![]() |
Laleczki autorstwa Kasi Urban Rybskiej, więcej Jej prac można obejrzeć i kupić tutaj |
Nieco paradoksalnie zdobywamy tę pewność siebie, gdy pierwszą młodość mamy już zwykle za sobą, a niektóre części naszych ciał zaczynają już tracić swą boską jędrność. Potrzebujemy czasu i doświadczenia, by poczuć się naprawdę wygodnie w naszych cielesnych powłokach. Doceniamy je, pomimo tego, że mogą już być nieco zużyte, tymczasem rzadko potrafiłyśmy je cenić, gdy były jeszcze świeże i nienadgryzione zębem czasu.
Zabrakło wypowiedzi osób zakompleksionych, które czują się ze sobą po prostu źle (pojawiła się jedna wypowiedź, lecz Autorka ją usunęła). Nie dziwi mnie to, ostatecznie nikt nie lubi się chwalić tym, że ma kompleksy i czuje się nieszczęśliwy. Tym bardziej pośród szeregu wypowiedzi kobiet, które mniej lub bardziej lubią siebie.
Czy można sobie jakoś pomóc w tym trudnym i czasami bolesnym procesie dochodzenia do samoakceptacji? Jak polubić swoje ciało? Jak pozbyć się kompleksów z nim związanych?
Nie ma jednej uniwersalnej recepty. Nie da się też porzucić narosłych uprzedzeń i blokad z dnia na dzień. To proces wymagający czasem lat, czasem miesięcy. Nie można sobie tak zwyczajnie powiedzieć: od dzisiaj kocham siebie.
Czasem pomaga nam splot różnych okoliczności. Nowa miłość dodaje skrzydeł, tracimy na wadze, zmieniamy fryzurę, wreszcie znajdujemy właściwy styl ubierania i makijażu, wszystko staje się proste. Powoli brzydkie kaczątko wyrasta na wspaniałego łabędzia. Kompleksy przechodzą do historii. Gdzieś tam jeszcze pozostał może jakiś cellulit, ale to przestaje być ważne. W chwili zwątpienia w pobliżu zawsze znajdzie się ktoś (partner, przyjaciele, dzieci) kto powie: dla mnie i tak jesteś najpiękniejsza. Kocham Cię taką, jaka jesteś.
Ale nie każda kobieta ma takie szczęście. Bywa, że z upływem lat jej niechęć do siebie narasta. Brak pewności siebie utrudnia wejście w trwały związek, książę z bajki jakoś nie może odnaleźć drogi do zamku za lasami, za górami, pomysłów na siebie brak. Czasem znajduje się książę, ale z innej bajki niż nasza, i trudno od niego oczekiwać wyznań o całkowitej czy jakiejkolwiek innej akceptacji, a co najwyżej można usłyszeć jeszcze jakąś kąśliwą uwagę, która tylko pogłębia kompleksy.
Dzisiaj chciałam podrzucić parę pomysłów tym osobom, które nie wiedzą, od czego zacząć, by choć trochę polubić swoje ciało, gdy nikt ani nic nie chce w tym pomóc, a czasem wręcz przeszkadza.
Bywa, że szuka się lekarstwa na niską samoocenę „na zewnątrz”. Pamiętam, że jako niegdyś bardzo zakompleksiona młoda kobieta szukałam rozpaczliwie potwierdzenia swojej atrakcyjności u innych. Chciałam, żeby ktoś się mną zachwycił, by opowiadał mi, jaka jestem piękna, pomimo tego, że sama uważałam się za nieatrakcyjną lub wręcz brzydką, grubą, niezgrabną, pryszczatą. Jednak na komplementy reagowałam niedowierzaniem, przecież JA wiedziałam, że nie zasługuję na nie. Nie podobałam się samej sobie, więc nikt nie był w stanie przekonać mnie, że nie mam racji, tak surowo się oceniając. Jednak nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mój obraz własnego ciała jest zniekształcony.
Załóżmy jednak, że ten etap masz już za sobą. Wiesz, że nie widzisz siebie taką, jaką jesteś, ale jeszcze nie wiesz, jaka jesteś naprawdę. W jaki sposób możesz poznać i pokochać swoje ciało?
Na początek proponuję spotkanie z nagą kobietą. Czyli z Tobą. Kobiety, które źle oceniają swoje ciało, zwykle nie chcą na nie patrzeć, gdy jest nagie. Wolą go zasłaniać, maskować, ukrywać jego kształt. Ich ubranie i makijaż staje się ich zbroją, kombinezonem ochronnym. Spróbuj więc zrzucić na chwilę ten kombinezon.
Będziesz potrzebować ciepłego pomieszczenia, dużego lustra, aparatu fotograficznego z samowyzwalaczem, świętego spokoju i... samej siebie. Ewentualnie kieliszka wina (nie butelki...). Może przydać się kartka i ołówek do zanotowania spostrzeżeń.
