Dzisiaj publikuję ostatnią z nagrodzonych w minikonkursie o porządkach w głowie opowieści. W najbliższych tygodniach będę od czasu do czasu oprócz własnych wpisów zamieszczać kolejne teksty spośród nadesłanych.
Poniższą historię opowiedziała siedemnastoletnia Julia. Jej refleksje ujęły mnie szczerością, podoba mi się, że młoda osoba interesuje się tematem prostoty w życiu. Mam nadzieję, że to doświadczenie przyda się Julii w przyszłości, nawet jeśli nie miałaby iść dalej drogą minimalizmu. Zostawiam Was z jej opowiadaniem.
Mam na imię Julia i mam dopiero [albo aż :)] 17 lat. W samą porę odkryłam minimalizm. Parę miesięcy temu uzależniłam się od filmików beauty na Youtube. Tak pragnęłam tych wszystkich ubrań i kosmetyków, jakie one tam pokazywały, że ciągle chodziłam przygnębiona faktem, że mnie na nie nie stać. Na szczęście trwało to niedługi czas, bo ok. 2 miesięcy. Potem przez przypadek znalazłam filmik o minimalizmie i otworzyłam oczy. Po co mi tyle kosmetyków skoro i tak się mocno nie maluję i w moim życiu nie ma tylu okazji, bym mogła nawet sobie na to pozwolić? Po co mi tyle ubrań, jak i tak większość jest zupełnie nietrafiona (pochodzące najczęściej z impulsowych zakupów rzecz jasna)? Rzeczy w końcu nie przynoszą długotrwałego szczęścia, a właśnie wydarzenia w naszym życiu.
Tak mnie zaintrygował minimalizm, że potrzebowałam więcej informacji, porad na ten temat. Obejrzałam mnóstwo filmików na Youtube, odkryłam polskie blogi i przeczytałam polecane przez minimalistów książki. Taką pierwszą była "Minimalizm po polsku". Świetna. Najbardziej spodobał mi się rozdział o wierze. Co prawda sama jestem niewierząca, ale odkąd pamiętam przeszkadzało mi to bogactwo kościołów katolickich. Wszędzie bogate zdobienia, złoto... To samo tyczy się duchownych. Jeżdżą luksusowymi samochodami, a na kazaniach sami zachęcają do wyzbycia się dóbr. Nie czas jednak na ten temat.
Nadal jestem na drodze do minimalizmu i nie sądzę, żebym kiedyś mogła powiedzieć o sobie, że jestem minimalistką. Jak dla mnie to droga bez końca, jednak nie uważam tego za coś złe. Wręcz przeciwnie.
Nigdy nie byłam bałaganiarą. Czasami tworzył się w moim pokoju bałagan, ale to bardziej przez to, że nie odkładałam przedmiotów na swoje miejsce. Teraz powoli uczę się, by tego błędu już więcej nie popełniać. Jednak kiedy poznałam minimalizm, większą uwagę skupiłam na sprzątaniu - i tak odkryłam, że mam więcej zbędnych przedmiotów, niż sobie wyobrażałam.
Po pozbyciu się rzeczy nadszedł czas na uporządkowanie reszty życia. Coraz rzadziej oglądam telewizję, dzięki czemu nareszcie znalazłam czas, by czytać książki! Jestem pod wrażeniem, ponieważ zawsze twierdziłam, że tego czasu chyba NIGDY nie znajdę... Anulowałam subskrypcję większości kanałów na Youtube, które skłaniały mnie do ciągłego konsumpcjonizmu. Usunęłam z Facebooka osoby, których nie znam i przestałam obserwować tych, którzy notorycznie spamują na tablicy. Usunęłam konto na Twitterze i Instagramie. Staram się ograniczać korzystanie z internetu, jednak nie mam tego jeszcze opanowanego do perfekcji.
Zaczęłam więcej rozmawiać z rodzicami. Wcześniej nasze kontakty głównie ograniczały się do oglądania razem telewizji. Mniej chodzę na zakupy, a jak już chodzę, to planuję, co potrzebuję. Zwracam większą uwagę na jakość kupowanych przeze mnie ubrań. Jeżeli chodzi o kosmetyki, to sprawdzam wcześniej recenzje w Internecie. Uczę się więcej tego, co mnie interesuje. Dłużej trzymam oszczędności - dokładnie się zastanawiam, na co je wydam (à propos, moim postanowieniem noworocznym było prowadzenie zeszytu w którym zapisuje swoje miesięczne wydatki i idzie mi całkiem nieźle). Dzięki minimalizmowi zauważam piękno otaczającego mnie świata i częściej się uśmiecham. Jestem szczęściarą, że mogę wychowywać się w kochającej rodzinie i mam wszystko co jest mi niezbędne do życia. Nie sądziłam też, że kiedykolwiek sprzątanie będzie mi sprawiało radość, a idealnie ułożone ubrania wywołają na mej twarzy uśmiech.
![]() |
Źródło zdjęcia |
Zaczęłam bardziej w siebie wierzyć. Jestem humanistką z powołania i z różnych stron (a to z telewizji, a to z gazet, a to od rodziny, a to nawet ze szkoły!) mi mówiono, że po studiach humanistycznych jedyną czekającą na mnie pracą jest ta w fast foodzie. To wywołało moje obawy. Teraz wiem, że oprócz ukończonego kierunku ważna jest osobowość i zamiłowanie do wykonywanej pracy (poza tym utworzenie własnej firmy też nie jest jakąś trudnością nie do zrealizowania). Najważniejszy jest człowiek i to co sobą reprezentuje, a nie należący do niego papierek.