Przejdź do głównej zawartości

Efekt uboczny

Jeśli ktoś zajrzy do początkowych wpisów mojego blogu, zobaczy, że sporo pisałam wtedy o ulepszaniu, porządkowaniu, zarządzaniu sobą i czasem, o silnej woli, o pracy nad sobą, o tym, jak być lepszym, bardziej wydajnym człowiekiem.
Przez te parę ostatnich lat coś jednak się zmieniło. Skończyłam z zarządzaniem. Sobą, czasem, innymi ludźmi, szafą.

Jestem. Jestem, jaka jestem. Niedoskonała, czasem trochę leniwa, czasem szaleńczo pracowita. Bywa, że czas przecieka mi przez palce, gapię się na ptaki albo kwiaty, słucham własnych myśli. Bywa, że pracuję jak maszyna i sama za sobą nie nadążam.

Paradoksalnie, im mniej się wysilam, tym lepiej wszystko mi wychodzi. Czuję się czasem jak płynący strumień, który bez wysiłku znajduje sobie najlepszą drogę wśród kamieni.

To nie jest tak, że nagle odpuściłam, że nie chcę już być lepszym człowiekiem niż jestem dzisiaj, niż byłam wczoraj. Chcę, ależ chcę. I wierzę, jestem głęboko przekonana, że posuwam się na swojej ścieżce do przodu, czasem mniejszymi, czasem większymi krokami. Jedyne, co się zmieniło, to podejście do tego procesu. On nie jest już wymuszony, nie ma na nim już wielkiej odblaskowej etykietki SAMODOSKONALENIE. Co więcej, nie ma już ściśle wyznaczonego kierunku. Idę, idę przed siebie, może lekko w lewo, może bardziej w prawo. Może nawet czasem cofam się o parę kroków, gdy wydaje mi się, że coś przeoczyłam po drodze. Nie mam mapy, ale szczerze mówiąc, nie odczuwam takiej potrzeby. Wystarczy wewnętrzny GPS.

Z czego to wynika? Zatytułowałam ten wpis Efekt uboczny, bo moim zdaniem ta zmiana nastawienia jest skutkiem oczyszczenia przestrzeni, otoczenia, umysłu, serca. Pozbyłam się różnego rodzaju balastu, materialnego i duchowego. I jest mi lekko. Nic nie muszę, wystarczy, że jestem.

Nie liczę rzeczy. Nie liczę myśli. Po co liczyć? Wszystko przecież jest doskonale...

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian