Przejdź do głównej zawartości

Konkurs - pobawmy się w blog kulinarny!

Zeszłoroczny konkurs świąteczny przyniósł mi wiele radości, postanowiłam więc również na koniec tego roku zaprosić Was do zabawy i współpracy przy tworzeniu blogu. Ostatnio kręciliśmy się trochę wokół tematyki zdrowia i jedzenia, a powoli zmierzamy w stronę minicyklu o minimalizmie w kuchni i prostocie w gotowaniu. Dlatego wymyśliłam dla Was zadanie, ciekawa jestem, czy się Wam spodoba?


Ogłaszam konkurs na przepis kulinarny na danie sezonowe, na późną jesień i zimę. Ramy „sezonu” są dość luźne, głównie chodzi mi o to, żeby pokazać, co można smacznego ugotować, gdy nie ma już do dyspozycji takiej obfitości świeżych warzyw i owoców, jak w sezonie wiosenno-letnim. Dlaczego danie sezonowe? Ponieważ w dobie supermarketów, sprowadzania towarów z drugiego końca świata i powszechnej dostępności mrożonek często zapomina się o tym, że w naszej strefie klimatycznej jedzenie sałatki z pomidorów w środku zimy czy też świeżych truskawek w styczniu nie jest niczym naturalnym. A także dlatego, że gdy staramy się gotować zgodnie z porami roku, często jesteśmy zmuszeni do większej kreatywności (mniej dostępnych składników). Prócz tego po prostu wydajemy mniej (że nie wspomnę już o konsekwencjach dla środowiska naturalnego - mniejsze obciążenie transportem i mrożeniem towarów).

Nie zrozummy się źle: nie jestem wrogiem mrożonek. Ani też nie ograniczam się tylko do produktów krajowych, lokalnych i sezonowych. Piję kawę z drugiego końca świata, lubię grecką oliwę i hiszpańskie pomarańcze. Mam jednak wrażenie, że czasem zachwycając się możliwościami, jakie daje nam nasza cywilizacja, zapominamy, że nasza rodzima tradycja kulinarna też ma wiele do zaoferowania. Zajadamy się sushi, kebabami, tropikalnymi owocami, próbujemy chińszczyzny czy kuchni tajskiej. Nie ma niczego złego w chęci kosztowania nowości czy egzotycznych smaków, chodzi tylko o skalę zjawiska. Nagle okazuje się, że niektórym osobom gotowanie bez użycia produktów egzotycznych (np. trawa cytrynowa czy liście limonki kaffir), zamorskich i „trendy”, ze składników łątwo dostępnych w naszym klimacie, bez mrożonek, bez warzyw sprowadzanych z drugiego końca kontynentu, wydaje się trudne, nudne i obciachowe. Kiszona kapusta? A fe! Brukiew? A co to takiego? Buraczki marynowane? Bleeee....

Dość wymądrzania się i wstępów teoretycznych, przechodzimy do garów :) Zasady konkursu są bardzo luźne, liczę na Waszą inwencję i inteligencję. Danie sezonowe, jak już powiedziano (późna jesień - zima). Mile widziane produkty krajowe, ale bez podejścia dogmatycznego. Przecież wiele obecnych już od co najmniej kilkuset lat w kulturze europejskiej przypraw pochodzi z bardzo odległych stron świata (jak pieprz chociażby). A czymże byłyby zimowe potrawy bez rozgrzewających i aromatycznych przypraw? Właściwie nie wykluczam żadnego rodzaju składników, bardziej chodzi mi o uchwycenie „ducha” zimowego gotowania, niż o to, czy ktoś używa do sałatek oliwy czy oleju z pestek dyni.
Nie trzeba ograniczać się do dań kuchni polskiej, przecież inspirując się kuchnią innych krajów, też można gotować wspaniałe potrawy z rodzimych składników. I, chociaż ostatnio pisałam o ograniczaniu mięsa w jadłospisie, wcale nie oznacza to, że czekam na wyłącznie wegetariańskie przepisy, bo przecież ze wszystkich słodyczy najbardziej lubię boczek ;-)
Nie muszą być to wyłącznie potrawy obiadowe i kolacyjne, propozycje zimowych śniadań również będą mile widziane.
Jeszcze jedno: w przypadku przeróbek przepisów, które od kogoś zapożyczyliście, proszę o podanie źródła inspiracji. Oczywiście można też przedstawić dania klasyczne w autorskiej wersji, czy też ulubione dania obecne w rodzinie od zawsze...

Termin nadsyłania propozycji na mój adres poczty elektronicznej ajka.minimalistka@gmail.com to 30 listopada 2011 r. Proszę o dołączenie do przepisu zdjęcia lub innej ilustracji przedstawiającej gotową potrawę (może być np. rysunek) oraz krótkiego komentarza na temat Waszego podejścia do gotowania zgodnie z porami roku, sezonowo i lokalnie (czy stosujecie takie podejście i jak Wam to wychodzi). Wszystkie przepisy (także nienagrodzone) zostaną opublikowane w grudniu, z podaniem imienia, pseudonimu lub pełnych danych Autora lub Autorki (wedle życzenia).

Skoro jest konkurs, muszą być i nagrody. Książkowe, jak zwykle. Główna to Real Cooking Nigela Slatera i połączone wydanie Kitchen Confidential A Cook's Tour Anthony'ego Bourdaina. Pozycje anglojęzyczne, mam nadzieję, że nie zniechęci to potencjalnych Uczestników i Uczestniczek, a może taka nagroda pomoże w szlifowaniu znajomości języka?
Pozostałe dwie nagrody to omawiane w poprzednim wpisie dzieło Michaela Pollana W obronie jedzenia. Manifest wszystkożerców oraz Wyznania francuskiego piekarza Petera Mayle'a i Gerarda Auzeta (Peter Mayle to autor Roku w Prowansji Dobrego roku, na podstawie którego Ridley Scott nakręcił film pod tym samym tytułem).

Zapraszam do udziału i życzę powodzenia!!!

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian