrócić nam życie.
Ostatnio rzadko kupuję książki w wersji papierowej, lecz pozycja, która wpadła mi w ręce tego lata, do tego stopnia mnie zaciekawiła, że zrobiłam dla niej wyjątek, bo już po przejrzeniu w księgarni chciałam przeczytać ją od deski do deski. To „Kody młodości. Odmładzanie strukturalne. Wiek a metryka” dr Marka Bardadyna. Do tej pory nazwisko dr Bardadyna kojarzyło mi się jedynie z odchudzaniem strukturalnym (diecie opartej częściowo na wykorzystaniu koktajli owocowych i warzywnych nazywanych przez Doktora eliksirami), a tymczasem książka ta wprawdzie też zawiera rozdział o „eliksirach młodości” i nawoływania do zachowania szczupłej sylwetki, lecz poruszona w niej tematyka jest o wiele szersza, a wyważone i zdroworozsądkowe podejście autora do tematu moim zdaniem jest bardzo przekonujące. W przejrzysty i przekrojowy sposób analizuje rozmaite aspekty starzenia się i sposoby zapobiegania niekorzystnym zmianom, a wręcz nawet odwracania ich.

Do jego poglądów na zachowanie formy fizycznej jeszcze wrócę w przyszłych wpisach, dzisiaj chciałabym wreszcie poruszyć obiecany już dawno temat „dwudziestoletnich staruszków”. Dr Bardadyn nie ogranicza się bowiem do kwestii fizjologii i biologii, wspomina też o tym, że procesom starzenia podlega nie tylko ciało, ale i umysł. Nie raz wspominaliśmy w naszych rozmowach o tym, że wszystko, a więc i starość, zaczyna się w głowie. Każdy z Was zna zapewne kogoś (pisaliście o tym w komentarzach do wpisu o starości), kto pomimo sędziwego wieku zachował energię i sprawność umysłu, ale każdy spotkał lub spotyka osoby, które choć młode wiekiem, to duchem i umysłem wydają się być już całkowitymi zgredami.

Dr Bardadyn twierdzi, że sposobem na długowieczność jest bycie „twórczym indywidualistą”. Po pierwsze, by nie wypalić się zbyt szybko psychicznie, trzeba znaleźć sobie cel, ponieważ cele są bodźcami, które wymuszają aktywność mózgu i reszty organizmu. Doktor pisze tak:
Nie jest najważniejsze, jaki będziesz miał przed sobą cel. Istotne jest jedynie to, aby dla ciebie było to coś, do czego warto dążyć. Najlepiej, jeśli realizacja zadania, które przed sobą postawiłeś, zmusza do twórczych poszukiwań, a planowanie i wykonanie przedsięwzięcia wiąże się, choćby częściowo, z twórczym wysiłkiem. Ten typ aktywności, angażujący wybraźnię, jest najbardziej stymulujący dla organizmu.
Dr Bardadyn słusznie zauważa, że te wytyczone cele mogą dotyczyć całkiem zwykłych spraw, warto o tym pamiętać, bo przecież pojęcia kreatywności i twórczego podejścia wcale nie muszą odnosić się do bardzo ambitnych pomysłów, twórczo można podchodzić i do zajęć zupełnie zwyczajnych i codziennych, w których nie zawsze trzeba podążać utartymi ścieżkami.
Autor wskazuje też na korzyści z systematycznego przyswajania wiedzy, poznawania interesujących nas zagadnień:
Wystarczy zacząć dostrzegać wartości, jakie niesie realizowanie założonego celu, i nauczyć się doceniać samą aktywność, która do tego prowadzi.
Zaskoczyło mnie spostrzeżenie Doktora, że nie ma większego znaczenia dla stanu zdrowia i długości życia, czy nasze nastawienie jest optymistyczne i pozytywne, czy też sceptyczne i pesymistyczne, gdyż jego zdaniem oznaką nastawienia jest już samo wyznaczenie sobie celu i zaangażowanie w jego realizację. Twierdzi wręcz, że czasem nastawienie sceptyczne bywa pomocne, bo powoduje dokładniejsze planowanie przedsięwzięć i opieranie ich realizacji na własnej inwencji. Ostrzega przed wpadaniem w pułapkę podporządkowania się wymogowi bezwarunkowego pozytywnego nastawienia i ciągłego pokazywania zadowolenia bez względu na rzeczywistą sytuację.

