Przejdź do głównej zawartości

Instrukcja obsługi do świata

Czasem w internetowych dyskusjach pojawiają się sarkastyczne uwagi, gdy ktoś poleca jakąś konkretną lekturę na temat minimalizmu. Zwykle typu: czy koniecznie, aby zostać minimalistą, trzeba kupić (i - w domyśle - przeczytać) nieskończoną liczbę książek o minimalizmie? 

Może nieco zaskoczy niektórych moja opinia, jako osoby, która sama taką pozycję popełniła i nie da się ukryć, że ma w tym pewien interes, by jej książkę kupowano, czytano i polecano. Otóż, moim zdaniem, wcale nie trzeba czytać ani książek na ten temat, ani blogów, aby nauczyć się żyć prosto. 

Można do tego dojść zupełnie samodzielnie. Niektórym osobom takie podejście do życia przychodzi naturalnie, bez szczególnych starań. Inaczej nie potrafią, takie są od zawsze. Na przykład blogerka The Adamant Wanderer, która tak pisze we wpisie Living like a minimalist (blog jest dwujęzyczny):
Minimalizm jest mi bliski, a jednocześnie jest to kwestia, którą nigdy się głębiej nie interesowałam. Nie przeczytałam na ten temat żadnej książki, nie śledzę blogów, nie dlatego, że nie uważam ich za godne uwagi, ale chyba dlatego, że minimalizm nie wziął się w moim życiu z chęci/potrzeby zmiany, był raczej naturalną koleją rzeczy, wynikającą ze stylu życia jaki prowadzę.
Jednak nie wszyscy mają taką zdolność. Inni potrzebują impulsu i inspiracji. Wiedzą, że coś w życiu chciałyby zmienić, ale nie wiedzą, co i jak. Tak, jak na przykład kiedyś ja. Nie umiałam sama znaleźć przyczyny niezadowolenia z siebie i z życia i gdyby nie pewne lektury, pewnie jeszcze długo kręciłabym się w kółko, frustrując się coraz bardziej. Książki i blogi wiele mi dały. Pokazały mi narzędzia, którymi posługiwać musiałam nauczyć się sama, ale nie musiałam tych narzędzi ani wymyślać, ani konstruować.  


Przyszedł jednak czas, gdy poczułam się na tyle samodzielna i silna, że przestałam szukać pomysłów u innych. Owszem, zdarza mi się zaglądać na blogi osób, które dopiero zaczynają upraszczać swoje życie, bo promieniują one radosną i świeżą energią. Fajnie jest widzieć, jak wypracowują sobie swoje metody i cieszą się uwalnianiem czasu, przestrzeni, umysłu od zbędnego balastu. 

Do minimalistycznych lektur już nie sięgam. Jedynym wyjątkiem, który czasem otwieram i kartkuję, jest Sztuka minimalizmu w codziennym życiu Dominique Loreau, moim zdaniem najlepsza z całej serii Sztuk... Dojrzała, wyważona, napisana z dystansem. 

Myślę, że na każdej drodze powinien przyjść taki etap, gdy przestajesz oglądać się na innych. Sam wiesz, co dla Ciebie najlepsze i nie masz już czasu ani potrzeby zastanawiać się nad drogą wybraną przez kogoś innego. Owszem, wysłuchujesz opowieści, bo cudze doświadczenie zawsze jest cenne i ciekawe, ale znasz już siebie na tyle dobrze, że nie potrzebujesz drogowskazów i map. I jesteś zbyt zajęty życiem jako takim, by nadal wertować instrukcje obsługi do niego.

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian