Przejdź do głównej zawartości

Dogoniło mnie życie

Dzisiejszy tekst również nie będzie recenzją, lecz cytatem z interesującej książki: Stąpając mocno po Ziemi. Ekozofia zwykłego życia Ryszarda Kulika. Dostałam ją od autora jeszcze w zeszłym roku, przy okazji spotkania Klubu Myśli Ekologicznej w katowickim Kinoteatrze Rialto, gdzie opowiadałam o tym, czym jest minimalizm.

Nie sądziłam, że znajdę w tej książce coś dla siebie. Na stronie Pracowni na rzecz wszystkich istot można przeczytać, że publikacja ta jest zbiorem felietonów pisanych dla miesięcznika Dzikie Życie, poświęconych szeroko pojmowanej problematyce ekologicznej. Autor jest psychologiem, ekologiem, wegetarianinem. Nie powiem, że sama nigdy o ekologii nie myślę, ale nie uważam, że moje życie jest jakieś szczególnie ekologiczne. Staram się nadmiernie nie obciążać swoją osobą naszej planety, ale i mięso jem, i samolotem latam, samochodem czasem jeżdżę (a właściwie daję się wozić), kupuję egzotyczne produkty - olej kokosowy, kawę, zieloną herbatę, używam detergentów. Wiele można by zmienić, gdybym miała bardziej radykalne podejście. 

Wydawało mi się więc, że to nie dla mnie lektura. A jednak tak, i to bardzo.
Bowiem Stąpając mocno po Ziemi jest głęboką refleksją nad światem, życiem, człowiekiem i jego miejscem w przyrodzie. Przekazywaną tonem spokojnym, z pewną łagodną pogodą, pełną mądrości i akceptacji dla tego, jakim jest i świat, i człowiek, z całą jego pozorną niedoskonałością.

Ale nie będę jej recenzować. Zachęcam za to do przeczytania, bo nawet jeśli do bycia ekologiem mi daleko, wiele znalazłam w niej dających do zastanowienia spostrzeżeń. Publikacja jest bezpłatna, dostępna na stronie Pracowni na rzecz wszystkich istot jedynie pod warunkiem opłacenia kosztów wysyłki. 

Obiecany fragment:

Cywilizacja, którą stworzyliśmy, dodatkowo wpisuje się w ten cały myślowy rozgardiasz ze swoim pośpiechem, nastawieniem na cel za wszelką cenę, agresywną rozrywką, reklamą, nerwowym chodzeniem po sklepach czy uzależnieniami, które pozwalają nam nie kontaktować się z rzeczywistością. (...) Robimy wszystko, aby nie doświadczać życia, choć z pozoru może się wydawać, że właśnie korzystamy z niego w najwyższym stopniu. Skaczemy przecież na bungee, jedziemy daleko na wakacje, szalejemy na nartach czy imprezujemy do białego rana. Robimy to wszystko rzekomo po to, by w końcu poczuć smak prawdziwego życia. Ulegamy przeświadczeniu, że prawdziwe, pełne i autentyczne życie wymaga specjalnych przedsięwzięć, a te oczywiście pieniędzy, które musimy zarabiać w mozolnym trudzie bezbarwnej codziennej egzystencji. (...) Szukamy prawdziwego życia i ciągle mamy poczucie porażki. Pcha nas ono następnie do ciągłego działania, do robienia czegokolwiek, bo jeżeli nie, dopada nas jakiś dziwny niepokój. Ale to właśnie ten niepokój jest wyraźnym sygnałem, że obawiamy się życia, czyli tego, co jest tu i teraz. (...) 
Uciekamy od życia tak szybko i skutecznie, że ono nie jest w stanie nas dogonić. A co się dzieje, gdy w końcu na to pozwalamy? Cóż, dzieją się tak proste i banalne rzeczy, że może szkoda o nich pisać. Ale może właśnie dlatego to doświadczanie prostoty świata staje się jednym z bardziej niezwykłych doświadczeń, jakie mogą stać się naszym udziałem.  
Jakiś czas temu pozwoliłam, by życie mnie dogoniło. I dlatego wiem, jakim cudem są te „proste i banalne rzeczy”. Tak zwyczajne, że aż wydają się niewarte tego, by o nich pisać czy mówić. Jednak wierzę, że warto je opisywać, dzielić się nimi. Tym cudem prostoty. Przecież nie jestem jedyną osobą na świecie, która potrafi się nim cieszyć!

Dlatego pracuję nad tym, by przywrócić życie blogowi, nieco zaniedbanemu przez ten czas, gdy pisałam książkę. Jak widać, jakoś to idzie, wprawdzie powoli, ale skutecznie. Przemogłam czasową niechęć do pisania, z którą ciężko było sobie poradzić, chyba była to reakcja wyrównawcza na fakt wyrzucenia z siebie sporej ilości słów i myśli. Już przeszło, będzie coraz lepiej. Wprawdzie mamy sezon ogórkowy - ale to nic, przecież nie stronię od lekkich tematów, a wręcz je lubię. Nie samą powagą człowiek żyje.

Kiedyś zakładałam, że ideałem byłoby publikowanie nowych tekstów na blogu trzy razy w tygodniu, ale teraz nie chcę składać obietnic, z których nie potrafiłabym się wywiązać. Niczego nie obiecuję. Na razie cieszę się, że znów udaje się pisać raz w tygodniu, to dobry punkt wyjścia. 

Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian