Przejdź do głównej zawartości

Magia sprzątania

Długo przeglądałam tę książkę w księgarni i już miałam ją odłożyć, gdy wpadł mi w oko fragment, który sprawił, że postanowiłam jednak ją nabyć, chociaż, prawdę mówiąc, właściwie nie jest mi potrzebna, bo opowiada o sprawach doskonale mi znanych. 

Oto ona, wydana przez Muzę Magia sprzątania. Japońska sztuka porządkowania i organizacji. Autorką jest Japonka, Marie Kondo: 


Nie potrzebowałam tej lektury, bo od dawna w naszym domu nie ma bałaganu. Owszem, zdarza się czasem nieład, ale po niegdysiejszym chaosie nie ma już nawet śladów. A książka pani Kondo opowiada o jej metodzie sprzątania, która polega na radykalnym pozbyciu się całego nadmiaru przedmiotów z domu. Raz na zawsze i na dobre. Namawia, by zrobić to stanowczo i jednorazowo. 

Tym, co przekonało mnie do zakupu i jej przeczytania, było odwoływanie się przez autorkę do radości jako kryterium do selekcji rzeczy. Nakazuje zadawanie sobie pytania, czy dany przedmiot wywołuje w nas radość, gdy go dotykamy. Twierdzi, że gdy pozbędziemy się wszystkich rzeczy, które radości nam nie dają, życie ulegnie zasadniczej zmianie. Generalne porządki będą nowym początkiem, wyzwolą energię życiową i dodadzą pewności siebie. 

Książka czyta się łatwo i szybko. Sprawiło mi przyjemność porównywanie doświadczeń autorki z własnymi i odnajdywanie znajomych mi obserwacji. Pod wieloma fragmentami mogłabym się podpisać jak pod własnymi słowami i przeżyciami. Tyle, że ja ten opisywany proces prowadziłam powoli i ostrożnie, rozłożyłam go na kilka lat - i z perspektywy czasowej jestem w pełni przekonana, że to było właściwe tempo. 

Proponowany przez Japonkę radykalizm zmiany nieco mnie przeraża, trudno mi uwierzyć, że gwałtowne i jednorazowe wyrzucenie wszystkich niepotrzebnych rzeczy nie będzie miało negatywnych skutków. Obawiam się, że tak stanowcze działanie jest obciążone podwójnym ryzykiem: pozbycia się rzeczy, które jednak naprawdę są przydatne, oraz poczucia straty, silnej frustracji. Nie wiem, może to dobra metoda, ale mi wydaje się zbyt rewolucyjna. Nie podoba mi się także to, że autorka pisze wiele o wyrzucaniu (na śmietnik, w workach), a nie wspomina o odpowiedzialności za rzeczy i unikaniu marnotrawstwa. 

Poleciłabym lekturę Magii sprzątania osobom, które nie mogą poradzić sobie z pozbywaniem się niepotrzebnych przedmiotów, bo opisuje ona krok po kroku, jak to robić, omawiając poszczególne kategorie rzeczy. Ważne jest to, że podkreśla, by otaczać się tylko rzeczami naprawdę użytecznymi i budzącymi w nas pozytywne emocje. Ciekawe są jej zwyczaje polegające na tworzeniu różnych osobistych rytuałów związanych z rzeczami: dziękowanie im za to, jak nam służą, wyrażanie wdzięczności, rozmawianie z nimi, traktowanie ich jak żywych istot. Nie byłabym zdolna do rozmawiania ze swoimi skarpetkami, do czego namawia pani Kondo, ale jeśli jej sprawia to przyjemność i pomaga w utrzymaniu porządku, świetnie. Dla mnie w jej podejściu jest trochę za dużo magii, ale jednocześnie podaje sporo praktycznych porad i pomysłów na upraszczanie sposobów przechowywania rzeczy. Pisze też o docenianiu tego, co się ma, oraz o tym, jak następuje znalezienie właściwej dla nas ilości rzeczy.
Kiedy doświadczysz wolności od nadmiaru, nie będziesz chciała z niej zrezygnować i przestaniesz gromadzić. (...) Ważne, aby móc ocenić, co się ma pod ręką i wyeliminować nadmiar. (...) Jaki jest idealny stan posiadania? Sądzę, że większość ludzi tego nie wie. Jeżeli całe życie mieszkałeś w wysoko rozwiniętym kraju, najprawdopodobniej jesteś otoczony znacznie większą liczbą rzeczy, niż potrzebujesz. Ludziom trudno sobie wyobrazić, ile dokładnie potrzebują, żeby żyć komfortowo. Redukując stan posiadania poprzez sprzątanie, dojdziesz do punktu, w którym poczujesz, jaka ilość jest właściwa dla ciebie. (...) Porządkując swój dom i zmniejszając stan posiadania, zobaczysz, jakie są twoje rzeczywiste wartości i co się dla ciebie liczy w życiu. Nie skupiaj się na redukowaniu czy skutecznych metodach magazynowania. Skoncentruj się na dokonaniu wyboru rzeczy, które przynoszą ci radość i zbliżają do wymarzonego stylu życia.
Cała książka traktuje o wyrzucaniu i zaprowadzaniu porządku i na szczęście autorka zdaje sobie sprawę z tego, że ma nieco obsesyjne podejście do tematu, co bardzo mi się podoba. Zachowuje dystans do swoich małych dziwactw i zachwytu nad mocą wyrzucania. Najważniejsza jest jednak jej konkluzja: chociaż cała książka poświęcona jest sprzątaniu, nie jest ono tak naprawdę konieczne. Nie umrzesz z powodu nieporządku, a na całym świecie jest wielu ludzi, którym nie zależy na uporządkowaniu swojego otoczenia. (...) sprzątanie nie jest celem życia. (...) Życie naprawdę zaczyna się, kiedy doprowadzisz swój dom do porządku. 

P.S. W najbliższych tygodniach będę publikować nowe wpisy tylko raz w tygodniu, bo intensyfikuję pracę nad książką, a jednocześnie dużo się dzieje także w moim życiu okołoblogowym. Efekty tych działań będą widoczne w maju i czerwcu, o czym będę informować na bieżąco. Na razie nie mogę zdradzać tajemnic, ale myślę, że się Wam spodobają!
 

Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian