Dzień dobry w Nowym Roku! Jak tam Wasze postanowienia noworoczne? Lubicie je podejmować? Udaje się Wam ich dotrzymywać?
Jeszcze parę lat temu też robiłam podsumowania starego roku, a z początkiem nowego po raz kolejny podejmowałam projekt „Nowa ja”. Do pewnego momentu niestety dość nieskutecznie, entuzjazm szybko opadał i próby zmian kończyły się porażką. Schemat ten ostatecznie przeszedł do przeszłości wraz z rozpoczęciem stosowania podejścia minimalistycznego. Po prostu zaczęłam naprawdę zmieniać swoje nawyki w miarę ich identyfikowania i przestałam czekać z wprowadzaniem zmian do poniedziałku albo początku roku. Gdy stwierdzałam, że jakieś moje zachowanie mi przeszkadza i wymaga korekty, od razu zabierałam się do pracy nad nim. Stopniowej, ale skutecznej. Gdy nie udawało się jedną metodą, próbowałam innych.
Nie o to chodzi, że nie widzę sensu w podejmowaniu noworocznych postanowień. Nawet więcej, myślę, że warto wykorzystać potencjał „nowego początku”, jaki daje zmiana daty w kalendarzu. Niektóre osoby potrzebują takie zewnętrznego impulsu, sygnału do działania. Czemu miałyby więc nie wykorzystać tej okazji? Fakt, że większość ludzi szybko traci noworoczny entuzjazm i już w drugiej połowie stycznia nie pamięta o swoich sylwestrowych czy noworocznych postanowieniach. Ale jednostki dotrzymują ich i skutecznie realizują swoje cele.
Być może napędza Was energia noworoczna, a może jesteście odporni na kalendarzowe wpływy albo czytacie ten tekst w zupełnie innym momencie roku. I zapewne zastanawiacie się nad tym, co ma „ogarnianie się” do nauki bycia szczęśliwym. Pisałam przecież w poprzednich wpisach, że należy tego stanu szukać w sobie samym, a nie na zewnątrz. A teraz nagle piszę, że trzeba się ogarnąć czyli opanować chaos i rozgardiasz, który być może Was otacza. O co zatem chodzi?
Rozbudzenie w sobie zdolności do głębokiego i ciągłego odczuwania czystej radości istnienia czyli w moim rozumieniu wspomnianego wcześniej stanu wewnętrznej szczęśliwości może nastąpić w jednej krótkiej chwili, w wyniku np. jakiegoś silnego, poruszającego przeżycia, które nagle zmienia całkowicie zmienia sposób patrzenia na świat i życie, ale jeśli chcemy dokonać go sami, bez dramatycznych wydarzeń, trzeba pracować nad nim na wielu polach.
Jednym z istotnych czynników wspomnianego stanu jest spokój ducha. A co najczęściej nas tego spokoju pozbawia? Codzienne drobne i większe stresy. Joasia Delbar z bloga Zarządzanie stresem poprosiła mnie niedawno o wpis na temat minimalizmu jako sposobu na redukcję stresu (znajdziecie go tutaj). Pisząc go, uświadomiłam sobie po raz kolejny, w jak wielkim stopniu uporządkowanie różnych sfer życia zmniejszyło ilość stresu, jakiego doświadczam na co dzień, i jak bardzo umocniło mój wewnętrzny spokój.
Stres w pewnych ilościach może działać na nas pozytywnie, jest to wpisane w ludzką naturę. Może nas napędzać, dopingować, mobilizować. Ale w za dużych ilościach niszczy człowieka, także pod względem fizycznym. Nie może być ciągły, chroniczny. W takiej formie skutecznie blokuje naszą zdolność do odczuwania radości istnienia.
Często ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że znaczną część stresu obecnego w ich życiu odpowiadają oni sami. Pomyślcie, ile razy zdarzyło się Wam zostawiać zrobienie ważnej rzeczy na ostatnią chwilę i jak bardzo byliście przez to zestresowani, gdy musieliście zdążyć ją zrobić przed upływem terminu. Klasyczny przykład: roczne rozliczenie podatkowe. Parę razy zwlekałam z nim aż do ostatnich dni kwietnia i za każdym razem bardzo mnie ta sytuacja denerwowała. Ile razy nie mogliście znaleźć potrzebnego przedmiotu czy dokumentu z powodu bałaganu i nadmiaru niepotrzebnych rzeczy? Ile razy do rozstroju nerwowego doprowadzały Was kłopoty finansowe, często wynikające z nieumiejętności zarządzania domowymi i osobistymi rachunkami?
Na wiele źródeł stresu nie mamy większego wpływu. Sytuacje losowe, wypadki, choroby, kataklizmy, politycy... I po to, by lepiej radzić sobie z tymi niezależnymi od nas przyczynami niepokoju i móc wypracować sobie potrzebny do nich dystans, trzeba zminimalizować te, które są od nas bezpośrednio zależne. Czyli zaprowadzić w swoim otoczeniu i życiu porządek i nauczyć się go utrzymywać.
![]() |
Zdjęcie: Kelly Sikkema |
Oczywiście zaczynamy od porządku w przestrzeni, w torebce, szafie, kuchni, na biurku. Tego fizycznego i najłatwiej dostrzegalnego. Przy jego zaprowadzaniu mogą być bardzo przydatne znane Wam zasady minimalizmu: nic w nadmiarze; miejsce na wszystko i wszystko na swoim miejscu; dostosuj stan posiadania do swojej teraźniejszej sytuacji; traktuj rzeczy jako narzędzia, nie cel; mniej znaczy więcej; stawiaj jakość nad ilość. Wiele praktycznych porad znajdziecie na popularnych blogach poświęconych minimalizmowi i w książkach dostępnych na rynku i w bibliotekach. Nie chodzi o to, że każdy ma zostać od razu minimalistą, lecz wymienione przeze mnie zasady i wiele innych, o których mówi się w tym kontekście, są bardzo dobrymi narzędziami do porządkowania w każdej dziedzinie życia.
Z czasem, w miarę nauki i stopniowego wypracowywania nowych nawyków porządek na zewnątrz zaczyna przekładać się na większe uporządkowanie innych sfer: umysłu, emocji, relacji. I te zmiany najbardziej procentują w perspektywie długofalowej.
Nie, to nie tak, że porządek czyni ludźmi szczęśliwymi, a bałagan unieszczęśliwia. Myślę, że można znaleźć szczęśliwych i cieszących się życiem bałaganiarzy oraz bardzo smutnych i nieszczęśliwych pedantów. To nie jest żaden warunek konieczny, ale czynnik, który ma spore znaczenie w pracy nad sobą i jest ważnym elementem mentalnej dojrzałości.
Szkoda mi energii i czasu na nieporządek. Właśnie dlatego, że dobrze go znam z doświadczenia własnego i osób z mojego bliskiego otoczenia. Wiem z naocznych obserwacji, jak często prowadzi do marnotrawstwa sił życiowych na walkę z chaosem i szukanie tego, co pilnie potrzebne, na opanowanie stresu. I do marnowania czasu, przede wszystkim jakże dla nas wszystkich cennego czasu.
Opanowanie chaosu może zająć nawet całe miesiące, jeśli doprowadziło się wcześniej do stanu poważnego zabałaganienia. Wyjście z długów, uporządkowanie domu, zmiana nawyków i skłonienie do współpracy bliskich wymagają czasu i wysiłku. Ale im wcześniej zaczniesz, tym wcześniej zobaczysz efekty, więc do dzieła!