Ostatni - powoli zbliżający się do końca rok - jest dla mnie dobitną ilustracją tego, że ograniczając się pod względem materialnym, bardzo łatwo popaść z kolei w nadmiar niematerialny.
Od wiosny piszę książkę, felietony, bloguję, spotykam się z ludźmi i opowiadam im o prostocie i minimalizmie, tłumaczę - czyli pracuję zarobkowo, zajmuję się domem, natomiast dosyć rzadko samą sobą. Chodziłam też na różne wykłady o historii Wawelu. Wzięłam udział w serii warsztatów z rękodzieła (decoupage), a nabyte na nich umiejętności ćwiczyłam w wolnych chwilach.
Czuję, że dzięki tym wszystkim działaniom bardzo rozwinęła mi się kreatywność, mam ciągle nowe pomysły i wiele planów chciałabym zrealizować, inne rozpoczęłam, ale na razie pozostają niezakończone.
![]() |
Źródło: disney.pl |
Jednak chociaż ten czas jest pod każdym względem fantastyczny - przede wszystkim ze względu na ludzi, których spotykam, i radość z robienia różnych fajnych rzeczy też jest wielka, wiem, że muszę zachować ostrożność, by nie przesadzić z aktywnością. Zaczynam momentami zachowywać się jak nadmiernie pobudzone dziecko, które nie może usiedzieć spokojnie na miejscu. To nienajlepszy symptom. Budzą mnie myśli i pomysły, wstaję przed świtem, by pisać, albo leżę, nie mogąc spać i wymyślam sobie różne takie...
Granica jest cienka, łatwo ją przeoczyć. Człowiek zajmuje się różnymi ważnymi, ciekawymi i pożytecznymi sprawami, wszystkie wydają się istotne i przynoszą radość i satysfakcję. Przychodzi jednak moment zachwiania równowagi, kiedy czuje się, że to już za dużo, przesyt.
W czasach kultu hiperaktywności oraz wszechobecnego nieustannego pielęgnowania własnej za przeproszeniem zajebistości być może bardziej byłabym na fali, gdybym teraz powiedziała, że super i bomba oraz że postanawiam od jutra robić jeszcze więcej, jeszcze mocniej spinać pośladki, żeby ze wszystkim elegancko nadążać, przecież taka jestem cool i daję radę ze wszystkim.
Czasem nie daję rady. Ostatnio na przykład męczy mnie, że rzadko bywam w domu. Wpadam, by jako tako ogarnąć całość, przepakować rzeczy, zrobić pranie. To za mało - dla mnie dom to oaza, w której jest mi zawsze najlepiej.
Nie lubię zaburzeń równowagi. Wiem, że muszę ich unikać, bo należę do tych osób, które potrafią się mocno nakręcić, wyciskać z siebie jak najwięcej, a potem żałować, że przesadziły. Łatwo wpędzić się w gorączkę. A ochłonąć trudniej.
Wchodzę więc w fazę studzenia. Co oznacza między innymi, że będę częściej tu bywała, bo akurat blogowanie i pisanie są na liście tych obszarów działań, które bardzo mi służą - świetnie porządkują myśli.
Znane powiedzenie brzmi: co za dużo to niezdrowo. I dotyczy to każdej dziedziny życia.
OdpowiedzUsuńarena
zachowanie równowagi to niezwykle ważna i trudna sztuka! uciekający czas sprawia, że szkoda nam każdej chwili do momentu gdy wyleją nam na głowę kubeł zimnej wody...
OdpowiedzUsuńZauważyć to i zatrzymać - to dopiero sztuka!
OdpowiedzUsuńKi
Podpisuję się pod tym obiema rękami :) Później ciężko nawet odpoczywać, bo nie wiadomo jak to zrobić. Na szczęście jesień i zima sprzyjają trochę temu zatrzymaniu (choć pewnie Święta zaburzą nieco mój spokój).
