Przejdź do głównej zawartości

Ciotka drypka na wybiegu

Zdjęcie beretu pożyczyłam ze strony Trendz.pl
Z punktu widzenia osoby, która nie chce mieć zbyt pękatej szafy, moda jest prawdziwym przekleństwem. A właściwie mogłaby nim być, przy założeniu, że ta osoba lubi podążać za trendami i chce zawsze wyglądać jak z najnowszego żurnala. 
Wprawdzie co pewien czas różne fasony i kolory powracają, co oznacza, że można by nie pozbywać się ubrań, które już straciły na modowej świeżości, wystarczyłoby poczekać, czasem parę lat, czasem nieco dłużej, by dany ciuszek doczekał się znów swojego czasu. 

Jednak jeśli chciałoby się co sezon uaktualniać całą garderobę, wiązałoby się to z ciągłymi wydatkami oraz z powiększającą się ilością ubrań i dodatków. Oczywiście nie zawsze trzeba wydawać dużo, by podążać za nowymi tendencjami - jest przecież sporo sklepów oferujących modne ubrania także na mniej zasobną kieszeń. Niestety rzadko z niską ceną wiąże się przyzwoita jakość. Tani ciuszek szybko traci urodę, spiera się, deformuje, pruje. Niewielka więc szansa, że będzie można zachować go w szafie do czasu, gdy znów będzie obiektem odzieżowego pożądania. Natomiast jeśli kogoś stać na ściganie się z modą za pomocą towarów z wyższej półki, jego (częściej jej) szafa będzie wciąż i wciąż coraz szczelniej się zapełniać. Okresowe czystki, rozdawanie czy próby sprzedawania szmatek na allegro prawdopodobnie nie wystarczą do opanowania tego szaleństwa.


Z drugiej strony trudno jest całkowicie lekceważyć modę. Można, owszem można. Niemało jest przecież osób, które zupełnie nie śledzą trendów, noszą od lat ulubione fasony w wybranej gamie kolorystycznej i stylu, za nic mają sobie pomysły stylistów. Nie wiedzą, co to fashion. Nie przyszłoby im nawet do głowy zaglądać na blog jakiejś szafiarki (a nawet zapytałyby: przepraszam, kogo? Czy szafiarka to osoba, które projektuje czy składa szafy?) I jest im z tym dobrze.

Pewna grupa osób decyduje, jakie stroje będą pożądane w określonym czasie w sporej części świata. Stoi za tym cała potężna branża przemysłu. Olbrzymie pieniądze. Dzięki zmieniającym się tendencjom mnóstwo ludzi na całym świecie ciągle kupuje nowe ubrania i dodatki, pomimo tego, że ich szafy są pełne. Czy mam się poddawać temu przymusowi?

Czym jest dla mnie moda? Nie ekscytuję się nowymi kolekcjami i trendami. Nie zawsze jestem na bieżąco z tym, co się nosi. Nie dlatego, bym miała cokolwiek przeciwko modzie. Raczej nie mam na nią czasu. Inne sprawy mnie zaprzątają, inne mam rozterki. Blogi szafiarskie w przeważającej większości mnie nudzą. Żurnale i większość prasy kobiecej podobnie. Ograniczam się do przeglądania działów modowych w tych dwóch damskich magazynach, które jeszcze czytuję. 
Najczęściej jednak dociera do mnie, że akurat zapanował szał na pewien fason czy kolor, gdy zauważam, że połowa dziewcząt na ulicy i w tramwajach jakoś dziwnie podobnie do siebie wygląda (Acha! A więc teraz nosi się kolorowe koronki!...)

Od dłuższego już czasu trzymam swoją garderobę w ścisłych ryzach. Jakość się liczy, nie ilość. Gdy akurat nie mam środków finansowych na nowe zakupy odzieżowe, zadowalam się tym, co mam już w szafie. Drobiazgowe śledzenie trendów nie wchodzi w grę. 
Wciąż jeszcze uzupełniam bazę - wiosenno-letnią już właściwie mam, teraz jeszcze dopracowuję jesienno-zimową. A skoro ustanowiłam sobie dożywotni szlaban na kupowanie badziewia, więc to uzupełnianie zasobów odzieżowych idzie raczej niespiesznie. 

Lubię, mało powiedziane, kocham klasykę. Od zawsze. Proste fasony, gładkie tkaniny, ewentualnie drobne delikatne wzory. Sukienki, marynarki, żakiety. Buty na szpilkach. Ostatnio także płaskie pantofelki, balerinki.

Zbliżam się do czterdziestki, wyglądam dość smarkato, jak na razie, lecz to przecież nie będzie trwało wiecznie. Niedawno uświadomiłam sobie, że jeśli będę ubierać się zbyt klasycznie, lada moment zacznę wyglądać jak tzw. ciotka drypka. Czytaj: osoba mocno nie na czasie. Jeszcze sprawię sobie moherowy berecik i zacznę słuchać radyjka... 

I pomyślałam, że warto by jednak czasem trochę pobawić się modą. Nie traktować swojego stroju aż tak śmiertelnie poważnie. Pograć zestawieniami, złagodzić klasykę ciekawymi detalami. Zainteresować się, co w danym sezonie się nosi. Popodpatrywać modowe blogi, tyle jest przecież inspirujących miejsc w sieci. Od dawna mam je w zakładkach i w czytniku blogów, rzadko jednak zaglądam na dłużej. Może by poświęcić im ciut więcej uwagi? 

Doszłam do wniosku, że można przecież mieć solidnie skonstruowaną garderobę - dobre jakościowo i starannie wybrane stroje, a jednocześnie ożywiać ją modnymi dodatkami czy też od czasu do czasu wprowadzić do niej jakiś przebój jednego sezonu. Tak radzą mądre głowy. I dobrze prawią. Nie trzeba co sezon wymieniać całej zawartości szafy, nie trzeba niewolniczo śledzić trendów, można jednak wprowadzić odrobinę życia i świeżości między obwieszone klasyką wieszaki. Przefiltrować modę przez swój gust, figurę, urodę, portfel, styl i przyzwyczajenia. I na pewno żadnej szkody to nie przyniesie. 

Nie chcę poddawać się temu szaleństwu, jakim jest ciągłe staranie nadążania za modą, bo moim zdaniem niczemu to nie służy. Myślę jednak, że jak w wielu innych dziedzinach życia, dobrze jest mieć pewną orientację w najnowszych tendencjach, wiedzieć, co w modowej trawie piszczy, chociażby po to, by nie zostać żywą skamieliną.

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian