Gdy ostatnio informowałam o przerwie w pisaniu spowodowanej nawałem pracy, jedna z Czytelniczek podsumowała to stwierdzeniem, że zbywam Czytelników, skończyły mi się pomysły i motywacja. I przyznaję, zrobiło mi się przykro. Bo jak to, ja tu szczerze, piszę jak jest, podobnie jak zawsze, a w zamian dowiaduję się, że się skończyłam?
Zawsze starałam się zachowywać szczerość, rozmawiając z Wami. Wiecie o mnie bardzo wiele, znacie czasem nawet dość intymne rzeczy i lęki, chociaż na pewno nie obnażam się do bólu, a dzielę się z Wami swoimi radościami, smutkami i różnymi dylematami. Gdy mam czas, piszę często, gdy zajmują mnie inne sprawy, czasem wcale, zawsze jednak informuję o tym, co się dzieje i dlaczego milczę.
Stwierdzam, że ta szczerość popłaca. I to bardzo. Dajecie mi w zamian bardzo wiele z siebie, wysyłacie wielkie fale sympatii i pozytywnej energii. Blogując, poznałam mnóstwo cudownych osób, w wirtualu i realu. Wciąż poznaję. Prosty blog jest dla mnie jedną z najfajniejszych życiowych przygód.
Jednak w jednym Czytelniczka miała rację. Z motywacją bywa trochę ciężko ostatnimi czasy. Wena jest, pomysły są, ale gdy siadam do pisania, włącza mi się wewnętrzny kontroler. Po tych kilku zeszłorocznych akcjach, podczas których naprawdę nie było mi przyjemnie - przy awanturze o Tołpę, przy zupełnie niezrozumiałej równie dużej awanturze o emocje związane z rzeczami - przestałam czuć się tu pewnie. Boję się, że znów jakiś zupełnie z pozoru niewinny temat wywoła lawinę negatywnych emocji. Fakt, hejtu nigdy tu nie było, co sobie bardzo cenię. Ale bywało... dziwnie. Powiecie, że dyskusja ma swoje prawa. Tak, oczywiście, nie mam jednak skóry hipopotama, jakiś ślad pozostał. Może i jestem przewrażliwiona, zawsze trochę byłam. Taka uroda.
Pracuję nad tym, by się odblokować. By znowu móc z Wami rozmawiać na każdy prawie temat, od najbanalniejszych po najpoważniejsze. Pisać nawet mimo świadomości, że czasem dyskusja może być ożywiona i gorąca. Wiem, że warto, ale na razie sprawia mi to trudność. Trochę też wypadłam z rytmu blogowania, chociaż nie pisania jako takiego, bo przecież przez ostatni rok pisałam naprawdę bardzo wiele.
Co się zablokowało, musi się odblokować. Nie ma nic gorszego niż głupi strach, tym bardziej, że nie ma się czego przecież tak naprawdę bać. Świetnym przykładem były bardzo fajne reakcje na wpis, w którym pokazałam swoje zdjęcia - strach okazał się zupełnie niepotrzebny. Bardzo mi to pomogło. Jednak jeszcze trochę muszę poćwiczyć, by znów pisanie przychodziło lekko i bez obaw.
A zagubione serce się odnajdzie, na razie mam zastępcze, z ziemniaka. Da radę.