Takie słowa dzisiaj znalazłam, bardzo mądre, które dają mi do myślenia, podobnie jak zmusiła mnie do zastanowienia dyskusja pod wcześniejszym wpisem, o moim lęku przed krytyką czy negatywną oceną, braku dystansu. Dużo myślę o niebezpieczeństwie popadania w zarozumiałość, strachu przed krytyką oraz o towarzystwach wzajemnej adoracji.
Wszelkie klimaty narastającej słodyczy sprzyjają zgniliźnie. Kiedy robi się zbyt spokojnie, zbyt ładnie, wszyscy chwalą, wszystko się zgadza - taka sytuacja jest groźna, gdyż usypia czujność, otumania i zniewala. Kiedy twoim priorytetem jest bycie fajnym, zaczynasz się bać, ze kogoś urazisz, że to, co robisz, komuś się nie będzie podobało, że ktoś się zawiedzie. Wchodzisz w nieszczerość i nieczystość.
Przeciążenia psychiczne związane z bezustannym byciem ocenianym, komentowanym od wyglądu po ogólną jakość naszej istoty. I to nawet wtedy, kiedy oceny są korzystne.
To prawda, moim priorytetem nie może być bycie fajną i uwielbianą przez wszystkich. A lęk przed utratą owej fajności nie może blokować przed działaniem i byciem szczerą. Byciem sobą, tak zwyczajnie.
Więcej pokory mi trzeba, przede wszystkim. Ona nigdy nie zaszkodzi, nawet w dużych dawkach.