W dwóch ostatnich wpisach przedstawiłam Wam swój urlopowy bagaż i zdałam relację z tego, jak funkcjonowało mi się z niewielkim zestawem garderoby podczas trzytygodniowego wypoczynku. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że podróżowanie z małą ilością ubrań nie jest jakimś szczególnym wyczynem. Nieraz już pisałam i mówiłam o tym, że dla mnie minimalizm jest procesem poznawania siebie. Budowania świadomości siebie (o czym ciekawie pisze Kasia z jednego z moich ulubionych blogów ). Każde z zadań, które sobie wyznaczam na tej drodze, ma mi pomóc dowiedzieć się czegoś nowego o sobie samej. Czasem czegoś zupełnie małego, a czasem kwestii o kluczowym znaczeniu. Oszczędne pakowanie się jest jednym z lepszych tego rodzaju ćwiczeń, zresztą podróżowanie zawsze jest ciekawą lekcją. Pod względem praktycznym radzenie sobie z kilkoma zaledwie sztukami odzieży nie było niczym trudnym. Ciepły klimat, więc wyprane ubrania szybko schły, nie doświadczyłam niedoboru. Jak wspominałam poprzednio, wy
Po słonecznej stronie życia