Przejdź do głównej zawartości

Słoneczna strona życia

Blog przeszedł mały wiosenny remont, jak pewnie zauważyliście. Jeszcze wprowadzamy pewne poprawki, ale zasadniczo już wygląda prawie tak, jak sobie zaplanowałam. Chciałam, by jego szata graficzna i kolorystyka bardziej odpowiadały temu, co mi teraz w duszy gra. Poprzednie kolory były zbyt chłodne. Sama jestem znużona minimalistycznymi i niemal pozbawionymi barw blogami, tak do siebie podobnymi, że czasami nie jestem w stanie odnaleźć wpisu, który mnie zaciekawił, bo pamiętam tylko białe tło, a nie mogę przypomnieć sobie, czyj to był blog. Miałam ochotę na odmianę, męczy mnie uniformizacja. 

Podtytuł bloga „Po słonecznej stronie życia” jest wyrazem mojego podejścia do świata. Lubię dostrzegać zarówno jasne, jak i ciemne strony życia, ale staram się w każdej przykrej czy bolesnej sytuacji dostrzegać jej pozytywny wymiar, traktować ją jak cenną lekcję, a w każdym człowieku widzieć dobro. W naszym kraju bywa to czasem trudne, pisałam ostatnio, że ponuractwo i narzekanie bardzo są u nas w modzie, ale przecież każdej modzie można się przeciwstawić albo po prostu ją ignorować.



Podeprę się ulubionym ostatnio cytatem z młodzieńczej lektury, do której wróciłam po latach, by odkryć, że nie tylko nie przestała mnie bawić, ale i dostrzegam w niej treści, których nie mogłam docenić jako nastolatka. Trudno uwierzyć, że książkę tę napisano niemal sto lat temu, widzę w niej wiele obserwacji, które wciąż są aktualne.

Wielkie, wspaniałe przyjemności i rozrywki nie są wcale najważniejsze. Potrafić wykorzystać drobne radości życia, umieć cieszyć się chwilą – oto prawdziwy klucz do szczęścia. Wykryłam wielką tę prawdę niedawno. Nie rozpamiętywać wciąż z żalem przeszłości ani nie myśleć nieustannie o przyszłości, ale umieć wykorzystać w pełni każdą dobrą chwilę. Zupełnie jak przy uprawie roli. Można uprawiać ją ekstensywnie – na wielkich obszarach, i intensywnie – możliwie wyzyskując ograniczoną przestrzeń; otóż ja zamierzam żyć intensywnie. Będę się cieszyła każdą chwilą i będę wiedziała, że się nią cieszę, ciesząc się nią. Większość ludzi nie żyje, tylko goni za czymś przez całe życie. Usiłują osiągnąć cel jakiś, daleko na widnokręgu, i w tej gorączce dążenia tak się zmęczą i zadyszą, że tracą poczucie otaczającego ich spokojnego piękna, obok którego przebiegają pędem.

Potem, kiedy ocknąwszy się, odzyskują nareszcie trzeźwość sądu, pierwszą rzeczą, jaka ich uderza, jest poczucie, że zdążyli się zestarzeć, znużyć życiem i zobojętnieć już nawet na to, czy osiągnęli swój cel, czy nie. 

Ja natomiast postanowiłam, że usiądę przy drodze i gromadzić będę mnóstwo drobnych przyjemności życia.

Tajemniczy opiekun, Jean Webster, przełożyła Róża Centnerszwerowa. 

Witajcie więc po słonecznej stronie, posiedźmy razem przy drodze, by gromadzić drobne i większe radości i przyjemności.

Popularne posty z tego bloga

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian