Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2012

Przyspieszony kurs minimalizmu

Jezioro Dolskie Wielkie w miejscowości Dolsk, fot. Sebastian Lipka Dzisiaj wpis gościnny, którego Autorem jest Czytelnik Maciek. Napisał do mnie, by opowiedzieć o wrażeniach związanych z wprowadzaniem w życie minimalizmu i radością, jaką mu to daje. Spodobała mi się jego relacja, poprosiłam więc o zgodę na podzielenie się nią z Wami. Jeszcze kilka tygodni temu miałem głowę pełną problemów, które teraz wydają mi się mało ważne. Na liście znajomych w portalu Facebook było mnóstwo osób, z którymi nie wymieniłem wiadomości od miesięcy. Dziś piszę do nich, tak po prostu, żeby zapytać co słychać i cieszę się, czytając odpowiedzi. Z jeszcze większą radością czytam wiadomości od osób, które od niedawna znajdują się na liście znajomych. Niedawno chciałem wydać spore pieniądze, by kupić nowy model smartphone'a, bo w starym irytowała mnie prędkość działania i niezbyt duży ekran. Teraz obok komputera leży stara, wysłużona Nokia z pojemną baterią, która okazał

Silencio, por favor

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, w jak głośnych czasach żyjemy? Wypełnionych dźwiękiem, hałasem wręcz. Wszystkie te odgłosy cywilizacji, maszyn, samochodów, urządzeń! A prócz tego dźwięki generowane przez samych ludzi, którzy wciąż mówią, krzyczą, wrzeszczą, mruczą, szepczą i mamroczą. W całym tym szaleństwie niemal nie słychać natury, szumu wiatru czy śpiewu ptaków. Gdy nastaje noc, przychodzi nadzieja na odrobinę ciszy. Niestety, nawet wtedy musi znaleźć się jakaś ekipa kibiców wywrzaskująca o czwartej nad ranem zrozumiałe tylko dla nich samych komunikaty, albo żule z sąsiedztwa urządzają sobie konferencję prasową akurat pod naszym oknem. Na wsi nieco ciszej, to prawda, lecz i tam nie brak kosiarek, pilarek, autostrady szumiącej w oddali oraz autochtonów odbywających przejażdżki tak zwanymi chamotłukami tętniącymi rytmiczną muzą aż miło. Aż szyby brzęczą.

Cenne kilogramy - bagażowe odchudzanie

W poprzednich wpisach obiecywałam, że podzielę się z Wami planami bagażowymi na mój zbliżający się wakacyjny wyjazd. Pora wywiązać się z tych obietnic. Tak się składa, że w tym roku jedziemy na dłużej niż zwykle (trzy tygodnie), a jednocześnie okoliczności zmuszają nas do większej dyscypliny, jeśli chodzi o ilość zabieranych rzeczy (tanie linie i ograniczenia wagi oraz wielkości bagażu). Poza tym podróż nie będzie zbyt skomplikowana, ale będzie składać się z kilku etapów, więc nasz balast powinien być w miarę poręczny. Niegdyś, dawno dawno temu, na wieść, że mam spakować się na trzy tygodnie w bagaż podręczny (czyli do 10 kilogramów), wpadłabym w panikę. Natomiast teraz traktuję to jako ciekawe zadanie, szczególnie dla osoby, która w przeszłości ostro nieraz przesadzała z ilością i wielkością ekwipażu. Taki mały test i podsumowanie doświadczeń związanych z optymalizacją bagażu z ostatnich lat.

Ani dźwigać, ani ścigać

Lepiej dźwigać niż ścigać. Lepiej nosić niż się prosić. Takie przysłowia dawniej towarzyszyły mi przy pakowaniu. Przekonanie, że podczas podróży trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność, na wszystkie możliwe okazje i zagrożenia. I lepiej uginać się pod ciężarem wielkich tobołów, ale mieć przyjemne poczucie bycia zabezpieczonym na wypadek każdej niespodzianki, która może mnie spotkać w nieznanym terenie. Efekty takiego sposobu myślenia bywały wręcz tragikomiczne. Woziłam ze sobą niemal pół domu. Czasem ledwie byłam w stanie unieść swój bagaż. Do dzisiaj pamiętam, jak w Paryżu polowałam na przechodniów przy metrze, żeby ktoś pomógł mi przenieść walizy na drugą stronę ulicy, skąd miałam odjechać autokarem do Polski. Szaleństwo, nieprawdaż?

Z lekkim bagażem

Dzisiaj chciałam Was zaprosić do podzielenia się ze mną i innymi Czytelnikami Waszymi sposobami na pakowanie się. Za trzy tygodnie wyjeżdżam na wakacje, z różnych względów będę musiała spakować się dość kompaktowo. Mam już ogólną koncepcję, jak to zrobić, myślę, że całkiem niezłą. Podzielę się nią w najbliższym wpisie, ale ciekawa jestem Waszych patentów. W jaki sposób pakujecie bagaże na różnego rodzaju wyjazdy, dalekie i bliskie, służbowe i prywatne, długie i krótkie? Jakimi zasadami kierujecie się podczas pakowania? Co sprawia Wam największe kłopoty? Jeździcie z małym, podręcznym bagażem czy też z wielkimi i ciężkimi walizami? Bez czego jesteście się w stanie obyć na wyjeździe, a bez czego nie wyobrażacie sobie życia? Bardzo ciekawi mnie również, jak radzą sobie z pakowaniem rodzice małych dzieci, bo z tego co wiem, wyjazdy z dziećmi wymagają zupełnie odmiennego podejścia. Słowem, piszcie proszę o wszystkich ciekawych i zabawnych aspektach pakowania się. A może jakieś szcz

Boli tylko czasem

W komentarzu do poprzedniego wpisu o zakupach Czytelniczka Kinga zapytała o to, w jaki sposób pozbywałam się rzeczy i czy to nie „bolało”. Stali Czytelnicy chyba dość dobrze znają tę historię, bo właściwie cały blog jest relacją z procesu redukcji stanu posiadania, ale dla osób, które trafiły do mnie niedawno, może to nie być takie oczywiste. A nie każdy ma siły i czas na przeczytanie całości (chociaż bywają i tacy śmiałkowie!). Pomyślałam, że to dobry temat, tym bardziej, że nieco inaczej patrzę na te zmagania z perspektywy czasu i doświadczeń już dobrych paru lat.