Przejdź do głównej zawartości

Camino, Cava i inne plany na 2012

Koniec roku - czas posumowań, remanentów, planów na kolejny rok... Podsumowania na pewno się przydają. Postanowienia też, pod jednym warunkiem: że się je realizuje.
Każdy zna zapewne osoby, które postanawiają sobie, że po Nowym Roku: a) przejdą na dietę; b) zaczną zdrowo się odżywiać; c) będą wcześnie wstawać; d) będą regularnie ćwiczyć/biegać/chodzić na siłownię; e) rzucą palenie; f) ograniczą spożycie alkoholu; g) będą spędzać więcej czasu z rodziną i przyjaciółmi; h) znajdą lepszą pracę... itp. Niepotrzebne skreślić lub dodać stosownie do okoliczności. Ogólne założenie jest takie, że od 1 stycznia stajemy się innym, lepszym człowiekiem :) W związku z czym do Sylwestra włącznie kontynuuje się stare nawyki, nawet nadrabiając na zapas, bo przecież po Nowym Roku skończy się z tym wszystkim i wreszcie weźmie w garść. Efektem jest kac w noworoczny poranek, a potem od razu zapomina się połowę postanowień, o ile już do tego czasu nie zgubiło się ich listy ;-)

Nie znaczy to jednak, że postanowień noworocznych nie ma sensu robić ani że nie da się ich z głową realizować.
Trwałe zmiany najlepiej wprowadzać jest powoli i po jednej. Nie można stać się innym człowiekiem z dnia na dzień. Natomiast systematyczną codzienną i wytrwałą pracą nad sobą można zdziałać cuda, pod warunkiem, że podążamy cierpliwie małymi kroczkami do przodu.
Jeśli ma się przygotowaną całą listę noworocznych postanowień, warto wybrać sobie na styczeń tylko jedno z nich i zabrać się za jego wdrażanie z mocnym przekonaniem, że musi się udać. Potrzeba około trzech tygodni do miesiąca, by nowy nawyk utrwalił się. Dopiero pod koniec stycznia można więc przejść powoli do kolejnego postanowienia z listy. Sukces osiągnięcia pierwszego celu daje radość i siłę do zmierzenia się z kolejnym. Widząc, że z jednym się udało, nabiera się wiary, że uda się też z drugim, trzecim. I tak po kolei...

Nie poddaję w wątpliwość samego sensu wyznaczania sobie celów - chodzi tylko o to, by nie zniechęcić się do samej idei wprowadzania zmian w wyniku podjęcia się zbyt wielu wyzwań na raz.
Postanowienia noworoczne, tak, jak najbardziej, chociaż równie dobrze można podejmować je każdego innego dnia w roku. Grunt, by nie było ich za dużo jednocześnie. I by traktować je jako poważne zobowiazanie wobec samego siebie, a nie tylko koncert niemożliwych życzeń.

Natomiast w przypadku planów na kolejny rok, warto pamiętać, że nie da się przewidzieć dokładnie wszystkich okoliczności, z jakimi będzie się mieć do czynienia w nadchodzących miesiącach. Tylko ich część zależy od woli samego planującego. Nad resztą nie zawsze da się panować.

Jak pisałam w podsumowaniu roku 2010: nie chcę robić żadnych noworocznych postanowień. Mam sporo pomysłów i planów, ale nie chcę ograniczać się postanowieniami. Nie będę z góry zakładać, co osiągnę w przyszłym roku. Przecież rok 2010 przyniósł mi o wiele więcej, niż spodziewałam się w styczniu. Wystarczy mi, że wyznaczam sobie kierunki działania, że wiem, w którą stronę chcę podążać. Nie wiem jednak, co mnie czeka, co przyniesie mi los, nie mogę więc zakładać z góry, co mi się przydarzy. Być może nastąpi w moim życiu kilka dużych zmian, ale na razie za wcześnie jeszcze, by o tym pisać.

