Od dłuższego czasu marudzę pod nosem o jakieś tajemniczej planowanej zmianie. Wspominałam kilkukrotnie, że jeszcze nie jestem gotowa, by o niej pisać. Nie byłam. Chciałam zaczekać, aż upłynie wystarczająca ilość czasu, bym mogła powiedzieć Wam, że ona naprawdę się dzieje, a nie jest tylko szumną zapowiedzią czy jakimś przejściowym słomianym zapałem. Czas ten w końcu nadszedł. Stali czytelnicy bloga znają historię moich odwiecznych zmagań z ciałem, bulimią, kompleksami, samooceną i wagą. Opowiadałam ze szczegółami o tym, jak udało mi się z większością z tych problemów uporać i naprawdę szczerze polubić siebie. Ci, którzy spotkali mnie osobiście lub gdzieś widzieli, wiedzą też, że nadal jestem dość okrągłą osobą. Gdy patrzę w lustro, widzę niewysoką osóbkę, która „ ma czym oddychać i na czym siedzieć. ” Widzę okrągłą twarz, nieco zbyt obfity podbródek. Na pewno daleko mi do otyłości, ale w moich osobistych kategoriach dość blisko do nadwagi. Nie mówię o tabelach, BMI czy in
Po słonecznej stronie życia