Jezioro Dolskie Wielkie w miejscowości Dolsk, fot. Sebastian Lipka |
Dzisiaj wpis gościnny, którego Autorem jest Czytelnik Maciek. Napisał do mnie, by opowiedzieć o wrażeniach związanych z wprowadzaniem w życie minimalizmu i radością, jaką mu to daje. Spodobała mi się jego relacja, poprosiłam więc o zgodę na podzielenie się nią z Wami.
Jeszcze
kilka tygodni temu miałem głowę pełną problemów, które teraz wydają mi
się mało ważne. Na liście znajomych w portalu Facebook było mnóstwo
osób, z którymi nie wymieniłem wiadomości od miesięcy. Dziś piszę do
nich, tak po prostu, żeby zapytać co słychać i cieszę się, czytając
odpowiedzi. Z jeszcze większą radością czytam wiadomości od osób, które
od niedawna znajdują się na liście znajomych.
Niedawno
chciałem wydać spore pieniądze, by kupić nowy model smartphone'a, bo w
starym irytowała mnie prędkość działania i niezbyt duży ekran. Teraz
obok komputera leży stara, wysłużona Nokia z pojemną baterią, która
okazała się najlepszym telefonem, jakiego potrzebuję. Przez ponad
tydzień nie korzystałem z internetu. Okazało się, że zupełnie nic mnie
nie ominęło. Wróciłem z podróży.
W
tym roku urlop postanowiłem spędzić na wyprawie rowerowej. Przejechałem
kilkaset kilometrów i pierwszą lekcję minimalizmu odebrałem już na
etapie przygotowań do wyjazdu. Sakwy rowerowe mają bardzo ograniczoną
pojemność, więc siłą rzeczy musiałem zabrać tylko niezbędne ubrania.
Podczas tej wyprawy przeszedłem przyspieszony kurs życia w umiarze.
Jadłem pyszne, bardzo proste rzeczy (łącznie z kukurydzą, gotowaną na
kuchence gazowej, podkradzioną gdzieś na polu). Spałem u ludzi, których
wystarczy zapytać, by udostępnili miejsce pod namiot. Nauczyłem się, że
oprócz dobrej kawy, nie potrzebuję wiele do szczęścia.
Nabrałem
dystansu do codzienności. Teraz zastanawiam się, jakim cudem
przerastały mnie sprawy w pracy, które tak naprawdę są błahostkami? Jak
to możliwe, że imponowali mi ludzie, którym teraz współczuję
materialistycznego podejścia do życia? Podobnych lekcji odebrałem setki,
jednak najważniejsi pozostają inni ludzie.
Spotkałem
osoby otwarte, pełne pasji i ciekawych historii. Wystarczyło ich
zagadnąć, by spędzić pół nocy, rozmawiając przy ognisku. Słuchałem tych
opowieści, zastanawiając się, dlaczego na co dzień, żyjąc w dużym
mieście, tak trudno jest po prostu się spotkać?
Minimalizm
zaciekawił mnie jakiś czas temu, jednak odkryłem, że nie trzeba czytać
wielu książek ani przekopywać się przez wszystkie wpisy na blogu Leo
Babauty. Wystarczy wyjechać, zabierając ze sobą niewielki bagaż i
otwartą głowę. Dla mnie to najlepsza lekcja życia w umiarze.