Wracam do publikowania nagrodzonych prac konkursowych, tym razem relacja czytelniczki eyewitness. A jednocześnie zapraszam Was na spotkania autorskie, pojutrze (3 lutego) w Warszawie w Księgarni Czarnego o godz. 18:00 (ul. Marszałkowska 43/1), oraz w Krakowie 10 lutego o godz. 19:00 w kawiarnio-księgarni De Revolutionibus. Books & Cafe przy ul. Brackiej 14. Do zobaczenia!
Przez
długi czas mojego życia miałam wrażenie, że coś jest z nim nie
tak. Takie uczucie, że życie dzieje się bez mojego udziału, że
to nie ja decyduję, jak wygląda, że nic nie jest tak, jakbym
chciała.
A
jakbym chciała?
Na
to pytanie długo nie znałam odpowiedzi. Uważałam, że inni są
mądrzejsi i wiedzą lepiej co dla mnie dobre. Skoro ktoś poprosił
mnie o rękę, to jak mogłabym odmówić? Skoro rodzice
i teściowie czekają na wnuka, to jak mogłabym się nie
starać? Skoro w pracy dobrze płacą, to po co coś zmieniać? Skoro
coś od kogoś dostałam, to muszę to trzymać. Skoro ktoś mówi,
że dobrze mi będzie w jakimś ubraniu, to trzeba je kupić. Skoro
reklama namawia do kupienia, to na pewno ma rację. Na każdym kroku
ktoś wiedział lepiej ode mnie, a ja nie dawałam sobie prawa do
własnych decyzji.
Nie
pamiętam dokładnie, co zapoczątkowało zmiany. Co było tym
pierwszym bodźcem, który popchnął mnie w inny wymiar życia. Może
kilka tragicznych zdarzeń, po których nie umiałam się
pozbierać, może opowieści koleżanki o warsztatach
komunikacji bez przemocy i empatii, może jakiś blog.... Może
wiara, że można inaczej...
Zaczęłam
od warsztatów wspierających kobiety, potem odbyłam terapię
indywidualną i coś zaskoczyło. Jakby wszystkie klocki wskoczyły
na swoje miejsce. Odzyskałam kontrolę nad swoim życiem, a zmiany
zaczęły postępować lawinowo. Zakończyłam związek, w
którym byłam nieszczęśliwa, otwarcie przyznałam się
rodzinie, że nie chcę mieć dzieci, porzuciłam pracę w
korporacji. I zrobiło się miejsce na sprawy ważne.
Znalazłam miłość swojego życia, kupiliśmy razem mieszkanie,
które jest naszą oazą i wyrazem naszego minimalizmu. Śmiejemy
się, kiedy ktoś jest u nas po raz pierwszy i, rozglądając się, pyta: „jak długo tu mieszkacie? bo tak jeszcze pusto”. Albo
znajomi, którzy już u nas byli pytają: „planujecie coś
tu jeszcze robić?” Nie, nie planujemy żadnych zmian. Wszystkiego
jest w sam raz. Uwielbiamy nasz blat w kuchni, na którym nic nie
stoi. Uwielbiamy to, że każda rzecz w naszym domu ma swoje
miejsce. Jesteśmy też zadowoleni z tego, jak szybko sprząta
się takie mieszkanie, jak mało kłopotu sprawia impreza na
kilkanaście osób, jak przyjemnie i komfortowo się nam mieszka.
Zmiany
w kierunku minimalizmu przetoczyły się też przez stan posiadania i
szafę. Nadal ogromną radość sprawia mi łatwość, z jaką ubieram
się codziennie. Im mniej mam ubrań, tym mniej kłopotu z podjęciem
decyzji co na siebie włożyć i dziwnym trafem wszystko do
siebie pasuje. Szybciej też zauważam czego mi brakuje i wiem
dokładnie czego szukam, co znacznie skraca zakupy.
