Przejdź do głównej zawartości

Magiczna setka

Do tej pory opierałam się idei liczenia rzeczy. Owszem, z zaciekawieniem czytałam relacje osób, które podjęły wyzwanie posiadania 100 rzeczy osobistych lub nawet mniej, ale wydawało mi się, że to nie dla mnie.
Poświęcać czas na przeliczanie stanu posiadania, spisywać przedmioty, po co? Czemu miałoby to służyć?
Czy większym minimalistą jest osoba, która posiada mniej?

Jednak, jak wspominałam, ostatnio często zadawano mi pytanie: ile masz rzeczy? Sto? Mniej czy więcej? Odpowiadałam, że nie wiem, nie byłam nawet w stanie oszacować ich liczby.
Gdy głębiej zastanowiłam się nad sensem przeliczania swoich rzeczy czy też narzucania sobie granic ich ilości, doszłam do wniosku, że jednak mogą z tego płynąć korzyści. Jakie?

Liczenie to rodzaj inwentaryzacji. O wiele łatwiej dostrzec ewentualne dysproporcje czy nadmiar, jeżeli wie się dokładnie ile sztuk poszczególnych rodzajów rzeczy się posiada.

Bałam się tej czynności, bo myślałam, że jest bardzo czasochłonna. Fakt, gdybym miała przeliczyć swój dobytek parę lat temu, zdążyłabym się zestarzeć, nim bym skończyła. Jednak teraz, gdy tak bardzo go zredukowałam, chyba nie powinno to sprawić aż takiego kłopotu?

Jaką metodę przyjąć? Czy liczyć wszystko, co się znajduje w mieszkaniu, czy też tylko wybrane grupy przedmiotów? Co z drobiazgami, takimi jak skarpetki? Liczyć je jako zespół czy pojedyncze sztuki? Nieraz naśmiewałam się z rozterek, czy para skarpetek to jedna rzecz czy dwie.

Postanowiłam skorzystać z doświadczeń innych minimalistów, którzy zwykle nie liczą wyposażenia mieszkania, przedmiotów współużytkowanych z innymi domownikami. Uznałam, że najlepiej będzie ograniczyć się do przeliczenia rzeczy osobistych, tzn. przede wszystkim ubrań, a w następnej kolejności książek. Wiedziałam, że jednych i drugich nie mam już wiele, ale jednak nadal więcej niż kilka sztuk.
Zebrałam się więc na odwagę i na początek zinwentaryzowałam ubrania, torebki i obuwie. Dla ułatwienia nie przeliczałam osobno skarpetek, rajstop i bielizny - potraktowałam je jako „przedmioty grupowe”. Ku swojemu bardzo wielkiemu zdziwieniu dowiedziałam się, że cała moja szafa liczy sobie około 130 sztuk. Czyli o wiele mniej niż się spodziewałam. Jednocześnie z liczeniem sporządziłam listę, która okazała się wielce pouczająca. Już w trakcie liczenia zorientowałam się, że wprawdzie moja garderoba jest już całkiem nieźle skomponowana, jednak można ją nieco skorygować. Parę dubli, kilka braków. Dostrzegłam pewne dysproporcje: zbyt wiele koszulek bawełnianych do noszenia w domu, zbyt wiele ubrań sportowych/treningowych. Nie jest dobrze mieć ich za mało, bo przy częstej aktywności fizycznej czasem można nie zdążyć z praniem, ale nie należy też przesadzać w drugą stronę.

Na podstawie tych wniosków w najbliższym czasie pozbędę się więc nadmiaru. Jednocześnie brakuje mi kilku elementów nieco bardziej formalnej garderoby, które trzeba będzie zakupić. Prawdopodobnie bilans wyjdzie prawie na zero. Chociaż z czasem zapewne jeszcze bardziej zbliżę się do setki, a może nawet zejdę poniżej tej liczby.
Dzięki spisanej liście będę w stanie jeszcze bardziej dopracować swoją szafę, przybliżyć ją do idei „garderoby w pigułce”. Właściwie, czemu nie zrobiłam tego wcześniej?! Niesłusznie nie doceniałam wartości poznania liczebnego stanu posiadania.

Całe to liczenie i spisywanie zajęło mi raptem około czterdziestu minut. To nie był stracony czas, jak wydawało mi się wcześniej. Niesiona entuzjazmem, w następnej kolejności biorę się za spisanie książek. Na pewno będzie to równie pouczające doświadczenie.

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian