Mam taki pomysł: skoro narzuciłam sobie rytm regularnej publikacji wpisów (poniedziałek, środa, piątek), mogłabym wprowadzić kolejną małą świecką tradycję. Piątkowe wpisy będą poświęcone kwestiom minimalizmu i prostoty w nieco lżejszym wymiarze. Na przykład w estetyce, wnętrzach, modzie, architekturze. Może również w kuchni. Piątki - wiadomo - początek weekendu, czas, gdy większość ludzi pracy zaczyna odpoczywać i mało kto ma wtedy ochotę na poważne tematy. Będzie więc lżej, czasem dość obrazkowo.
Na początek - wnętrza. Im bardziej zagłębiam się w minimalizm, tym bardziej cenię sobie pomieszczenia, w których zachowano daleko idącą wstrzemięźliwość, jeśli chodzi o zastosowanie kolorów i dekoracji. Coraz bardziej podobają mi się naturalne materiały i surowe faktury. Lubię, gdy większość przedmiotów jest schowana w szafach i szafkach, a powierzchnie poziome są niemal całkowicie puste. Nie cierpię zatłoczonych drobiazgami blatów, zwłaszcza kuchennych. Ani ustawiania czegokolwiek na górnej powierzchni szafek lub pod łóżkiem.
Z zastosowaniem tych zasad w praktyce wciąż jeszcze nie jest w naszym mieszkaniu idealnie. Ono jest bądź co bądź dość małe (39 m), nie ma tragedii, ale szału też nie. Wprawdzie pozbyliśmy się większości różnych bibelotów i pamiątek, zostały tylko te naprawdę lubiane i wyjątkowe, lecz na tej skromnej przestrzeni i tak czynią one prawdziwy tłum. No i obrazy Dziadka i Siostry są, i zdjęcia z podróży. Lubię je mieć blisko, patrzeć na nie każdego dnia. Ale chciałabym, żeby było więcej pustych powierzchni naokoło nas. Wtedy te ważne przedmioty i dekoracje robią większe wrażenie niż wtedy, gdy są stłoczone.
Kocham żywe, nasycone kolory. Przy ostatnim malowaniu nieco uspokoiliśmy kolorystykę ścian, ale i tak sporo się dzieje. Sypialnia w takim odcieniu pomarańczu, który kojarzy mi się ze Sieną, jakby spłowiała cegła (super!), przedpokój jasnoniebieski z jedną ścianą ciemnogranatową. Dodatki też bywają bardzo barwne. Gdy rozglądam się wokół, widzę, że można by jeszcze niejedno uprościć i uspokoić pod względem estetycznym, nie posuwając się nawet do przemalowywania ścian czy innych gwałtownych rewolucji. Nie rezygnować z ulubionych barw czy ukochanych przedmiotów, ale sprawić, by to niewielkie wnętrze dawało oku większe możliwości odpoczynku, nie tracąc swojej przytulności.
Mam nad czym pracować w najbliższym czasie. Nie chcę uczynić z naszej norki bezosobowego pokoju w sieciowym hotelu.
Nie podobają mi się takie typowo „minimalistyczne” aranżacje prezentowane czasem w designerskich czasopismach. Monochromatyczne, w bieli, szarościach, czerni. Chociaż nie, właściwie mogłyby mi się podobać, gdyby tę ascetyczną całość ożywić jakimś barwnym akcentem, nietypową dekoracją, osobistym przedmiotem. Przełamać plamą koloru. Nie mogę się na przykład znudzić wnętrzami, w których jedna ściana lub jej fragment ma bardzo intensywną i niezwykłą barwę albo jest pokryta tapetą w zaskakujący wzór. Niby nic nowego jako pomysł, ale zawsze działa.
Będę relacjonować postępy w pracach. To będą raczej małe kroczki, jak wspomniałam, bez szaleństw.
Zostawiam Was z kilkoma zdjęciami wybranymi z mojej tablicy na Pintereście. Nie bywam tam ostatnio tak często, jak lubię, bo nie chcę, by zastąpił mi Facebooka, ostatecznie nie o to chodzi, by zastąpić jedno uzależnienie innym, jednak cenię go sobie jako źródło estetycznych inspiracji. Dawkuję sobie tę przyjemność bardzo ostrożnie, by nie przesadzić. Bardzo łatwo jest w niego wsiąknąć i zabłądzić wśród tych pięknych obrazów. Jeśli ktoś z Was też ma tam profil, zapraszam na swój.
![]() |
Tu podoba mi się szorstki dzianinowy pled i kolorowa poduszka |
![]() |
Łóżko z surowo wyglądającego drewna i wesoła posadzka |
![]() |
Dość monochromatycznie, ale znów ładny pled i fotografie, które ożywiają wnętrze |
![]() |
Mam słabość do poduch robionych na drutach |
![]() |
Dobry pomysł na galerię zdjęć, którą można łatwo modyfikować. Źródło wszystkich zdjęć - Pinterest |