Dr Bardadyn dołącza się do chóru głosów, nakazujących nam akceptację siebie - tym razem w kontekście zachowania młodości ducha i ciała:
Jeśli przez całe życie będziesz starał się być kimś innym, niż jesteś lub w gruncie rzeczy chciałbyś być, zapłacisz za to przedwczesnym wyczerpaniem sił psychicznych. Wcale nie stwierdzono, aby wśród stulatków były wyłącznie osoby wiecznie uśmiechnięte, bardzo miłe i bezkonfliktowe. Wręcz przeciwnie, trzeba mieć charakter i nie ulegać zbytnio wpływom otoczenia, aby przedwcześnie nie spocząć na laurach.
Przyznam, że nieco mnie ten tok rozumowania zaskoczył, w końcu jednak przekonał. Nadal uważam, że akceptacja siebie nie zwalnia nas z pracy nad własnym charakterem, lecz zgadzam się z tym, że sztuczne utrzymywanie się w stanie pozornego ciągłego zadowolenia i bezwarunkowego optymizmu nie może przynosić dobrych efektów, tak samo jak i nieustanne tłumienie negatywnych emocji czy unikanie konfliktów za każdą cenę.

Autor poradnika pisze o tym, jak zachować młodość ducha do późnej starości, ja natomiast zadawałam sobie pytanie, jakie cechy w największym stopniu  decydują o tym, że daną osobę postrzegamy jako młodą lub starą duchem i umysłem. Zapewne nie chodzi o pojedyncze cechy, lecz o cały ich zespół. W  moim odczuciu najbardziej postarzający jest brak ciekawości świata i ludzi, przekonanie, że wszystko się już przeżyło, widziało, wszystko wie i niczego nowego ani zaskakującego już nie znajdzie. Dla mnie młody duchem człowiek to osoba o otwartym sercu i umyśle, która każdy dzień wita z radością, bo wie, że ten nowy dzień będzie kolejną okazją to zobaczenia czegoś pięknego, ciekawego, zabawnego, do dowiedzenia się czegoś o świecie, o ludziach. Także o tych osobach, które zna już od lat.

Co ciekawe, osoby, które wydają mi się młode duchem, są ludźmi o sporym bagażu życiowego doświadczenia. Takimi, którzy niejedno widzieli i przeżyli. Nie sądzę, żeby „starość ducha” wynikała z wypalenia na skutek ogromu przeżyć. Owszem, spotykałam wiekowe osoby, które nie ukrywały zmęczenia życiem, jego długością, faktem, że wszyscy przyjaciele już im wymarli, ale mimo to nadal miały w sobie tę iskrę energii, rozpalającą spojrzenie. Natomiast umownie nazywani „dwudziestoletni staruszkowie” (czasem i trzydziesto- lub czterdziestoletni) czasem niewiele widzieli i niewiele przeżyli, ale już są absolutnie przekonani, że nie warto się wysilać, nie ma co podejmować jakiegokolwiek działania, bo... no właśnie, dlaczego? Bo są zmęczeni, bo nie ma sensu, bo po co, tak właściwie? Nie chce mi się, zmęczony jestem, szkoda gadać...
Jak pisze dr Bardadyn, rzecz w tym, by docenić wartość, jaką jest realizacja zamierzonego celu, a także znaleźć przyjemność w prowadzącej do niego aktywności. A co, jeśli nie wiemy, jak tę przyjemność znaleźć ani jaki cel chcemy sobie wytyczyć? Nie ma innego sposobu, niż wsłuchanie się w siebie, niż zadawanie sobie pytań o swoje rzeczywiste potrzeby i pragnienia.

Ciekawa jestem, jakie cechy Waszym zdaniem decydują o psychicznej starości? Co sprawia, że niektórzy dziewięćdziesięciolatkowie wcale nie wydają się starzy, a z kolei młodzi ludzie są zgredami już u progu życia?

Cytaty pochodzą z książki dr Marka Bardadyna „Kody młodości. Odmładzanie strukturalne. Wiek a metryka”, nakładem Domu Wydawniczego Rebis, Poznań 2008. Na rynku dostępne są dwie wersje tego poradnika, tańsza nieilustrowana (około 25 zł) i droższa z kolorowymi ilustracjami (które wprawdzie ładne, lecz niczego do tekstu nie wnoszą).  

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian