Przejdź do głównej zawartości

Muzeum historii nienaturalnej

Roman Lubierski, mój Pradziadek
Spal pamiętniki i listy miłosne. Wyrzuć na śmietnik swojego ukochanego misia z dzieciństwa. Sprzedaj na allegro zabytkowy serwis po babci. Kolekcję biletów z koncertów ulubionych artystów oddaj na makulaturę. Książki pradziadka do biblioteki lub antykwariatu!


Być może po lekturze ostatniego wpisu, Osobisty Bank Wspomnieńoczekiwaliście takich właśnie słów. Skoro pisałam o tym, że należy oddzielić pamiątkę jako przedmiot, od bagażu emocji i wspomnień z nią związanych i pamiętać, że sam przedmiot jest tylko niepotrzebnym śmieciem, mogłabym namawiać do radykalnego pozbycia się wszystkiego, co dla Was cenne. 


Nie, nie zrobię tego.

Zrozumienie natury naszego związku z przedmiotami, z materialnymi dowodami ważnych przeżyć i relacji, bardzo ułatwia pozbywanie się części pamiątek (albo nawet wszystkich). Nie musi jednak prowadzić do wyzbywania się ich.

Niektóre osoby nie gromadzą ich wcale, inne zaś odkładają do szuflady nawet papierki po słodyczach (np. po pierwszej czekoladzie otrzymanej od ukochanego), torby reklamówki czy nawet butelki po wodzie mineralnej. Ani jednej, ani drugiej postawy nie wartościuję ani nie mam zamiaru krytykować.

Mi własny sentymentalizm bardzo mi przeszkadzał - to przywiązywanie się do każdego zasuszonego kwiatu, listu, karteluszka czy innej bzdurki. Nieumiejętność oceny prawdziwej wartości danej pamiątki, a co za tym idzie przechowywanie wszystkiego, jak leci. Worki starej korespondencji, szuflady pełne tajemniczych drobiazgów. Dlatego zostałam trenerką selekcjonerką mojej reprezentacji pamiątek (wybaczcie te piłkarskie skojarzenia - w tle mecz Polska - Anglia). Czyli dokonałam ostrej selekcji i wybrałam tylko te, które uznałam za naprawdę cenne i warte zatrzymania.

Nie sposób ustalić jednolistych kryteriów wyboru, które działałyby w każdym indywidualnym przypadku. Nasze historie, losy naszych rodzin są bardzo różne. Mamy odmienną wrażliwość, inne potrzeby. Te same kategorie wydarzeń czy przeżyć mogą u poszczególnych osób stać na zupełnie różnych szczeblach hierarchii.

Przede wszystkim pada jednak pytanie podstawowe: dlaczego w ogóle przeprowadzać jakąkolwiek selekcję?

Staje mi przed oczami pewne mieszkanie, które odwiedziłam parę miesięcy temu. Przytulne, pełne ciepła i miłości. Kochająca się i bardzo szczęśliwa, choć dość skromnie żyjąca rodzina. Jedna cecha zamieszkiwanego przez nich wnętrza okazała się bardzo męcząca. Każda płaska i pionowa powierzchnia zapełniona drobnymi i większymi pamiątkami. Laurki, rysunki, ramki ze zdjęciami, pamiątkowe kufle i kubeczki, obrazki, figurki i inne tzw. durnostojki i kurzołapy. Wśród tego zamieszania nie sposób było odróżnić przedmioty przypadkowe od tych przywołujących naprawdę istotne zdarzenia i ludzi.
Nie moja to sprawa, bo nie moje mieszkanie. Każdy mieszka, jak mu się żywnie podoba.

To właśnie jednak jest moim zdaniem dobry powód do selekcjonowania naszych skarbów. Jeśli jest ich zbyt wiele, nie można ich odpowiednio wyeksponować, należycie się nimi cieszyć. Stłoczone na półkach czy ścianach, upchane pod łóżkiem, ukryte w pudłach na pawlaczach lub strychach - są martwe. Nie widzimy ich, a nawet jeśli stoją w widocznym miejscach, giną w natłoku sąsiadów. Myślę, że z pamiątkami sytuacja ma się podobnie, jak z książkami. Te ostatnie żyją wtedy, gdy są czytane. Pamiątki natomiast wtedy, gdy możemy z nimi obcować, dotykać ich, myśleć o tym, co przywołują.

Niezależnie od kryteriów, jakie przyjmujemy podczas selekcji, przede wszystkim należy zadbać o to, by nasze skarby miały godne pomieszczenie. Ładne i solidne pudełko (skrzynia skarbów), zeszyt wspomnień, album, klaser, kasetki. Schludna teczka na rodzinne dokumenty. Specjalna szuflada lub osobna półka (a nawet regalik).
Stare pudełka po butach walające się po zakurzonym strychu - czy to naprawdę właściwy sposób traktowania rzeczy, które rzekomo są dla Ciebie aż tak ważne, że za żadną cenę ich nie oddasz?
Poświęć im trochę czasu i uwagi, nie ograniczaj się do wrzucenia ich do foliowego worka czy do szuflady.

Jeśli je uporządkujesz, nadasz im estetyczną i funkcjonalną oprawę, będziesz przechowywać w dostępnym miejscu, łatwiej Ci będzie z nimi częściej obcować. Nie twierdzę, na co dzień - nie przesadzajmy. Na tyle jednak często, by przynosić Ci radość. Dawać siłę - dobre wspomnienia czasem pomagają w szczególnie trudnych chwilach.

Wspominałam kiedyś, że nie warto robić ze swojego domu muzeum ani izby pamięci. Zapomniałam jednak dodać, że w nowoczesnym muzealnictwie nie praktykuje się już ekspnowania wszystkich zbiorów, stłoczonych w zakurzonych witrynach. Wybiera się te najciekawsze, najbardziej charakterystyczne, najcenniejsze, a potem komponuje w przejrzystą i zrozumiałą kompozycję. Najczęściej w taki sposób, by patrzący miał wrażenie, że jest blisko eksponatów. Należy go zaciekawić, czegoś nauczyć, lecz nie zanudzić.

Z muzeum urządzonego „po staremu” zwiedzający wychodził zamęczony, zakurzony i przytłoczony, ale na pewno nie mądrzejszy czy bogatszy we wrażenia. Z nowoczesnego obiektu wychodzimy zwykle z przekonaniem, że czegoś istotnego udało się nam dowiedzieć, coś ciekawego przeżyć.

Sugerowałabym kierowanie się tymi samymi zasadami w naszych domowych kolekcjach, dużych, małych i całkiem kieszonkowych. Niech będą blisko nas, niepokryte kurzem, niech opowiadają historie. Nasze, naszych dzieci, naszych dziadków. Niech wywołują wzruszenia i uśmiechy. Nie dajcie ich zjeść myszom ani pokryć się pleśnią.




Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian