Przejdź do głównej zawartości

Odchudzanie po Świętach jest do d...

Chociaż coraz trudniej w to uwierzyć, wiosna jest już niedaleko. W ramach wpuszczenia odrobiny świeżego powietrza na blog dzisiaj publikuję wpis gościnny Dariusza Michalca, którego przedstawiałam Wam już przy okazji zaproszenia na warsztaty Action in MindPomysł na wpis powstał przy okazji naszej niedawnej rozmowy o tym, jak to po Wielkiejnocy wiele osób przypomina sobie o odchudzaniu (z zamiarem wyrzeźbienia sylwetki przed latem i wyjściem na plażę). Oddaję głos Darkowi:

Odchudzanie po Świętach jest do d...

Autor: Dariusz Michalec


Zacznijmy od puenty: To może boleć, ale jeśli po Świętach odczuwasz gwałtowną potrzebę odchudzania, to najprawdopodobniej nie jest to związane ze świątecznym nadużyciem jedzenia. O nie… Sprawa została zawalona dużo wcześniej. Niestety, po prostu, masz nadwagę. Porównaj – ile kilogramów pokarmu Twój organizm wchłoną w świąteczne dni, a ile faktycznie należałoby zgubić. Jest jednak dla Ciebie (i dla mnie) nadzieja i nie wiąże się ona bezpośrednio z przechodzeniem na cudowne diety, zażywaniem  „cudownych” specyfików, substytutów lub suplementów. Nadzieja zaczyna się od lustra, pod warunkiem, że stać Cię będzie na odrobinę otwartości i empatii wobec siebie.  




Stanąłem przed lustrem.* No i? Nic  się nie dzieje. -Czyżby? -No już, ile będę tak stać? -A cóż Ci się tak spieszy? -Wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie. –Czekaj, czekaj, to nie jest czarodziejskie lustro, tylko zwykłe. Cudów nie będzie. Stój i patrz! – Ale to nie jest przyjemne. -Właśnie. Od tego zacznijmy. Na skali od 1 do 10 (gdzie dziesięć oznacza najgorzej), jak bardzo jest Ci przykro patrzyć na siebie? – Wiesz…lubię siebie. Tylko nie mogę wytrzymać tego patrzenia na siebie, w swojej głowie mam inny obraz i on tu trochę nie pasuje. Stąd ta przykrość. – Ile punktów dajesz sobie? – powiedzmy 6. – a co by miało pokazać lustro, żeby to było mniej punktów, a więc mniej przykro? – No sam nie wiem, tu wszystko jest nie tak.


„Wszystko” to „nic” tylko ładnie opakowane. Konkrety proszę. – Jadąc od góry, to na przykład, te bruzdy przynosowe….- a co? W Swoim wyobrażeniu ich nie masz? -No nie. –Tak sobie myślę, a ile ty lat masz chłopcze, w tym swoim wyobrażeniu? – 26 – yhmmm. To nie dziwię się, że Ci bruzdy nie pasują, wtedy ich nie było. Tu właśnie na chwilę się zatrzymajmy…


Pierwsze z czym masz zapewne problem, to brak tolerancji na śmiertelność. Odstawiłeś na bok wiarę, która przez ostatnie 2 tysiące lat dość dobrze wyjaśniała co się z tobą stanie po śmierci, a teraz ważne święta religijne zamieniłeś w liturgię komercji, handlu i konsumpcji. Ciało ulega nieustannej transformacji od narodzin do śmierci, a ty, obserwując objawy, wpadasz w panikę. Zupełnie jak polski napastnik na 15 metrów przed ukraińską bramką 22-go marca 2013. Nie zatrzymasz czasu botoksem, a oddanie się w ręce chirurga tylko przyspieszy proces transformacji, zamieniając cię już za życia w mumię.


Kiedy już minie ten moment, gdy nieszczerze wobec siebie zaprzeczysz, że to nie chodzi o lęk przed śmiercią i umieraniem, zapytasz być może – co z tym robić? W tym wypadku nie ma jednej dobrej rady. Wybacz, ale sam się boję. Regularnie oswajam tę myśl o umieraniu: przywróciłem w sobie wiarę w Boga, porządkuję życie tak, by niezależnie od tego, kiedy życie się skończy, spraw zamkniętych zostawić po sobie więcej niż tych rozgrzebanych, cieszę się chwilą.


- Ale pojechałeś…myślałem, że ty mi tu będziesz przed tym lustrem stare kawałki o samoakceptacji nawijał, a tu z grubej rury…- Ja ci dam samoakceptację, popatrz raczej, co ci tu nad paskiem zwisa. – To już wolałem rozmowę o twarzy z bruzdami. – Tu nie chodzi o to co wolisz, ale jak wyglądasz. Kiedy miałeś  „naście” lat, twoje ciało wyglądało zgodnie z zaprogramowanym genetycznie procesem dojrzewania. Lepiej lub gorzej, ale wyglądałeś tak jak kombinacja DNA rodziców na to pozwalała. Teraz natomiast, w wieku średnim, twoje ciało jest doskonałą  repliką (jeden do jednego) twojego stylu życia. Twoje zamiłowania, pasje, tryb życia odzwierciedlają się w tobie.


Popatrz na siebie!

Twoja twarz: najbardziej dostępny komunikator dla innych ludzi, odzwierciedla Twój stosunek do nich. Przeżywane emocje dzień w dzień ryją swoje ścieżki na twoich ustach, policzkach, powiekach i czole.


Twoje dłonie i ręce: najpowszechniej wykorzystane przez Ciebie narzędzia, odzwierciedlają Twój stosunek do pracy, ale także temperament i rodzaj uprawianego (lub nieuprawianego) rękodzieła.


Spójrz na pozostałe części ciała – to Ciało mówi o twoim stosunku do jedzenia, do sposobów spędzania czasu, do ilości zażywanego co dzień ruchu. To Ciało pokazuje, czy lubisz spacerować, czy latem chronisz się w cieniu, czy czytasz na leżąco. Jak długie godziny męczysz wzrok przed monitorem. To Ciało mówi, czy jesz śniadania, ile kaw wypijasz dziennie, a nawet to, czy gotujesz samodzielnie, czy też jadasz na mieście. To ciało informuje otoczenie o twych zgubnych nawykach, niekonsekwencji, namiętnościach ostatniej nocy i przebytych chorobach. To ciało odzwierciedla w doskonały sposób twoje, pełne naturalnej niedoskonałości, życie. I…

Jak zwykle masz co najmniej dwa wyjścia: zaakceptuj swój wygląd, który jest odzwierciedleniem Twego życia, albo zmień swoje życie.



W tym miejscu właściwie kończy się niniejszy tekst, bo jak pamiętasz, puenta była na początku. Ponieważ jednak nie jestem pewien czy takie umiejscowienie powoduje, że jest ona nadal puentą, dodam jeszcze jedną – tak dla pewności.



Święta Wielkanocne to nie zajączek, śmingus dyngus, sms-y z życzeniami i „Keviny” w telewizji. To Pamiątka wydarzenia  sprzed około 2 tysięcy lat. Gdzie jeden człowiek dał się ukrzyżować dla odkupienia (tak wierzą chrześcijanie) także Twojej winy. Tej winy, że objadałeś się nieprzyzwoicie w Święta również. 

 ……………………………………………………………………..

* Od tego miejsca tekst przechodzi w zapis dialogu, jaki autor przeprowadził z krytykiem wewnętrznym. Ustalenie, kto jest kim, pozostawia się inteligencji czytelnika (przyp. autora)

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian