Przejdź do głównej zawartości

Inspiracja jest w Tobie, inspiracja jest we mnie

Gdy rzucicie okiem na chmurę tagów po prawej stronie, zobaczycie tam między innymi tłuściutką i zadowoloną z siebie etykietę INSPIRACJE. Dowód na to, że często odwołuję się do tego pojęcia. Lubię je,  lubię się nim posługiwać. 

Modnie jest być inspirującym i zainspirowanym, poszukiwać inspiracji i dzielić się nimi. Właściwie dotyczy to każdej dziedziny: urządzania wnętrz, kulinariów, pieczenia chleba, wychowywania dzieci, pracy, aktywności fizycznej, ogrodnictwa, rękodzieła, prezentów, mody, diet, fryzur, makijażu, majsterkowania, zarządzania sobą w czasie. I jeszcze wielu innych spraw, większych, mniejszych i całkiem malutkich. 

Dzięki internetowi i środkom przekazu mamy bardzo szeroki dostęp do pomysłów innych ludzi oraz do materiałów dotyczących sposobów wdrażania tych pomysłów w życie. I wygląda na to, że wiele osób od nieustannego gromadzenia źródeł inspiracji wręcz się uzależniło. 


Kolejne blogi na liście ulubionych, niezliczona ilość zakładek. Foldery z pomysłami. Całe serwisy służące do gromadzenia inspiracji w jednym miejscu, na czymś w rodzaju osobistej elektronicznej korkowej tablicy, do której przypina się kolejne fotki, rysunki, idee. 
Z księgarni znów wychodzi się z plikiem kolorowych czasopism, a w nich nowe pomysły. Albo stare, tylko w nowej odsłonie. Kolejne książki kucharskie, kolejne albumy. 
Ciągłe skanowanie sieci w poszukiwaniu TEGO patentu, sposobu na... Bez końca, bez przerwy. 

Tak, to wspaniałe, że możemy dzielić się pomysłami. Ja z Wami, Wy ze mną. Poważnie mówię, to wielka radość, gdy można wymieniać się doświadczeniami z bliźnimi. Gdy czasem można pójść na skróty, skorzystać z czyjegoś już wypróbowanego przepisu na ...  na przykład na pyszną zupę z selera. Albo podpatrzeć sprytny i efektowny sposób upięcia włosów. Każdy z nas ma jakieś uzdolnienia, szczególną smykałkę do określonej dziedziny. Jedni radzą sobie dobrze z drutami i włóczką, inni z samochodami, jeszcze inni ze słowami. Dzięki temu nikt nie musi być omnibusem, dochodzić samodzielnie do wszystkich rozwiązań. Warto korzystać z wiedzy, doświadczenia, umiejętności, porad i mądrości innych. 

Bywa jednak, że tak pogrążamy się w poszukiwaniu inspiracji na zewnątrz, u innych ludzi, że zaniedbujemy własną kreatywność. Wiem, niektórzy nie lubią słowa „kreatywny”. Dobra, użyjmy więc określenia „twórczy potencjał”. Lepiej? 

Kiedy ostatnio zdarzyło Ci się uruchomić swój twórczy potencjał? Wiesz jeszcze, jak go używać? 

Takie małe ćwiczenie: następnym razem, gdy nie będziesz mieć pomysłu na obiad, zamiast przeszukiwać kulinarne blogi, zajrzyj do lodówki i szafki z zapasami. I spróbuj skomponować coś z tego, co masz w domu i pod ręką. Zapomnij o wszystkich przepisach odłożonych do wypróbowania i zrób coś własnego, może nawet nieco szalonego, nietypowego. W ten sposób powstają potrawy niezwykłe, niepowtarzalne, czasem na tyle udane, że wchodzą do jadłospisu na stałe (jak niegdyś w moim rodzinnym domu pierogi z pasztetową). 

Zamiast kupować wielkanocny stroik na stół, zrób dekorację z dostępnych w domu materiałów. Może zasiej rzeżuchę w jakimś niezwykłym naczyniu? Udekoruj wydmuszki tym, co Ci wpadnie w ręce. A może jakiś niezwykły bukiet? 

Czasem warto rozejrzeć się wokół siebie. Najbliżej, tu, gdzie jesteś. Nie kupować gotowych rozwiązań, lecz poszukać własnych. Prostych, skromnych, niedesignerskich. Inspirację można znaleźć wszędzie - w krajobrazie za oknem, w przypadkowo usłyszanej opowieści. Ale tak naprawdę znajdziesz ją w sobie, trzeba tylko dać sobie szansę, posłuchać, co Ci w duszy gra. Założę się, że to całkiem fajny kawałek, posłuchaj...

Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian