Przejdź do głównej zawartości

Człowiek bez marzeń - historia prawdziwa


Kryzys? Nawet go nie poczułem, koledzy mówią, że kryzys, ale ja to dalej mam roboty tyle, że nie wiadomo, w co ręce włożyć. Pieniądze zarabiam, są, nie narzekam.
Ja to wiele nie potrzebuję, wystarczy, że mam co do garnka włożyć.
Marzenia?
A wie Pani co? Ja to już nie mam marzeń. Miałem jedno, chciałem wybudować dom. I wybudowałem. Trzysta metrów. I co? I teraz mieszkam w nim sam. Żona, no, właściwie to już była żona, kazała mi go przy rozwodzie w połowie spłacić. Nie rozumiem, czemu, bo przecież ona ani grosza w niego nie włożyła, nawet grosza. 

Ale spłaciłem.

Córki nie chciały ze mną zostać, nie chcą ze mną gadać. Mówią, że nigdy nie miałem czasu dla nich, że nic o nich nie wiem. Wyrosły takie pannice.  Zachcianki i kaprysy. Nic, tylko by pieniądze wydawały. 

Nie miałem czasu, prawda. Ale sama Pani wie, jak to jest. Budowałem dom, firma się rozwijała. No to pracowałem. Żona narzekała, że się domem nie interesuję, że tylko pieniądze daję. Nie wiem, o co jej chodzi, przecież jakiś podział obowiązków musi być. Miałem i zarabiać, i na te wywiadówki chodzić?! A jak, jak nie raz do klienta trzeba wieczorem nawet pojechać. Klient nasz pan, jak się do wymagań nie dopasujesz, to nie zarobisz. Dalej pracuję od rana do wieczora, nawet w sobotę. W niedzielę tylko wolne mam. 
Nie rozumiem tego, nie rozumiem. Eech... I po co to wszystko?!

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian