Ludzie pędzą w zupełnie różnych, czasem wręcz przeciwnych sobie, kierunkach, nie zastanawiając się przy tym, gdzie one prowadzą. Nie myślą. Chcą jedynie zrobić wszystko, być wszędzie, wszystko wiedzieć i widzieć. Jednak przy obecnej, niespotykanej dotąd, szybkości świata jest to niewykonalne. Era cyfryzacji zdążyła wytworzyć już w człowieku coś takiego jak FOMO (Fear of Missing Out), czyli strach przed przegapieniem. Niemal wszyscy, mając dostęp do najnowszych technologii, chcą być na bieżąco ze wszystkim. Sposób używania smartphone'ów przez niektórych najlepiej to chyba obrazuje.
Tak jeden z Czytelników, Marcin, skomentował mój niedawny wpis o zachłanności na życie. Bardzo trafne spostrzeżenie, które potwierdzają także moje własne obserwacje. I samej siebie, i ludzi z otoczenia. Wy pewnie też to znacie, być może z własnego albo cudzego doświadczenia.
Jeszcze nie tak dawno telefony komórkowe i internet były nowinkami, luksusem dla nielicznych. W bardzo krótkim czasie stały się dla wielu osób chlebem powszednim. I coraz częściej łapiemy się na tym, że nie potrafimy już sobie wyobrazić życia bez tych technologii. Nikomu nie trzeba zresztą chyba tłumaczyć, że aczkolwiek ludzkość przez całe wieki obywała się bez nich i miała się całkiem nieźle, to z ich pojawieniem się otwarły się dla nas zupełnie nowe i fantastyczne możliwości. Zmiany te następują jednak w bardzo szybkim tempie, być może za szybkim, byśmy mogli wypracować sobie odpowiednie strategie korzystania z tych wynalazków i ustrzeżenia się przed ewentualnymi negatywnymi skutkami, np. takimi jak wspomniany strach przed przegapieniem.
W odróżnieniu od niektórych radykalnych minimalistów bardzo cenię sobie zdobycze techniki. Zachwyt możliwościami, jakie daje nam elektronika i nowe sposoby komunikacji, wyniosłam z domu. Moi Rodzice wprawdzie są już emerytami, lecz znakomicie radzą sobie w cyfrowym świecie, na co dzień korzystają z urządzeń elektronicznych, są zafascynowani internetem i znakomicie się nim posługują.
Komputer osobisty i telefon komórkowy zagościły w moim życiu wcześnie, dużo wcześniej niż u większości moich rówieśników. Nie wynikało to z zamożności rodziny (bo nie byliśmy majętni), lecz z przekonania, że z technologii można i trzeba korzystać, jeśli tylko może to ułatwić nasze życie. Pierwszy komputer był prezentem od krewnego przebywającego za granicą, miał pomóc w edukacji mojej niepełnosprawnej Siostry. Okazał się wielką miłością całej rodziny. Pierwszą komórę Rodzice kupili mi gdy byłam na studiach, bo gdy zamieszkałam na stancji, trudno było się nam komunikować w razie potrzeby. Warto zaznaczyć, że były to jeszcze czasy, gdy wszechobecny teraz telefon był komórkowy oznaką wysokiego statusu społecznego, kojarzył się głównie z biznesem. A tu proszę, studentka, wcale nie bananowe dziecko, z komórką.
Ta fascynacja nadal mi towarzyszy. Dzięki technice moje życie naprawdę jest prostsze. Pomaga mi oszczędzać czas i pieniądze. Przydaje się w życiu prywatnym, ale przede wszystkim zawodowym, bo praca tłumacza dzięki internetowi i specjalistycznemu oprogramowaniu jest o wiele łatwiejsza. I ciekawsza.
Mogę pracować w domu. Mogę pisać blog. Mam dostęp do niemal nieograniczonych zasobów wiedzy, informacji, usług, rozrywki. Dzięki czytnikowi e-booków mogę zabierać ze sobą, dokądkolwiek się udam, dowolną ilość książek i czasopism. A smartfon? To dopiero jest rewelacja! Przede wszystkim dostęp do internetu, poczty, serwisów społecznościowych, muzyki, kalendarza. Całe mnóstwo fajnych, przydatnych i pomysłowych aplikacji. I to wszystko w zasięgu ręki.
Ta łatwość i dostępność jest jednak niebezpieczna. Cyfrowy świat wciąga. Jeśli nie zachowa się ostrożności, można stracić kontrolę nad sposobem, w jaki korzysta się z tych wszystkich sprytnych wynalazków, które są coraz bardziej obecne w naszej codzienności. Zdaję sobie sprawę z ewentualnych zagrożeń, umiem nad nimi panować, uważam więc zdobycze techniki za swoich przyjaciół, nie wrogów. Być może dlatego, że rozsądnego podejścia do nich nauczono mnie już jako młodą osobę.
A jakie są te zagrożenia? Na przykład uzależnienie. Przedkładanie wirtualnego świata nad realny. Zapominanie, że internetowe czy elektroniczne doznania i relacje mogą być tylko uzupełnieniem tych rzeczywistych, nie ich zastępstwem. Spotykam ostatnio sporo osób, które narzekają na problemy z koncentracją, a internet i telefony komórkowe mają w tym duży udział.
I ta potrzeba ciągłego bycia na bieżąco. Nieustanne sprawdzanie fejsbuka, ulubionych stron, blogów, skrzynki pocztowej, sms-ów, nieodebranych połączeń. Na pewno znacie niejedną osobę, która wydaje się być przypięta do laptopa lub smartfona, nie rozstaje się z nimi ani na chwilę. Nie potrafi się odciąć od cyfrowego świata. Nie wyobraża sobie, że miałaby zostawić telefon w domu albo go wyłączyć. Albo nie mieć dostępu do internetu nawet przez parę godzin, nie mówiąc już o dniach czy tygodniach. Coś przecież może ją ominąć: e-mail, zdjęcie, które ktoś zamieści na tablicy, jakiś super nius, kolejny przebój internetu, zmiana statusu znajomego. Albo informacja o tym, że w Australii spłonął dźwig na budowie...
Jak wypracować sobie strategie i zasady korzystania z cyfrowych technologii, tak, by nam pomagały i ułatwiały nasze życie, nie będąc źródłem stresu, frustracji czy złodziejami czasu? By były przydatnymi narzędziami, a nie szkodliwym nałogiem? O tym w następnym wpisie.