Minimalizm
i zmiany przeniosły się też do mojej głowy. Kiedyś musiałam
wiele rzeczy zrobić. Wiele spraw trzeba było załatwiać. Teraz nic
nie muszę i nic nie trzeba, za to wiele rzeczy warto. Ta zmiana
myślenia najbardziej ułatwiła mi życie. Bo już nie mam dylematu, co chcę robić. Robię to, co sprzyja mojemu życiu i co jest zgodne
z moją hierarchią wartości. Przestałam robić rzeczy
nieważne dla mnie jak relacje z ludźmi, z którymi nie chcę
się spotykać, jak śledzenie wiadomości, oglądanie telewizji,
korzystanie z portali społecznościowych itd. Mam więcej
czasu dla męża, przyjaciółki, na rower, jogę i
na swoje hobby. Mój świat zmienił się, odkąd
myślę inaczej. Zmiany rozciągnęły się na wszystkie
obszary życia. Wiem, jaka praca daje mi radość i satysfakcję i
inaczej pracuję: z łatwością ustalam priorytety, dokładniej
szacuję czas potrzebny na każde zadanie, umiem się zmotywować
do mniej lubianych zadań, wyprzedzam zdarzenia i potrzeby
klientów, skupiam się na rzeczach ważnych niepilnych, dzięki
czemu nigdy nie jestem w sytuacji "gaszenia pożarów".
Zmiany zaszły
też w kuchni. Jem zdrowiej i korzystniej dla mojego organizmu. Wiem
co mi służy, a co mi szkodzi. Oczyszczony organizm sygnalizuje
bardzo szybko, co mu się nie podoba. Jem prosto, korzystam z
nieprzetworzonych składników, gotuję nieskomplikowane potrawy i te
smakują mi najbardziej. Zaspokajam głód przy pierwszym sygnale z
ciała, nie czekam na ssanie w żołądku i ból głowy.
W
codziennym życiu na własne potrzeby wymyśliłam zasadę:
codziennie jedna rzecz dla domu i jedna dla siebie. Dzięki temu
sprawy domowe posuwają się do przodu a ja nie mam poczucia, że
dzieją się kosztem czasu dla moich bliskich i dla mnie. Zdarza
mi się rezygnować z rzeczy dla domu, ale nie z rzeczy dla
siebie, bo już wiem jak ważne jest „ładowanie baterii” i
że drobne codzienne działania tworzą szczęście.
Proces
zmian w mojej głowie, przyzwyczajenie się, że nic nie muszę
i nic nie trzeba, że można wiele, jak choćby odmówić
przyjęcia prezentu lub sprzedać niechciany prezent, jak pozwolenie
sobie na leżenie na kanapie, bez myśli, że jestem leniem, jak
empatia dla innych, kiedy zupełnie nie rozumiem ich sposobu
myślenia czy działania, pozwolenie sobie na akceptację
świata, a przede wszystkim na akceptację siebie, trwał kilka
lat. W tym czasie przeczytałam wiele książek o minimalizmie,
prostocie w życiu, skutecznym działaniu, komunikacji
międzyludzkiej, wpływie jedzenia na zdrowie. Śledziłam kilka
blogów. Zdobywałam wiedzę na warsztatach. Odbyłam mnóstwo rozmów
o rozwoju, o blokadach, o tym, co nie pozwala iść we właściwym
kierunku. To wszystko inspirowało mnie do przyglądania się sobie,
do zauważania własnych schematów myślenia i działania, do zmian,
jeśli uznałam, że będą służyły mojemu życiu. Z każdej
książki, z każdego artykułu, szkolenia, z każdej rozmowy brałam
coś dla siebie i decydowałam co z tym zrobić. I tak krok po kroku
zmieniałam siebie i swój stosunek do świata. To nie jest
projekt, który się kończy. To proces, który trwa i w którym
trwam ja. Jestem jedyną osobą, od której zależy to, jakie jest
moje życie. Ta myśl w tyle głowy, że mogę wszystko, mogę
absolutnie wszystko, tylko pytanie po co i czy chcę, to właśnie
jest mój minimalizm.