Wczoraj zrobiłam sobie sama na złość. Napisałam post, opublikowałam, zorientowałam się, że nie nadałam mu tytułu. Skopiowałam więc jego treść, żeby opublikować go jeszcze raz, ale już z dodanym tytułem (żeby tytuł pojawił się w adresie wpisu). Gdy zabrałam się za wklejanie skopiowanej treści w nowy post, okazało się, że skopiowałam tylko część. Za szybko zadziałałam po prostu, zbyt nieuważnie.
Jednak zawsze można liczyć na pomoc Czytelników - zasypały mnie wiadomości z odzyskaną treścią wpisu, który po opublikowaniu został „zassany” przez czytniki RSS „feedly”. Jeszcze raz dziękuję wszystkim życzliwym duszom, Wasza pomoc oszczędziła mi odtwarzania tekstu z głowy i pozwoli cieszyć się wolną sobotą. Poniżej piątkowy wpis:
Propozycja estetycznych piątków spotkała się z ciepłym przyjęciem z Waszej strony, więc z radością kontynuuję.
Zadawałam sobie ostatnio pytanie, dlaczego odczuwam coraz większą potrzebę uproszczenia także w sferze estetycznej. Przez długi czas nie interesowałam się zbytnio tym wymiarem prostoty. Owszem, porządkowałam swoje otoczenie czy garderobę, ale nie byłam w stanie przekroczyć pewnego progu. Jestem bardzo przyzwyczajona do otaczania się bibelotami, rękodziełem, dziełami sztuki, fotografiami, noszenia sporej ilości biżuterii, czasem mocnego makijażu - czyli bardzo przywiązana do wszelkich form dekoracji, zarówno we wnętrzach, jak i na samej sobie. Bez wątpienia w ciągu tych ostatnich paru lat znacznie ograniczyłam ich ilość i stosuję je o wiele oszczędniej, ale do ascetycznej surowości formy wciąż bardzo mi daleko.
Nad mieszkaniem, jak wspominałam w zeszły piątek, również pracuję, zastanawiając się nad tym, z których elementów dekoracyjnych zrezygnować i w jaki sposób uspokoić nieco kolorystykę wnętrza, nie wydając zbyt wiele pieniędzy ani nie robiąc jakiś wielkich przemeblowań. Podobnie, jak w kwestiach odzieży i urody, koncentruję się teraz na szczegółach, nie na ogólnym zamyśle - bo on powstał już jakiś czas temu.
Wzrastające pragnienie prostoty i spokoju również w wymiarze wizualnym zapewne ma wiele przyczyn. W miarę obcowania z tą tematyką pogłębiły się upodobania, które zawsze miałam, ale zagłuszały je przyzwyczajenia wyniesione z domu. Poza tym, przekonując się na każdym kroku, jak wielką siłę ma prostota i jak bardzo jest piękna, pragnę również wykorzystać w pełni jej atuty tam, gdzie wcześniej tego nie robiłam. Albo robiłam w znacznie mniejszym stopniu.
I chyba jest też trochę racji w stwierdzeniu, że nasze otoczenie czy wygląd odzwierciedlają to, co dzieje się w naszej głowie. Ludzie, którzy żyją w chaosie i bałaganie, przy bliższym poznaniu okazują się równie chaotyczni i nieuporządkowani, jak ich mieszkania. Skoro sporo udało mi się we własnej łepetynie poukładać, zapewne dlatego odczuwam potrzebę przełożenia tego stanu na swoje otoczenie.
Trudna to praca, ale przyjemna. Jak sporo kobiet, lubię takie zabawy. Zastanawianie się nad tym, co zmienić w mieszkaniu czy stroju, jak go dopracować, na co zwracać uwagę. Dużo myślę nad rolą koloru i faktury - i we wnętrzach, i w garderobie. Nad umiejętnym wykorzystaniem akcentu kolorystycznego, ornamentu. Sprawdzam, gdzie jest granica między stanem „jakoś goło to wygląda, czegoś tu jeszcze brakuje” a „niczego nie da się już ująć ani dodać”. Kiedy minimalizm zaczyna wydawać się sterylny i co o tym decyduje. Dużo jeszcze mam do nauczenia się, ale coraz bardziej mnie te kwestie fascynują, więc będę wracać do tych tematów także tutaj.
![]() |
Wspaniałe drewno, ale o takim wnętrzu na razie mogę tylko marzyć (źródło: Pinterest) |