Kryzys? Nawet go nie poczułem, koledzy mówią, że kryzys, ale ja to dalej mam roboty tyle, że nie wiadomo, w co ręce włożyć. Pieniądze zarabiam, są, nie narzekam.
Ja to wiele nie potrzebuję, wystarczy, że mam co do garnka włożyć.
Marzenia?
A wie Pani co? Ja to już nie mam marzeń. Miałem jedno, chciałem wybudować dom. I wybudowałem. Trzysta metrów. I co? I teraz mieszkam w nim sam. Żona, no, właściwie to już była żona, kazała mi go przy rozwodzie w połowie spłacić. Nie rozumiem, czemu, bo przecież ona ani grosza w niego nie włożyła, nawet grosza.
Ale spłaciłem.
Córki nie chciały ze mną zostać, nie chcą ze mną gadać. Mówią, że nigdy nie miałem czasu dla nich, że nic o nich nie wiem. Wyrosły takie pannice. Zachcianki i kaprysy. Nic, tylko by pieniądze wydawały.
Nie miałem czasu, prawda. Ale sama Pani wie, jak to jest. Budowałem dom, firma się rozwijała. No to pracowałem. Żona narzekała, że się domem nie interesuję, że tylko pieniądze daję. Nie wiem, o co jej chodzi, przecież jakiś podział obowiązków musi być. Miałem i zarabiać, i na te wywiadówki chodzić?! A jak, jak nie raz do klienta trzeba wieczorem nawet pojechać. Klient nasz pan, jak się do wymagań nie dopasujesz, to nie zarobisz. Dalej pracuję od rana do wieczora, nawet w sobotę. W niedzielę tylko wolne mam.
Nie rozumiem tego, nie rozumiem. Eech... I po co to wszystko?!