Przejdź do głównej zawartości

Błędy, moi przyjaciele

Pod ostatnim wpisem o zakupach jedna z czytelniczek poprosiła o radę:
U mnie z zakupami nie jest aktualnie źle, chociaż kiedyś bywało różnie :) Staram się układać sobie wszystko w odpowiednim porządku w głowie, bo to przecież sedno każdych naszych poczynań. 
Mam tylko taki problem - już jestem taka mądra, hop do przodu, aż tu nagle sama siebie sprowadzam ,,do parteru" i robię po staremu, niezbyt roztropnie...Cały czas zaliczam taką hiperbolę w swoim rozwoju, wznoszę się i przez myśl mi nie przejdzie, że mogłabym wrócić do starych zachowań, a tu nagle szok i spadam prosto na twarz :) 
I znowu jestem na dole, i dalej ta sama historia. 
Nie wiem, może nie umiem się uczyć na błędach? (!)
Nad umiejętnością uczenia się na błędach rozmyślałam ostatnio często. Temat jest mi bliski, bo przez długi czas nie potrafiłam w pełni wykorzystywać porażek i pomyłek. Owszem, potrafiłam się do nich przyznawać, sama przed sobą i przed innymi także. To już nieźle, bo wiele osób ma problem z powiedzeniem: tak, myliłem się, nie miałem racji, to nie była rozsądna decyzja. Nikt nie lubi okazywać słabości. Jednak chociaż dostrzegałam swoje błędy, nie umiałam wyciągać z nich przydatnych wniosków. Powtarzałam niektóre niekorzystne schematy zachowań przez lata. Tak było na przykład w przypadku nieskutecznego odchudzania się, finansów (skłonności do rozrzutności) czy też jeszcze wcześniej (całe wieki temu) - wiązania się z nieodpowiednimi dla mnie facetami. 

A jednak na pewnym etapie zaczęłam wychodzić z tych zaklętych kręgów cyklicznej porażki. Gdy teraz zastanawiam się, co takiego zmieniło się w moim  sposobie myślenia, najważniejsze wydaje mi się to, że przestałam się swoich błędów wstydzić i postrzegać je jako oznaki słabości, coś, czego należy unikać, bać się. Dostrzegłam w nich drogę rozwoju i możliwość nauki. Przecież każdy prawdziwy sukces poprzedza proces gromadzenia doświadczenia i wiedzy. Porażki też są częścią tej lekcji. Ale wymagają analizy. Tego właśnie brakowało mi wcześniej. Rozłożenia błędu na czynniki pierwsze, poszukania przyczyn, okoliczności sprzyjających, rozpracowaniu powtarzających się schematów. 

Czasem trzeba sięgnąć po kartkę i ołówek, robić notatki, by mieć lepszy materiał do obserwacji - tak było z finansami. Teraz nie prowadzę budżetu i zapisuję wydatków, ale poprowadzenie takich zapisków przez kilka miesięcy pokazało mi czarno na białym, co robiłam źle i dlaczego pieniądze wyciekały mi z portfela. 

A czasem trzeba porozmawiać z kimś z zewnątrz, nawet obcym. Wtedy, gdy brakuje dystansu, emocje zakłócają nam osąd i potrzeba kogoś, kto spojrzy na sytuację chłodnym okiem. W moim przypadku dopiero po rozmowie z pozornie przypadkowym człowiekiem dostrzegłam przyczyny wikłania się w fatalne związki. Pierwsze obserwacje potwierdził znajomy psycholog, do którego zwróciłam się z prośbą o poradę. Bez pomocy z zewnątrz nie umiałam sobie poradzić, bo patrzyłam z bliska i szukałam winnych nie tam, gdzie należało.

Z odżywianiem i nieskutecznym odchudzaniem było jeszcze inaczej. Też potrzebowałam nabrać do sprawy dystansu, popatrzeć na nią w perspektywie wieloletniej. Zaobserwowałam pewne powtarzające się prawidłowości, schematy i dopiero wtedy zrozumiałam, gdzie się myliłam. Jednak historię tę bardziej szczegółowo przedstawiam w książce, która przecież ukaże się lada moment, więc nie będę zdradzać jej tutaj w całości. 

Błędów naprawdę nie należy się bać. Owszem, czasem są one bardzo kosztownymi lekcjami, jak pisze Ania z interesującego bloga, którego odkryłam niedawno (Ania maluje). Jednak właśnie popełniając je, można najwięcej się o sobie i o świecie nauczyć. Nie można ich jednak próbować przed sobą chować. Konieczne jest poddanie ich analizie. Zastanowienie się nad okolicznościami., pomocne mogą być pisemne obserwacje. Poszukanie przyczyn: czy to niedostateczna wiedza, brak informacji, nieopanowane emocje, zła ocena sytuacji, przyzwyczajenie, niekorzystny nawyk? Może być konieczna rozmowa, pomoc z zewnątrz, w niektórych przypadkach skorzystanie z porady specjalisty. 

Oczywiście, jak każdy, wolałabym błędów nie popełniać, aby oszczędzić sobie kłopotów, zmartwień, kosztów. Skoro nie jest to jednak możliwe, bo jestem tylko człowiekiem, a nie cyborgiem, jedyne, co mogę zrobić, to pogodzić się z koniecznością i jak wspomniana Ania, założyć, że błędy nie są błędami, lecz cenną okazją do zdobywania wiedzy o sobie i życiu. Z każdym jestem bogatsza o kolejną drobinę doświadczenia.


Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian