Przejdź do głównej zawartości

15 lat później

Przeglądałyśmy niedawno z moją przyjaciółką Kasią stare zdjęcia. Na jednym z nich zobaczyłam osobę, która wydała mi się znajoma. Zapytałam: co to za baba? - Jak to, nie poznajesz, przecież to Ty! 

Po bliższym przyjrzeniu się stwierdziłam, że to prawda. Ja, jak najbardziej ja, w całej okazałości. Po krótkich obliczeniach ustaliłyśmy datę powstania tej fotografii na 2001 rok. Dla mnie rok trudny, zapamiętałam go nie tylko z powodu zamachu na WTC z 11 września. Bardzo byłam wtedy zagubiona, nieszczęśliwa, samotna, chociaż wciąż wśród ludzi. Poszukująca miłości, stabilizacji, bezpieczeństwa, a jednocześnie często działająca na własną szkodę. Bardzo źle, wręcz fatalnie czułam się w swojej skórze. To chyba był czas mojej prawie rekordowej wagi, chociaż wydaje mi się, że w najbliższych miesiącach jeszcze bardziej przytyłam (ale nie chcę tego pamiętać). 

Gdy zobaczyłam to zdjęcie, przeraziłam się, ale też pomyślałam, że chcę go zachować na pamiątkę. I pokazać światu, co może wydać się Wam dziwne, gdy już go zobaczycie. Zresztą, zróbmy to od razu. Osoba, która mi towarzyszy, to ówczesny chłopak mojej przyjaciółki, nie ma znaczenia dla tej historii. 


Zdjęcie zrobiono, gdy miałam 27 lat. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że mając lat 42, będę czuła się o wiele lepiej niż wówczas, nie uwierzyłabym. Nie byłam wtedy z siebie zadowolona pod żadnym względem, ale nie wierzyłam, że z wiekiem może coś zmienić się na lepsze. 

Teraz, gdy patrzę na tamtą Ajkę, współczuję jej (sobie), bo wiem, jak bardzo było mi źle, zwłaszcza w tamtym momencie. Jednocześnie cieszę się, że tamten etap dawno już za mną. Dlaczego chcę pokazywać ludziom zdjęcie, które pokazuje mnie w jednym z najtrudniejszych okresów mojego dotychczasowego życia? Bo wiem, jak bardzo czasem historie z pozytywnym zakończeniem są potrzebne osobom, które same taki trudny okres przechodzą. Trudno wtedy uwierzyć, że jeszcze będzie przepięknie...

Wtedy wydawało mi się, że jestem nieszczęśliwa, bo czuję się samotna, bo źle wyglądam, bo nie mam stałej pracy, nie mam własnego miejsca na świecie... Parę lat później znalazłam stałą i dobrą pracę, weszłam w stabilny związek, wyszłam za mąż, poczułam się też lepiej w swoim ciele... a jednak dalej nie umiałam być szczęśliwa, co bardzo mnie zdziwiło. Jak to, wszystkie warunki szczęścia są spełnione, a jednak dalej nie jest mi ze sobą dobrze?!

Musiało minąć kilkanaście lat, bym nauczyła się być szczęśliwa niezależnie od okoliczności zewnętrznych. Pewnie niektórzy z Was marszczą czoło: jak to, przecież nie da się nauczyć być szczęśliwym! Pewnie, że się da, rzecz w tym, że za rzadko się o tym mówi. 

To jeden z tych tematów, których nie sposób ująć w jednym wpisie. Nie będę podejmować takiej próby, bo nawet postem-tasiemcem nie dałoby rady sprostać temu zadaniu. Od czegoś trzeba jednak zacząć. Czym różnię się ja z dzisiaj od Ajki sprzed 15 lat? Jestem osobą bardzo szczęśliwą i zadowoloną z życia, co oczywiście nie znaczy, że nie doświadczam żadnych stresów, przykrości i zmartwień. Moje poczucie szczęścia bierze się jednak przede wszystkim z tego, że, w odróżnieniu od tamtej mnie z przeszłości, znam siebie dobrze, znam swoje potrzeby, umiem je określać i nazywać i potrafię zadbać o ich zaspokojenie. Różne potrzeby, fizyczne, psychiczne, emocjonalne. I poznaję je coraz lepiej. 

W poprzednim wpisie pisałam o równowadze. Ta równowaga wynika również ze wspomnianego stanu zaspokojenia potrzeb. Ich świadomości, umiejętności ich hierarchizowania i wiedzy, w jaki sposób je realizować. Wspomniałam też, że ostatnio czuję się, jakbym znacznie odmłodniała (fizycznie i psychicznie), chociaż chyba nigdy nie byłam osobą zgrzybiałą. Myślę, że to poczucie młodości bierze się po części z tej właśnie umiejętności zadbania o siebie w każdym wymiarze. Wiem też, że dbanie o siebie wielu osobom kojarzy się z egoizmem czy egocentryzmem, ale w moim rozumieniu (i nie tylko moim) dbanie o zaspokojenie swoich potrzeb obejmuje również realizowanie potrzeby pomagania innym czy też wykonywania działań altruistycznych, więc sami widzicie, że to nie jest takie jednoznaczne. 

Miało być optymistycznie, więc niech na koniec będą również optymistyczne zdjęcia naszej bohaterki, piętnaście lat później. 

Zdjęcie Izabella Garbarz, Bellove.pl
Bellove.pl
O tym właśnie chciałabym Wam pisać tej zimy. Jak czuć się ze sobą dobrze. Jak nauczyć się akceptować siebie. Jak nauczyć się o siebie dbać pod każdym względem. I przede wszystkim jak nauczyć się być szczęśliwym. Nieraz poruszałam już tematy, ale na pewno ich nie wyczerpałam. Oczywiście nie dam Wam uniwersalnej recepty na życie ani nie udzielę jednoznacznych odpowiedzi na wszystkie ważne pytania, ale, podobnie jak robiłam to do tej pory, podpowiem, jakie pytania warto sobie samemu zadawać. 

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian