Przejdź do głównej zawartości

Wiosenne przesilenie

Czas przerwać to milczenie, bo czytelnicy pytają, czy jeszcze żyję ;-) Żyję, nie samą miłością, ale prawie. Pracy też było więcej w ostatnich dniach, jako wolny strzelec musiałam nieco przysiąść, żeby móc sobie pozwolić na długi weekend majowy. Udało się. 

Pytacie mnie w korespondencji e-mailowej o różne sprawy i tematy, które poruszałam w książkach lub na blogu. Często pojawiają się zapytania o odżywianie, bo kwestie te często pojawiały się dawniej we wpisach i sporo pisałam o nich w „Minimalizmie dla zaawansowanych”. Dopytujecie o to, ile ważę, ile mam wzrostu, jak wyglądają moje posiłki na co dzień, czy liczę kalorie. Wiecie, że schudłam, więc pytacie, jak dużo i w jakim czasie. Z jednej strony rozumiem tę ciekawość, bo prawie każdy szuka skutecznego sposobu na utratę i utrzymanie wagi, z drugiej jednak strony pytania takie wprawiają mnie w pewne zakłopotanie. Z wiekiem i nabywanym doświadczeniem przestałam bowiem wierzyć w uniwersalne metody odchudzania. Jestem absolutnie przekonana, że nie istnieje coś takiego, jak sposób odżywania odpowiedni i zdrowy dla każdego. Wśród moich znajomych są wegetarianie, weganie i „mięsożercy”, osoby jedzące mało i często lub większe porcje w większych odstępach czasu. Różne są ich poziomy aktywności i sposoby uprawiania ruchu. Ich stan zdrowia, waga i samopoczucie są bardzo rozmaite i trudno byłoby sformułować jakieś ogólne prawidło na podstawie ich obserwacji. 

Jednak wierzę w to, że warto dzielić się doświadczeniami i obserwacjami dotyczącymi związku pomiędzy sposobem żywienia i trybem życia a samopoczuciem, zwłaszcza w czasach, gdy tak wielu osobom trudno jest utrzymać wagę czy zrzucić nadmiar zapasów tłuszczu. A że wiosna to taki czas, gdy diety i dbanie o sylwetkę są jednymi z tematów przewodnich, postaram się opowiedzieć Wam więcej o swojej dietetycznej drodze, wzlotach i upadkach. Także o autorytetach i inspiracjach, sposobach na utrzymanie konsekwencji w podjętych wyborach. A przede wszystkim o tym, czy i jak pomaga mi w tym wszystkim upraszczanie i minimalizm. Dzisiejszy wpis to tylko zapowiedź, bo chciałam przełamać rozleniwienie pisarskie, w które zapadłam ostatnio. Pozdrawiam Was majowo i życzę wszystkim miłego, słodkiego wiosennego lenistwa! 

Zdjęcie: Sambazon

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian