Przejdź do głównej zawartości

W moim magicznym domu

Zdjęcie ze strony Designtrolls
Nasze cztery kąty czeka minirewolucja. W ramach przedwiosennych generalnych porządków postanowiliśmy dostosować umeblowanie do zmieniających się potrzeb, a przede wszystkim odzyskać nieco przestrzeni. 

Pierwszych parę lat spędzonych w tym lokum było czasem intensywnego gromadzenia przedmiotów, wyposażenia, mebli, bibelotów. Jak wiedzą moi stali Czytelnicy, z czasem doprowadziło to do całkowitego przepełnienia dostępnej przestrzeni. Wydawało się, że jedynym wyjściem z tej sytuacji będzie jak najszybsza przeprowadzka do większego mieszkania (może domu?), gdzie będzie można nadal gromadzić i gromadzić, kupować kolejne szafy, regały, komody i inne schowanka. Na ubrania, książki, skarby, kolejne naczynia, szkło stołowe, urządzenia AGD. Jak wiecie, w międzyczasie na swojej drodze życiowej spotkałam podejście zwane minimalizmem. Dzięki niemu wprowadziliśmy w naszym życiu i przestrzeni wiele zmian, bardzo różnej natury. Od pozbycia się nadmiaru przedmiotów, przez zmianę pracy, aż po uzyskanie stanu ogólnej równowagi psychicznej i duchowej, wyciszenie, spowolnienie tempa życia, otwarcie się na bliskich, przyjaciół i najbliższą rodzinę. Tak można by to ująć w wielkim skrócie. Zmianom zewnętrznym towarzyszły przemiany wewnętrze, a ich efektem jest radość i spokój (mała dygresja: coraz częściej ludzie, których spotykam, mówią, że płynie ode mnie ogromny spokój - cieszę się, że to, co czuję wewnątrz, jest widoczne też dla innych).

Okazuje się teraz, że te nasze niecałe czterdzieści metrów może nam jeszcze posłużyć przez pewien czas, bo przestało być za małe, chociaż wcale się nie rozrosło (to cud, to cud!).
Nie porzucamy myśli o przeprowadzce na wieś, tym bardziej, że plan ten jest w zasięgu naszych możliwości, a krakowskie powietrze jest ostatnio zabójczo zanieczyszczone (co czuje się na każdym kroku). Jednak dzięki wspomnianym powyżej zmianom te plany można odrobinę odsunąć w czasie, do chwili, gdy okoliczności życiowe będą bardziej sprzyjające.

Wystarczy wprowadzić nieco modyfikacji, a konkretnie mówiąc, pozbyć się kilku mebli, które są teraz zbyt wielkie, ciężkie, zajmują zbyt wiele miejsca, a zdecydowanie przestały być potrzebne. Nie ma już w nich czego przechowywać, te książki i przedmioty, których obecnie używamy, nie są aż tak liczne, by wymagać na przykład potężnego regału zajmującego całą ścianę. Wystarczą bardziej kompaktowe rozwiązania. 

A odzyskana przestrzeń zostanie wykorzystana do zaaranżowania przytulnego miejsca do odpoczynku i rozrywki oraz do urządzenia dla mnie ministanowiska roboczego. Pracuję głównie w domu, a w tej chwili nie mamy dobrego miejsca do pracy, tymczasowo  przyjęte rozwiązanie jest bardzo niekorzystne dla kręgosłupa i mojej postawy, więc koniecznie trzeba coś z tym zrobić. 
Z czasem coraz więcej radości przynoszą nam spotkania z ludźmi, miłe wieczory spędzane w gronie wieloletnich, ale też paru niedawno poznanych, dobrych znajomych i przyjaciół. Rozmowy z nimi, wymiana myśli, doświadczeń, refleksji, ale też żarty i zabawa, to przyjemność, z którą niewiele może się równać. Brakuje nam dobrego tła do tych spotkań, co nie przeszkadza w regularnym widywaniu się, lecz byłoby rozsądnie zadbać o niego więcej wygody dla gości, ale także dla nas samych, na co dzień, o miejsce, gdzie wygodniej byłoby usiąść z książką, posłuchać muzyki, obejrzeć film albo zająć się robótką ręczną. 

Cieszę się na te zmiany, cieszę się z tego, że nasza przestrzeń życiowa będzie jeszcze bardziej przyjazna i lepiej przystosowana do naszych upodobań i potrzeb. Więcej powietrza, więcej miejsca - tego właśnie pragnę na wiosnę!

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian