Jutro wybieram się na spotkanie autorskie w Łodzi, więc zamiast poniedziałkowego wpisu zapraszam już dzisiaj na bardzo ciekawy blog Polish Polyglot, gdzie możecie poczytać o moich metodach nauki języków obcych, ścieżce edukacji i rozwoju zawodowym. Często pytacie mnie o doświadczenia w tej dziedzinie, więc mam nadzieję, że tak obszerna rozmowa przyniesie odpowiedzi na Wasze pytania.
Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć. Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa. Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.