Przede wszystkim upewnij się, że nikt i nic nie będzie Cię rozpraszać, nikt nie wejdzie nagle do pokoju i nie zacznie wypytywać, co Ty u licha wyprawiasz :)
Czemu musisz być sama? By wreszcie spojrzeć na siebie własnymi oczami, bez porównywania się z innymi kobietami, bez wartościowania.
Rozbierz się więc do naga. Zmyj makijaż, rozczesz włosy, zdejmij biżuterię. Bielizna nie może zostać, nago znaczy nago. Bez osłonek.
Stań przed lustrem. Lustro musi być duże, takie, byś widziała w nim całą sylwetkę. Nigdy nie przestanę Was namawiać do tego, by sprawić sobie takie właśnie wielkie lustro, bo z nim komponowanie stroju staje się dziecinnie łatwe.
Weź parę głębokich oddechów i przyjrzyj się sobie uważnie. Co widzisz? Postaraj się patrzeć, nie oceniając. Obejrzyj całe swoje ciało od góry do dołu, z przodu i z tyłu. Z bliska, potem odsuń się nieco od lustra. Obejrzyj swoją skórę, proporcje, piersi, brzuch, biodra. Nie myśl o tym, czy uważasz się za grubą czy chudą, że masz taki czy inny tyłek, nogi, biust. Po prostu patrz, ale przeganiaj myśli takie, jak za grube, za duże, za małe, cellulit, rozstępy, blizna... Masz poznać swoje ciało, lecz nie wystawiaj mu żadnych ocen. Pomóż sobie dotykiem, jeśli tego potrzebujesz, dotykaj skóry w różnych jej miejscach, włosów.
Po tych oględzinach posłuż się aparatem. Jeśli nie wiesz, jak działa samowyzwalacz, przyda się instrukcja obsługi ;-) Ustaw aparat w odpowiednim miejscu, możesz potrzebować kilku prób, zanim znajdziesz właściwą lokalizację. Włącz samowyzwalacz i zrób samej sobie serię nagich zdjęć. Albo możesz nawet nakręcić filmik, zatańczyć czy pokręcić się przed obiektywem.
Tak, wiem, kusi Cię, by poprosić Twojego męża czy chłopaka o pomoc. Zostaw sobie jednak nagą sesję jego autorstwa na inną okazję. Teraz musisz spojrzeć na siebie swoimi oczami. Podobnie siostra czy koleżanka również wpłynie na Twój odbiór zdjęć, będziesz zachowywać się nienaturalnie, próbować ukryć te miejsca czy cechy, których się wstydzisz i nie jesteś pewna. W tym wypadku musisz zmierzyć się sama z sytuacją i z sobą.
Zdjęcia nie muszą być piękne, dobrze oświetlone, zgrabnie ustawione. Są potrzebne tylko na chwilę, możesz skasować je zaraz po obejrzeniu. Przejrzyj je powoli. Zastanów się, czy inaczej odbierasz swoje odbicie w lustrze i fotografię, jakie widzisz różnice? W dalszym ciągu postaraj się powstrzymywać od oceny i krytyki.
Czemu to wszystko ma służyć? Temu, byś zobaczyła swoje ciało takim, jakie jest i pogodziła się z nim. W tej chwili nie ważne, czy uważasz, że jest za wysokie, za niskie, za chude, za grube, pomarszczone czy gładkie, takie czy owakie. Na razie liczy się tylko to, że innego w tym życiu nie dostaniesz. Jest wypadkową Twojej spuścizny genetycznej, warunków, w jakich się rozwijało oraz sposobu, w jaki go traktowałaś. Tego wszystkiego nie możesz już zmienić. Jedyne, co możesz zmienić, to własne nastawienie do ciała. Na początek go zauważyć, poczuć, a potem zacząć się z nim zaprzyjaźniać. Niezależnie od jego kształtu, faktury, rozmiaru i stanu.
Podczas tych oględzin samej siebie możesz poczuć gniew, smutek, agresję. A może wręcz przeciwnie, kontakt z nagą sobą wywoła jednak pozytywne emocje. Cokolwiek poczujesz, pozwól sobie na emocje. Nie tłum ich, nie uciekaj przed nimi. Jeśli są negatywne, spróbuj znaleźć ich przyczyny, jeśli natomiast pozytywne, zapamiętaj je, to dobry początek.
Po takim spotkaniu nago z samą sobą raczej nie zmienisz od razu nastawienia do ciała ani nie pozbędziesz się kompleksów, samoocena nie wystrzeli w kosmos. To dopiero jeden z pierwszych kroków na tej drodze. Być może zresztą nie zadziała, jeśli masz w sobie zbyt wiele złych wspomnień.
Być może uznasz, że to dziwny pomysł, nie podoba Ci się i nie masz ochoty. Ale może jednak nie zaszkodzi, przecież to nic nie kosztuje...
Laleczki autorstwa Kasi Urban Rybskiej, których zdjęcie ilustruje wpis, nie mogą niestety wystąpić nago, bo tutaj golizny nie pokazujemy ;-) Ale, jak widzicie, dobrze czują się w swoich tekstylnych ciałach!