Dzisiaj, gdy kolejny rok dobiega końca, wiem, że miałam rację, pisząc powyższe słowa. W najśmielszych nawet marzeniach nie przewidziałabym wszystkich szans i możliwości, które otwierały się w ciągu tego roku, a gdybym korzystała tylko z tych, które przewidziałam w styczniu, bardzo wiele ciekawych przygód mogłoby mnie ominąć. Na przykład oprowadzanie po Zamku Królewskim na Wawelu Maria Vargasa Llosy... O czym nawet nie marzyłam, czytając jego powieści jako lektury podczas studiów.

Ten rok był czasem sporych zmian - jednej wielkiej, czyli zmiany tryby pracy z etatu na samodzielną działalność, oraz mnóstwa pobocznych, niektóre wynikały z tej pierwszej, a inne były kontynuacją wcześniejszych działań. Nie sposób ich wszystkich opisać w jednym wpisie, oto więc pierwszy punkt na liście planów blogowych na 2012 r. Zaraz po Nowym Roku zrobi się tutaj bardzo tłoczno - konkurs fotograficzny wejdzie w etap publikacji prac i ich oceny, oj, będzie się więc działo!

Jednak gdy już uporamy się z fotografią, w kolejce czeka parę wpisów podsumowujących to, co działo się w tak zwanym międzyczasie. Będzie więc dawno zapowiada relacja z pierwszego niecałego roku mojego życia jako wolnego strzelca, będzie też nieco o digitalizacji (czyli między innymi o Kindlu oraz o tym, dlaczego smartphone nie musi być tylko gadżetem, lecz może również pomóc w uproszczeniu życia). Będzie o nowych źródłach kobiecych inspiracji (świetną książkę Aniołek przyniósł mi pod choinkę, szelma!).

A plany osobiste na nowy rok? Mnóstwo :) Po pierwsze chcę pełniej korzystać z uroków życia freelancera, czyli więcej podróżować (jednak bez przesady, trzeba jeszcze na podróże zarobić). Do realizacji zaplanowałam też dwa wielkie marzenia. Mam nadzieję, że wspomniane wyżej okoliczności życiowe pozwolą na to. Jeśli nie, trudno, ale może jednak się uda?

Jedno mogę już Wam zdradzić (o drugim napiszę więcej, gdy zacznie nabierać realnych kształtów). Od lat marzę o przejściu trasy pielgrzymkowej znanej jako Camino de Santiago. Powodów jest wiele i na pewno jeszcze o nich będę pisać. Nie należę do żadnego kościoła, chociaż uważam się za osobę głęboko wierzącą. To pragnienie nie ma jednak wiele wspólnego z celem tej wędrówki (czyli grobem św. Jakuba w Santiago de Compostela w hiszpańskiej Galicji), lecz z przekonaniem, że muszę przejść tę drogę. Poza tym z wykształcenia jestem iberystką, dawno nie podróżowałam jednak do Hiszpanii, przejście Camino będzie więc świetną okazją do odwiedzenia tego kraju i poznania jego części, której niemal na razie nie znam. Przecież to potrwa około miesiąca...
O przygotowaniach do wyprawy, którą planuję na wrzesień, będę Wam pisać na bieżąco, tym bardziej, że niektóre z nich zacznę już wkrótce - trzeba pracować nad formą.

Reszta planów, podobnie jak zeszłoroczne, będzie nabierać kształtów wraz z upływem czasu. Bo, jak pisałam wcześniej, nie wszystko mogę przewidzieć, lepiej jest dostosowywać się elastycznie do okoliczności i nadarzających się sposobności. Zbyt sztywny plan mógłby w tym po prostu przeszkodzić.

Natomiast moim podstawowym postanowieniem na przyszły rok, oprócz stałej pracy nad sobą, niech będzie cytat z blogu Haeffect: bierz z umiarem to, co najlepsze z życia! Czego i Wam, moi Czytelnicy i Czytelniczki, życzę, wnosząc kieliszek z szampanem! A raczej z katalońską cavą, czyli znakomitym winem musującym, które zdaniem niektórych może śmiało konkurować z francuskimi szampanami. Również i moim zdaniem :)

Bawcie się dobrze i do zobaczenia w Nowym Roku!!!



Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian