Przejdź do głównej zawartości

Małe jest piękne (i funkcjonalne)

Po niedawnym wpisie o planowanych zmianach w umeblowaniu mieszkania napisała do mnie pewna sympatyczna stała Czytelniczka. Pozwolę sobie zacytować: jestem właśnie na etapie kupowania mieszkanka (jedynych 34 metrów - kawalerka) (...). Zmagam się z otoczeniem, które nalega bym kupiła większe mieszkanie (no bo kto kupuje kawalerki, a dwa pokoje to wygoda, standard) ja jednak obstaję przy swoim zdaniu, bowiem większe mieszkanie oznaczałoby sporo większy kredyt, a co za tym idzie... niepokój. Cóż mi po sypialni, skoro noce spędzone w niej będą niespokojne ze względu na duże raty kredytu...

Moim zdaniem Czytelniczka ma rację, nie chcąc obciążać się zbyt wysokim kredytem i nie ulegając naciskom otoczenia. To prawda, że małe mieszkania czy domy postrzegane są jako rozwiązania dla niezamożnych, dla osób na dorobku, samotnych, starszych, jako niewygodna konieczność w określonych okolicznościach życiowych. Zgodnie z powszechnym przekonaniem, są etapem przejściowym, tymczasowym. Za wszelką cenę należy dążyć do posiadania jak największej przestrzeni mieszkalnej. Bo małe rzekomo jest niewygodne. Czyżby?


Staje mi przed oczami potężny dom moich znajomych, którzy po kilku latach mieszkania w bloku na pięćdziesięciu paru metrach, postanowili iść na całość i wybudowali sobie niemal pałac. Kosztem olbrzymiego kredytu oczywiście. I co? I ten prawie pałac, wprawdzie wielki, wcale nie jest miejscem, w którym chciałoby się mieszkać i zestarzeć. Cała para poszła w gwizdek, że tak powiem. Niefunkcjonalny, niepraktyczny, nieprzytulny, nieprzemyślany. Trudny do posprzątania. Kusi złodziei, były już próby włamania. 

A tymczasem znam wiele małych mieszkań, kawalerek lub dwupokojowych, a nawet jeden dość kompaktowy dom, które chociaż nie oferują dużej powierzchni, jednak są wygodne, przyjemne, wcale nie ciasne. Klucz do sukcesu? Jak mawiał Zwierzak z Muppetów: „Myśleć, myśleć, myśleć!”. 

Każdą przestrzeń, i tę wielką, i tę malutką, należy urządzać w sposób przemyślany. Dać sobie czas, podpatrywać ciekawe pomysły i nietypowe rozwiązania. Przeanalizować swoje potrzeby, sposoby spędzania czasu. Plany na przyszłość (np. dzieci czy praca w domu). Zacząć od przestudiowania planu mieszkania, pobawić się, rysując możliwe układy umeblowania, czy przekładając powycinane z papieru małe modele mebli. Wiele osób zaczyna urządzanie mieszkania od wizyty w sklepie z meblami. A tymczasem, podobnie jak w przypadku kompletowania garderoby, sklep powinien być ostatnim etapem, zaczynać należy od planowania i dostosowania zakupów do potrzeb.

Z perspektywy dziewięciu już lat mieszkania na niewielkiej przestrzeni mogę z całą stanowczością stwierdzić, że małe mieszkanie nie musi być wyrokiem. Urządzone odpowiednio do potrzeb właścicieli może być nie tylko etapem przejściowym, lecz rozwiązaniem na dłużej. Fakt, nie uniknęliśmy pewnych błędów, jak każdy. Jednak nie było ich wiele, za to udawało się dostosowywać otaczającą przestrzeń do zmieniających się warunków życiowych i wymagań. 

Czy to znaczy, że nie chcielibyśmy dysponować większą przestrzenią? Ależ skąd. Chcielibyśmy, ale nie jest to sprawa pilna. Na razie tu nam wygodnie. Małe mieszkanie ma wiele zalet. Chociażby mniejsze koszty utrzymania. Łatwo utrzymać go w porządku i czystości. Przytulność. 

Może też być jednak koszmarem - gdy jest zatłoczone meblami i przedmiotami, gdy umeblowanie jest niewłaściwie dobrane do rozmiarów wnętrza. Jeśli kolorystyka zamiast optycznie go powiększać, przytłacza i dusi. 

Fajnie jest mieć dużo miejsca. Przestronne mieszkanie, średniej wielkości dom. Nie warto jednak tracić sił, wytężać się ponad miarę, katować potężnym kredytem, odmawiając sobie przez lata wszystkiego, byle tylko spłacić obciążające raty. Myślę, że lepiej jest na pewnym etapie życia pomieszkać w mniejszym lokum, do czasu, aż na tyle okrzepnie się finansowo, by móc przenieść się do czegoś większego. A jeśli ten etap nigdy nie nastąpi (a może tak się stać)? Cóż, jak wspomniałam wcześniej, małe mieszkanie nie musi być wyrokiem. Może być rozsądnym i funkcjonalnym wyborem. Nawet na całe życie.

Następnym razem podzielę się z Wami obserwacjami zebranymi przez te dziewięć lat co do tego, jakimi zasadami kierować się, urządzając małe mieszkania, a przed jakimi błędami lepiej się strzec. 

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian