Przejdź do głównej zawartości

Roczny post zakupowy

Bardzo potrzebowałam tak długiej przerwy w blogowaniu. Rozwijanie kanału na YouTube pochłania dużo wysiłku i uwagi, a wciąż wielu rzeczy muszę się nauczyć i nie wszystko jeszcze wychodzi mi tak, jakbym chciała. Jednak uczę się, a oglądających przybywa, od maja uzbierało się już ponad 600 subskrybentów i odbiór materiałów, które publikuję, jest pozytywny, co zachęca do dalszej pracy w tym kierunku.

Dałam sobie czas, by zdecydować, czy chcę nadal pisać bloga, a jeśli tak, jak to pisanie ma w przyszłości wyglądać. Wiem, że aby Wam czytało się dobrze to, co tworzę, nie mogę traktować blogowania jako obowiązku. Tylko wtedy, gdy będę pisać z wewnętrznej potrzeby i z przyjemnością, będzie to miało sens. 

Minęło kilka miesięcy. Wystarczająco dużo czasu, bym mogła spojrzeć z dystansem na to, w jaki sposób chcę kontynuować swoją internetową działalność. Doszłam do wniosku, że najlepiej będzie połączyć jej dwa rodzaje, tak, by się wzajemnie uzupełniały. Blog daje możliwość dokładniejszego wyjaśnienia danego zagadnienia, a z kolei materiał wideo pozwala na pokazanie tego, co czasem trudno opisać słowami. Pisać lubię bardzo, a kręcenie filmów sprawia mi  coraz większą radość, pomimo konieczności mierzenia się z trudnościami technicznymi i poznawania do tej pory nieznanych mi umiejętności. 

Na razie nie będę składać żadnych deklaracji co do częstotliwości publikowania wpisów, zapewniam jednak, że będę robić to regularnie. 

Przejdźmy jednak do tematu wpisu, czyli rocznego postu zakupowego. Skąd ten pomysł? Wiem, nieszczególnie oryginalny, nie o bycie oryginalną mi jednak chodzi. 

Gdy kończyłam Minimalizm dla zaawansowanych w 2015 r., czułam, że ówczesny stan posiadania w tamtej chwili był dla mnie wystarczający. Odpowiednio ograniczony, ale wciąż jeszcze z marginesem bezpieczeństwa. Jednak doświadczenie poprzednich lat nauczyło mnie, że minimalizowanie, ograniczanie się, to proces niejednostajny i wielopoziomowy. Za każdym razem, gdy wydaje się, że dalej już nie da się w nim pójść, po pewnym czasie opadają kolejne blokady i otwierają się nowe przejścia. 

Kolejny rok był ważnym czasem pod względem emocjonalnym. Wiele spraw ułożyło mi się w głowie i w emocjach. Nadal pracowałam nad stosunkiem do własnego ciała, nad właściwą samooceną. Znajdziecie zapisy tego procesu także tutaj, na blogu, we wpisach z 2016 r. W tamtym okresie niezbyt zajmowałam się dalszym minimalizowaniem stanu posiadania, bo nie odczuwałam takiej potrzeby. Inne sprawy były ważniejsze, a to, co miałam, nie przeszkadzało mi w zajmowaniu się nimi. Owszem, stosowałam utrwalone już dawno nawyki zapobiegające ponownemu obrastaniu w niepotrzebne przedmioty, ale to rodzaj wypracowanej higieny posiadania, który chyba zostanie mi już na zawsze. Działania odruchowe, dzięki którym łatwiej funkcjonuje mi się na co dzień i o wielu materialnych aspektach życia nie muszę myśleć zbyt wiele, niezależnie od tego, co w danym momencie się w nim dzieje. 

Tegorocznej wiosny poczułam znów pragnienie pójścia dalej w tym materialnym wymiarze minimalizowania. Puściła kolejna mentalna blokada. Od maja do sierpnia prowadziłam gruntowne oczyszczanie naszej życiowej przestrzeni i przyniosło ono wiele radości i satysfakcji. We wrześniu wyjechaliśmy na wakacje. Z dala od domu, gdy umysł relaksuje się i może w spokoju przetwarzać zgromadzone wrażenia i informacje, czasem jakby same przychodzą pewne wnioski i refleksje. Tym razem jasnym stało się dla mnie, że w tej chwili mogłabym spokojnie podjąć wyzwanie niekupowania przez długi czas i że mogłoby to być bardzo ciekawym doświadczeniem.

Wróciłam 3 października, więc za datę początkową postu zakupowego przyjmuję umownie 1 października 2017 r. Nie będzie to post konsumpcyjny (czyli na przykład nie rezygnuję z koncertów, wystaw, zwiedzania kraju i wyjazdów zagranicznych) ani nie będzie dotyczyć wszystkich dziedzin życia, a jedynie garderoby (łącznie z dodatkami), kosmetyków (pielęgnacyjnych i tych do makijażu) oraz książek (i papierowych, i elektronicznych). 

Wybrałam te trzy obszary, bo czuję, że w tych dziedzinach będzie to szczególnie rozwijające i pouczające. W ostatnich latach przekonałam się, jak bardzo poprawiła się jakość mojego życia dzięki ograniczaniu posiadania. Jak wiele zyskałam, wyznaczając sobie granice. Czas na ważne dla mnie sprawy: spędzanie czasu z bliskimi, podróżowanie, ruch, dbanie o zdrowie ciała i higienę umysłu. Dlatego myślę, że narzucenie sobie ostrzejszych ograniczeń może przynieść jeszcze więcej korzyści. A jakie, to się okaże...

Przyjęłam proste zasady. Do 1 października przyszłego roku nie kupuję nowych ubrań, dodatków, kosmetyków ani książek. Mogę kupować „elementy najbardziej zużywalne”, takie jak skarpetki, rajstopy, bieliznę. Mam poza tym zaplanowany jeden zakup odzieżowy, który prawdopodobnie będzie konieczny, jeśli będę chciała zrealizować pewien plan związany z chodzeniem po górach w zimie. Chodzi o zimowe spodnie trekkingowe, do tej pory chodziłam w letnich, ale one wystarczają tylko przy ładnej i suchej pogodzie, a nie ma co liczyć na taką, jeśli chodzi się po górach w zimie. 

W kwestii kosmetycznej sprawa też będzie prosta: nowe produkty (lub półprodukty w przypadku kosmetyków robionych samodzielnie) mogę kupować tylko na miejsce już wyczerpanych, pod warunkiem, że nie mam w domu żadnego innego, który mógłby pełnić taką samą funkcję. 

Jeśli chodzi o książki, nie ma żadnych zastrzeżeń. Po prostu nie będę ich kupować. Mogę pożyczać, czytać to, co już posiadam, oraz korzystać z propozycji wydawnictw, które przysyłają mi książki do recenzowania na blogu/kanale na YT. Chciałabym jednocześnie pokazać, że nie trzeba kupować książek, żeby sporo czytać, więc wśród zakładek na blogu pojawi się wkrótce strona, na której będę wpisywać przeczytane tytuły, z informacją o tym, skąd pochodzi dana pozycja (zbiory własne, pożyczone, prezent itp.).

Od czasu do czasu będę Wam zdawać relację z przebiegu postu i z nasuwających się wniosków. Będę o tym pisać, ale też pokazywać praktyczne kwestie na kanale na YouTube. 

To nie będzie żadna rewolucja w moim życiu, raczej przejście od kupowania rzadko i w sposób przemyślany do „prawie wcale”. Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia wkrótce!

Foto: Robert Meyer

Popularne posty z tego bloga

Memento vivere

Gdy w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością życia, w komentarzach słusznie zauważyliście, że takie podejście nie dla każdego jest oczywiste, proste, naturalne, wrodzone. Niektórzy muszą się go nauczyć czy też wyćwiczyć.  Czy można nauczyć się cieszyć z faktu, że oto widzimy narodziny nowego dnia, że dane nam jest przeżyć kolejną dobę? Sposobów na to jest wiele, myślę, że taka radość może przyjść na co najmniej dwa.  Pierwszy, dość brutalny i gwałtowny: przez doświadczenie własnej lub cudzej poważnej choroby, wypadku, otarcie się o śmierć lub utratę kogoś ważnego, bliskiego, kochanego, zachodzi proces uświadamiania sobie własnej śmiertelności, kruchości życia, jego ulotności, nieuchronności śmierci. Drugi: gdy ten sam proces następuje powoli, pod wpływem doświadczenia życiowego, upływu czasu, obserwacji świata i własnej refleksji.

Ajka Minimalistka - kolejny rozdział

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynam kolejny rozdział. Prosty blog - czyli to miejsce, niestety nie odpowiada już moim potrzebom. To znaczy nie odpowiada mi ta platforma, na której go piszę, blogspot. Jej niedostosowanie do moich obecnych wymagań nie tłumaczy oczywiście rzadkiej publikacji tekstów w ostatnich latach, ale prawdą jest, że na pewno nie pomagało w pisaniu. Nie ma co jednak szukać wymówek czy wytłumaczeń.  Prosty blog pozostaje tutaj, nie znika. Wiem, że są wśród Was osoby, które wciąż lubią wracać do starych wpisów. Jednak od teraz nowe treści będę publikować w nowym miejscu, do którego serdecznie Was zapraszam. Moje nowe blogowe gospodarstwo nazywa się Ajka Minimalistka i znajdziecie go pod tym adresem . Będą się tam pojawiać nie tylko wpisy, ale również w osobnej zakładce można znaleźć wszystkie odcinki podcastu, który nagrywam od kilku miesięcy.  Zapraszam, do poczytania, posłuchania i zobaczenia! 

Uniform minimalistki

Temat osobistego uniformu obracam w głowie już od kilku lat, co najmniej. Jednak jeszcze do niedawna nie czułam się gotowa na to, by ostatecznie zdefiniować go dla siebie. Owszem, wiedziałam, że ciągnie mnie w tym kierunku i że coraz bardziej zbliżam się do wprowadzenia go w życie na co dzień. Jednak jeśli obserwowaliście, być może, moje materiały o kolorowej szafie minimalistki na YouTube , w cyklu, w ramach którego zaprezentowałam całą swoją kapsułową garderobę na wszystkie pory roku, mogliście zauważyć, że wprawdzie mój styl i zestawy ubraniowe były już dość wyraziste i powtarzalne, trudno było by nazwać je uniformem.  Tak jednak się złożyło, że w międzyczasie zmieniłam tryb życia poprzez powrót do oprowadzania po Krakowie (już nie tylko po Wawelu, jak było parę lat temu), więc o wiele częściej wychodzę pracować poza dom. Oczywiście wymusiło to dostosowanie zawartości szafy i pewne jej uzupełnienia. A jednocześnie kilka ubrań z niej wywędrowało. Z powodu zużycia, ale też zmian