OdpowiedzUsuńreset jest jak najbardziej potrzebny do zycia ;)
OdpowiedzUsuńAkurat wczoraj odwiedziłam http://wystarczy-mniej.blogspot.com/, gdzie znalazłam cytat w sam raz: "Sprawiła to bowiem natura, że do tego, by żyć szczęśliwie, nie potrzeba wielkiego zasobu środków. Każdy jest w stanie uczynić siebie szczęśliwym. Znikome znaczenie mają dobra zewnętrzne i w zadnej z dwóch ostateczności nie wywierają większego wpływu, ponieważ mądrego człowieka ani pomyślność nie wzbija w dumę, ani niepowodzenie nie zniechęca do życia. Zawsze bowiem stara się aby jak najwięcej dóbr zgromadzić w swym wnętrzu i w samym sobie szukać największej radości." Czyli jak zwykle umiar, umiar, umiar i materialny, i niematerialny. Co nie zmienia faktu, że ogromnie się cieszę z bezmiaru odkrywanej przez Ciebie "zajebistości", podeślij nam jej trochę :)
OdpowiedzUsuńTrudno jest nauczyc sie mowic "nie" i chronic wlasna rownowage. Wiem cos akurat na ten temat, bo moj malzonek jest historykiem-pasjontem i chetnie zgadza sie na odczyty i udzial w konferencjach o ile temat go interesuje. NA niektore jade z nim, na inne jedzie sam gdy ja pracuje. Ale byl juz okres zbyt intensywny gdy nadmiar pracy sprawil, ze po kazdym kolejnym odczycie tracil prawie glos...
OdpowiedzUsuńCaly czas uczy sie jeszcze selekcji i mowienia "nie"...
Ponad rok temu zatrzymałam się "przymusowo" - sprawiły to tzw. czynniki obiektywne. Wcześniej zdawałam sobie oczywiście sprawę, że wszystko zaszło już za daleko i że powinnam, ale bałam się wycofać, choć bardzo tego chciałam. Z jakich powodów, to całkiem inna rzecz. No i okazało się, że nie tylko ten świat "zewnętrzny" nie zawalił się, ale przede wszystkim nie legł w gruzach mój własny kawałek rzeczywistości. A bałam się, że legnie, niestety. Że stracę wszystkie kontakty, możliwości, źródła dochodu. Częściowo tak się stało, ale jednak większość do dziś upomina się o mnie i teraz powoli zaczynam znowu łapać kontakt z tym, co na zewnątrz. Tylko teraz bardziej to kontroluję, nie rzucam się na wszystko, wybieram. No ale to jest kwestia doświadczenia i tego, że się już wcześniej coś tam udało osiągnąć - na swoją miarę. I że się już nie ma tego parcia na więcej i więcej.
OdpowiedzUsuńWiem ze swojego doświadczenia, że, jeżeli mam masę spraw na głowie to nie mam czasu ani ochoty na zakupy, tym bardziej jakoś jest tak, że moja wydajność jest dużo większa, aniżeli, gdy mam więcej luzu. I tu chciałbym zaznaczyć, że ta moja większa wydajność jest przez pierwszy początkowy okres nawału pracy. Potem następuje zmęczenie organizmu i wszystko mi idzie wolniej. Faktycznie czasem trzeba wrzucić na luz ze wszystkimi sprawami, poszukać tego czego tak bardzo kochamy, na co mamy ochotę poświęcać czas. Ja zauważyłem, że lubię czasem taki stan nawału pracy, lecz nie mogę sobie dać wejść na głowę. Ile razy tak jest, że odmawiam niektóre zlecenia, by zachować równowagę, są sprawy ważne i ważniejsze. Oczywiście kiedyś było dużo trudniej, czułem się taki cudowny mając masę obowiązków, że jestem tak zajęty i zapracowany. Trudno było dostrzec także i to, że niektórzy wykorzystują moją dobroć i wolę pracy. Ja przy tym cierpiałem. Trzeba było powiedzieć dość. Nie oznacza to oczywiście, że jestem idealny, w tej organizacji. Niestety, także często pojawiają się u mnie błędy, których nie sposób się ustrzec.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Bartosz