Zastanawialiście się kiedyś nad tym, w jak głośnych czasach żyjemy? Wypełnionych dźwiękiem, hałasem wręcz. Wszystkie te odgłosy cywilizacji, maszyn, samochodów, urządzeń! A prócz tego dźwięki generowane przez samych ludzi, którzy wciąż mówią, krzyczą, wrzeszczą, mruczą, szepczą i mamroczą.
W całym tym szaleństwie niemal nie słychać natury, szumu wiatru czy śpiewu ptaków.
Gdy nastaje noc, przychodzi nadzieja na odrobinę ciszy. Niestety, nawet wtedy musi znaleźć się jakaś ekipa kibiców wywrzaskująca o czwartej nad ranem zrozumiałe tylko dla nich samych komunikaty, albo żule z sąsiedztwa urządzają sobie konferencję prasową akurat pod naszym oknem.
Na wsi nieco ciszej, to prawda, lecz i tam nie brak kosiarek, pilarek, autostrady szumiącej w oddali oraz autochtonów odbywających przejażdżki tak zwanymi chamotłukami tętniącymi rytmiczną muzą aż miło. Aż szyby brzęczą.
Nadmiar bodźców dotyczy nie tylko sfery dźwięku. Przestrzeń publiczna przeładowana jest reklamami, komunikatami, ogłoszeniami, bilboardami. Internet także, niewiele można znaleźć stron, witryn czy blogów, które nie są zapchane do granic możliwościami reklamami, bannerami, odnośnikami itp. Każdy centymetr trzeba przecież wykorzystać.
Szukam ciszy, spokoju, pustych przestrzeni. Ostatnio nawet nie słucham muzyki. W internecie unikam zatłoczonych grafiką i informacją miejsc. Od dawna nie zaglądam na popularne portale. Nie mogę, za dużo się tam dzieje. I rzadko z sensem.
Nasze mieszkanie jest jednym z niewielu miejsc, które daje mi wytchnienie, nawet pomimo tych wszystkich dźwięków docierających ze świata zewnętrznego. Dzięki prostemu urządzeniu i umiarkowanej ilości dekoracji przestrzeń nie męczy wzroku. Zazwyczaj panuje cisza. Nikt nie podnosi głosu ani nie gada bez sensu, byle tylko wydać z siebie głos.
Widać, że potrzebuję już wakacji, prawda? Lecz to nie jest tylko chwilowy stan. Zmęczenie jedynie go zaostrza. Wrzaskliwość i przeładowanie naszej cywilizacji męczy mnie od dawna, podobnie jak życie w mieście. Z coraz większym trudem przychodzą mi powroty do niego z miejsc, gdzie panuje większy spokój, gdzie bliżej jest do natury.
Proste życie pomaga mi trochę radzić sobie z tym zmęczeniem, poprzez ograniczenie zbędnych bodźców w bezpośrednim otoczeniu. Tam, gdzie zależy to tylko ode mnie, panuje cisza i porządek. Niestety, to bardzo mały wycinek rzeczywistości.
Chciałabym, żeby cisza i nieprzeładowane przestrzenie cieszyły się większą popularnością. Marne jednak na to szanse.
W całym tym szaleństwie niemal nie słychać natury, szumu wiatru czy śpiewu ptaków.
Gdy nastaje noc, przychodzi nadzieja na odrobinę ciszy. Niestety, nawet wtedy musi znaleźć się jakaś ekipa kibiców wywrzaskująca o czwartej nad ranem zrozumiałe tylko dla nich samych komunikaty, albo żule z sąsiedztwa urządzają sobie konferencję prasową akurat pod naszym oknem.
Na wsi nieco ciszej, to prawda, lecz i tam nie brak kosiarek, pilarek, autostrady szumiącej w oddali oraz autochtonów odbywających przejażdżki tak zwanymi chamotłukami tętniącymi rytmiczną muzą aż miło. Aż szyby brzęczą.
Nadmiar bodźców dotyczy nie tylko sfery dźwięku. Przestrzeń publiczna przeładowana jest reklamami, komunikatami, ogłoszeniami, bilboardami. Internet także, niewiele można znaleźć stron, witryn czy blogów, które nie są zapchane do granic możliwościami reklamami, bannerami, odnośnikami itp. Każdy centymetr trzeba przecież wykorzystać.
Szukam ciszy, spokoju, pustych przestrzeni. Ostatnio nawet nie słucham muzyki. W internecie unikam zatłoczonych grafiką i informacją miejsc. Od dawna nie zaglądam na popularne portale. Nie mogę, za dużo się tam dzieje. I rzadko z sensem.
Nasze mieszkanie jest jednym z niewielu miejsc, które daje mi wytchnienie, nawet pomimo tych wszystkich dźwięków docierających ze świata zewnętrznego. Dzięki prostemu urządzeniu i umiarkowanej ilości dekoracji przestrzeń nie męczy wzroku. Zazwyczaj panuje cisza. Nikt nie podnosi głosu ani nie gada bez sensu, byle tylko wydać z siebie głos.
Widać, że potrzebuję już wakacji, prawda? Lecz to nie jest tylko chwilowy stan. Zmęczenie jedynie go zaostrza. Wrzaskliwość i przeładowanie naszej cywilizacji męczy mnie od dawna, podobnie jak życie w mieście. Z coraz większym trudem przychodzą mi powroty do niego z miejsc, gdzie panuje większy spokój, gdzie bliżej jest do natury.
Proste życie pomaga mi trochę radzić sobie z tym zmęczeniem, poprzez ograniczenie zbędnych bodźców w bezpośrednim otoczeniu. Tam, gdzie zależy to tylko ode mnie, panuje cisza i porządek. Niestety, to bardzo mały wycinek rzeczywistości.
Chciałabym, żeby cisza i nieprzeładowane przestrzenie cieszyły się większą popularnością. Marne jednak na to szanse.