Przejdź do głównej zawartości

Lepszy model

Jak wiecie, mam telewizor i nie zamierzam przestać oglądać telewizji. Lubię ją i traktuję jako źródło rozrywki, a czasem nawet wiedzy (chociaż z wiedzą z TV lepiej uważać). Mam swoje ulubione kanały i audycje, zwykle oglądanie łączę z dzierganiem na drutach, tak, by ręce nie próżnowały, gdy głowa zajmuje się patrzeniem na ruchome obrazki. 

Regularnie oglądam reklamy. Nie w celach edukacyjnych, lecz w ramach obserwacji socjologicznych. Ciekawa jestem, jak aktualnie mąci się widzom w głowach. Nigdy nie byłam szczególnie podatna na przesłanie w nich zawarte, zawsze śmieszyły mnie i zastanawiałam się nieraz, kto się na to nabiera. Trudno było mi uwierzyć, że ludzie kupują produkty czy usługi tylko dlatego, że zobaczyli je w telewizyjnej reklamie oraz że może im nie przeszkadzać świadomość olbrzymich kosztów tego rodzaju promocji i tego, jak bardzo podnosi ona cenę produktu. Skoro jednak nadal miliony złotych są w ten sposób wydawane, znaczy, że ma to sens i jednak się opłaca. 

Bo to przecież systematyczne i wytrwałe pranie mózgów. Wdrukowywanie przekazu, który ma skłonić człowieka do określonych zachowań. Oczywiście, nie każdy widz się tej manipulacji poddaje. Świadomy konsument na pewno nie. Jednak ze świadomą konsumpcją u nas wciąż jeszcze różnie bywa. 

Od pewnego czasu dostrzegam powtarzający się coraz częściej w reklamach różnych produktów schemat myślowy. który wydaje mi się szczególnie szkodliwy, bo uczy zachowań prowadzących do marnotrawstwa. Jeden z banków promuje w ten sposób pożyczki konsumpcyjne, a ostatnio dołączył do klubu również internetowy sklep z artykułami do dekoracji wnętrz. Koncept polega na tym, że bohater lub bohaterka jest zirytowany drobną usterką lub znudzony posiadanymi rzeczami (samochodem, wystrojem kuchni, wyposażeniem łazienki), więc za pomocą fortelu doprowadza daną rzecz czy wnętrze do całkowitego zniszczenia (zamyka w kuchni psa z kotem, uprawia z mężem namiętny seks, co prowadzi do demolki łazienki, podstępnie uszkadza auto), a następnie udaje się do banku po pożyczkę, by wreszcie zrobić wymarzony remont, kupić nowe sprzęty czy samochód.

Józefa Czecha Kalendarz Krakowski
Pomijam sam pomysł zapożyczania się na niepotrzebny remont czy na wymianę sprawnego samochodu, to temat na osobną dyskusję, zresztą same pożyczki przecież nie zawsze są złe. Przeraża mnie jednak promowanie i przedstawianie jako zabawnego zachowania (bo te reklamy są ładnie zrobione i nawet całkiem śmieszne), które jest po prostu szkodliwe. Bohaterowie nie próbują naprawiać ani odświeżać tego, co opatrzone czy uszkodzone, tylko świadomie doprowadzają daną rzecz czy pomieszczenie do ruiny. W filmiku promującym sklep z dekoracjami bohaterka specjalnie rozbija wazon, który nie spotkał się z aprobatą koleżanek, by kupić sobie nowy. Nie oddaje go komuś, komu by się spodobał, nie sprzedaje, nie wymienia na coś bardziej przydatnego, lecz specjalnie go niszczy. 

Mi też rzeczy czasem się nudzą. Ludzka sprawa. Potrzeba odmiany nie jest niczym złym. Uważam jednak, że niszczenie rzeczy, które mogą jeszcze długo komuś służyć (niekoniecznie mi), jest marnowaniem zasobów, prowadzi do zaśmiecania naszej planety i powinno być publicznie piętnowane. W żadnym wypadku nie powinno się zachęcać do tego rodzaju zachowań. 
Opatrzone wnętrze można odświeżyć, przemalować, zmienić dodatki. Wazon, który mi się przestał podobać, oddać komuś, kto ma odmienny gust. Psujący się samochód wyremontować, a gdyby miało to być nieopłacalne, sprzedać na części albo komuś, kto ma więcej cierpliwości do ciągłych napraw. 

Nie mam nic przeciwko usługom czy produktom, które reklamowane są w powyżej opisany sposób, lecz jestem stanowczo przeciwna popularyzowaniu takiego sposobu myślenia. Znudziło Ci się - zepsuj, zniszcz, będziesz mieć wreszcie wolną rękę i powód, by iść na zakupy. 

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian