Tym razem nie robię podsumowań. Noworocznych postanowień też nie będzie. Prawdziwa zmiana dzieje się jakby sama, wtedy, gdy jest się do niej gotowym. Gdy nadejdzie czas. Niby dlaczego miałabym czuć się gotowa właśnie dzisiaj albo jutro, tylko dlatego, że trójka zmieni się na czwórkę? Kalendarz nie ma tu nic do rzeczy. To, co toczy się w mojej głowie czy duszy, jest niezależne od daty.
Rozumiem jednak, że symboliczny nowy początek może zachęcać do mobilizacji. Jeśli ktoś właśnie przez to czuje się zmotywowany, niech korzysta z okazji, by poczuć się lepiej ze sobą samym. Tak jak Maria z bloga Ubieraj się klasycznie, który zresztą z całego serca polecam. Zamieściła wczoraj u siebie taki manifest, niby noworoczny, ale myślę, że to dobry manifest na każdy dzień roku:
oświadczam, że będę prowadzić życie najwyższej jakości. Będę obecna. Będę świadoma. Będę zadawać pytania, myśleć i wykonywać wszelkie czynności refleksyjnie. Będę żyć w danej chwili. Będę dokonywać zrównoważonych wyborów. Harmonia i równowaga będą moimi priorytetami. Będę planować i działać. Będę się starać. Będę szanować swój czas. Będę zawsze otwarta. Będę czerpać przyjemność z każdego działania, jakiego się podejmę. Będę się uczyć. Będę świadomie i jakościowo pisać, kupować, spędzać wolny czas, jeść, pracować. Nadam swojemu życiu sens. Będę odważna. Będę się radować strachem.
Z samym manifestem zgadzam się w pełni (oprócz radowania się strachem), chociaż dla mnie jest raczej opisem tego, jak moje życie wygląda już teraz. W swoim wpisie Maria wspomniała jednak o strachu przed nieznanym. Uderzyła w czułą nutę, bo od dłuższego czasu czuję się (niemal) gotowa do dużej osobistej zmiany, ale jedyne, co mnie blokuje, to właśnie strach. Wiem, że będzie dobrze, a może nawet fantastycznie, ale boję się. Piętrzę wyimaginowane przeszkody, wymyślam wymówki, sama sabotuję swoje plany. Już parę razy byłam tak blisko, że wydawało się, że ona już się dzieje. I wpadałam w panikę, cofałam się.
A przecież odwagi mi zazwyczaj nie brakuje. Tym razem jednak zmiana ma być grubszego kalibru. Wobec tego obok mnie siedzi sobie takie licho z małymi świńskimi oczkami (kocham świnie, ale oczka mają, jakie mają). Ma na imię strach. To nieprawda, że on ma wielkie oczy. One są jak małe wredne szpileczki. Siedzi i mamrocze te swoje opowieści o potworach, które czekają na mnie za zakrętem. Mówi, że będzie inaczej, że nie jestem przyzwyczajona... Że sobie nie poradzę. Lepiej, żebym została tu, gdzie jestem, w ciepłym i znanym zakątku. Może go nie lubię, może mi niewygodnie, ale przecież tam będzie INACZEJ.
![]() |
Licho ze Stworopedii |
Myślę sobie, że jedynym sposobem na tego małego chochlika, to kopnąć go w zadek i wreszcie zobaczyć, co naprawdę jest za tym zakrętem. Przekonać się, że inaczej to tylko inaczej. Nie musi wcale być gorzej ani straszniej. Najprawdopodobniej będzie fajniej, lepiej i zabawniej, ale co to głupie licho może na ten temat wiedzieć. Przecież ono tam, za zakrętem, nie było, cały czas siedzi tutaj i mnie zamęcza. Skąd wie, jak tam jest? Nie wie, wydało się wreszcie!!! Tylko zmyśla, bo lubi opowiadać straszne bajki.
Życzę Wam, byście w nowym roku mieli Wasze licha pod ścisłą kontrolą. I dziękuję za to, że jesteście ze mną i tak często mnie odwiedzacie!